[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Współczuję ci, mała - powiedział Bill do
Josette, która ledwie go widziaÅ‚a, gdyż z trud­
noÅ›ciÄ… mogÅ‚a podnieść powieki. - Mam na­
dzieję, że jak trochę dojdziesz do siebie, to dadzą
ci pięć minut z tym draniem sam na sam.
- Ja też... I że włożą mi gnata do każdej ręki...
Och, Brannon, jak mi się chce spać...
- Nie ma sprawy, zaraz będziesz mogła się
wyspać. Dzięki, Bill.
- Zawsze do usług. - Bill włożył Marcowi
klucz do ręki. - Jak znowu będziesz w szpitalu,
to następną przynieś dla mnie. Widać masz fart,
bo mnie łapiduchy nigdy nie dały takiej próbki
reklamowej!
OdszedÅ‚, nim Brannon zdoÅ‚aÅ‚ wymyÅ›lić rów­
nie ciętą ripostę.
210 Szczęśliwa gwiazda
Marc zaniósł Josette do pokoju gościnnego
i ostrożnie położył ją na łóżku. Zdjął zaplamiony
krwią żakiet, bluzkę, spódniczkę oraz pantofle,
zostawiajÄ…c jÄ… tylko w bieliznie i rajstopach,
staraÅ‚ siÄ™ przy tym zbytnio nie przyglÄ…dać zgrab­
nej figurze. Przykrył potem Josette kołdrą po
samą brodę, oparł się dłońmi o poduszkę po obu
stronach jej głowy i trwał tak przez chwilę
w zapatrzeniu, wdychajÄ…c delikatny różany za­
pach i przyglądając się potarganym włosom,
które częściowo wysunęły się z koka. Zdjął jej
okulary, odłożył na nocną szatkę, przygładził
wÅ‚osy, a pózniej - pod wpÅ‚ywem impulsu - wy­
ciągnął z nich szpilki, dzięki czemu chwilę
pózniej miał ręce pełne jedwabistych loków.
- Zupełnie mi się popłaczą - zaoponowała
sennym głosem.
- Niech siÄ™ plÄ…czÄ…. Masz najpiÄ™kniejsze wÅ‚o­
sy, jakie kiedykolwiek widziaÅ‚em. - Z upodoba­
niem rozłożył je na poduszce wokół delikatnej
twarzy Josette i przyjrzał się swemu dziełu.
- Zmęczona? - spytał z łagodnym uśmiechem.
- Bardzo. Przepraszam, że sprawiam ci tyle
kłopotu.
- %7Å‚aden kÅ‚opot. MuszÄ™ teraz wracać do pra­
cy, ale powinienem być koło wpół do szóstej.
Prześpij się w tym czasie. Powinnaś odzyskać
trochę sił, zanim jeszcze bardziej zagłębimy się
w to śledztwo.
Diana Palmer 211
Przyjrzała mu się uważnie i z łatwością
odgadła, co go gnębiło.
- To naprawdÄ™ nie twoja wina.
Spochmurniał.
- MogÅ‚em przewidzieć, że zaczniesz zgry­
wać bohatera.
- Przestań się wreszcie obwiniać.
- To ja powinienem zarobić kulkę, nie ty.
Zmusiła się do uśmiechu.
- Ach, po prostu jesteÅ› zazdrosny, bo ranÄ…
postrzałową można się pochwalić, a ty nie masz
czym.
- Aleś wymyśliła!
- Nic mi nie będzie - zapewniła bardzo już
sennym głosem.
- Wiem, potrzebujesz jednak porzÄ…dnie od­
począć i dojść do siebie, straciłaś bardzo dużo
krwi. - Nachylił się i przesunął wargami po jej
ustach. - Wyśpij się, kochanie. Zobaczymy się
pózniej. Postawić ci przy łóżku coś do picia?
Powiedział  kochanie"? Niemożliwe, to
przez ten otumaniający wpływ leków musiała
się przesłyszeć.
- A mógłbyś? Najchętniej coś chłodnego-
- Sok pomarańczowy? - spytał, pamiętając,
co najbardziej lubiła, gdy chodzili ze sobą.
- Tak, poproszę - ucieszyła się.
Poszedł po sok do kuchni, a gdy wrócił,
Josette spała już kamiennym snem. Postał nad
212 Szczęśliwa gwiazda
niÄ… przez jakiÅ› ezas, przyglÄ…dajÄ…c jej siÄ™ z dziw­
nym wyrazem twarzy. Nigdy nie przyprowadził
do domu żadnej innej kobiety - nie wyobrażał
sobie tego. Właściwie nie wiedział, co kazało
mu samozwańczo ogłosić się opiekunem Josette,
czuÅ‚ jednak, że dobrze zrobiÅ‚, czuÅ‚, że znaj­
dowaÅ‚a siÄ™ we wÅ‚aÅ›ciwym miejscu. Potrzebowa­
ła jego opieki i to go ujmowało, gdyż odkąd
mama umarła, a siostra wyszła za mąż, nikt go
nie potrzebowaÅ‚, tymczasem Brannonowi brako­
wało tego bardzo.
Oczywiście nie zamierzał się z tym zdradzać.
Spala przez kilka godzin, obudził ją pulsujący
bół w ramieniu. Z trudem usiadła na łóżku,
rozejrzała się, jej wzrok padł na nocną szafkę, na
której Brannon przewidująco zostawił nie tylko
całą karafkę soku pomarańczowego, ale również
środki przeciwbólowe oraz antybiotyk. Nalała
sobie soku, popiła tabletki, przycisnęła chłodną
szklankę do czoła i posiedziała tak przez chwilę.
Widać musiała mieć gorączkę.
Położyła się z powrotem, nie mogła jednak
uleżeć spokojnie, zanadto byÅ‚a obolaÅ‚a i wy­
trącona z równowagi, postanowiła więc wstać
i zająć się czymś. Ponieważ jej ubrudzone krwią
ubranie nie nadawało się do niczego, pożyczyła
sobie z szafy Brannona koszulÄ™ w brÄ…zowo-bialÄ…
kratę oraz sprane dżinsy, oczywiście zarówno
Diana Palmer 213
rękawy jak i nogawki musiała podwinąć trzy
razy. Nie mogła znalezć swoich szpilek do
wÅ‚osów, wiÄ™c musiaÅ‚a zadowolić siÄ™ przeczesa­
niem rozpuszczonych wÅ‚osów grzebieniem Mar­
ca. Wszystko robiła bardzo wolno, gdyż jedną
rękę miała na temblaku i starała się jej nie urazić.
PrzeszÅ‚a do kuchni, zajrzaÅ‚a do lodówki i sza­
lek, znalazła tam tyle rzeczy, że bez problemu
mogłaby przygotować obiad. Właściwie czemu
nie spróbować? OceniÅ‚a swoje aktualne moż­
liwości, po czym wyjęła filety z kurczaka,
pomidory, fasolkÄ™ oraz pudeÅ‚ko z gotowÄ… mie­
szanką do pieczenia bułeczek. Jakiś czas pózniej
buÅ‚eczki i kurczak siedziaÅ‚y w piekarniku, a po­
midory i fasolka dusiły się w rondelkach.
Bułeczki upiekły się na śliczny złoty kolor.
Punktualnie o wpół do szóstej kuchenny stół był
zastawiony na dwie osoby. Brannon, który przy­
niósÅ‚ pieczone skrzydeÅ‚ka z pobliskiej restaura­
cji typu fast food, aż przystanął w progu i zaczął
węszyć.
- CoÅ› tu fantastycznie pachnie! Czy to kur­
czak? - Wskazał palcem przykryte żaroodporne
naczynie.
- Tak. Dodałam rozmarynu - odpowiedziała
trochę nieśmiało. - Przykro mi, bo widzę, że się
zdublowaliśmy z tym kurczakiem...
- I upiekłaś bułeczki! - Odstawił kartonowy
214 Szczęśliwa gwiazda
kubełek ze skrzydełkami i podszedł do stołu,
by przyjrzeć się lepiej, co przygotowała.
- Uwielbiam domowe bułeczki, ale nie jadłem
ich od dwóch lat. Czasem zachodzę do takiej
jednej kawiarni na śniadanie, bo dają tam
rogaliki podobne do tych, które piekłaś co
rano.
Posmutniała, gdyż to przypomniało jej o tych
cudownych dniach, gdy byli ze sobÄ… i Brannon
powtarzał, że muszą zamieszkać razem, żeby
miał każdego ranka świeżutkie pieczywo.
- Przepraszam, to byÅ‚a gÅ‚upia uwaga - zref­
lektował się. - Nie chciałem przypominać ci
o niczym nieprzyjemnym.
- To nie byÅ‚y do koÅ„ca nieprzyjemne wspo­
mnienia - odparła. - Siadaj i częstuj się, nim
wszystko wystygnie.
Marc najpierw odsunÄ…Å‚ krzesÅ‚o dla niej, po­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •