[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zykował utraty wolności albo pani.
212
Dziwne, ale jego słowa i wzrok sprawiły, że znów
poczuła się potrzebna. Zrobiło jej się ciepło na sercu.
Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem.
W progu stal Reggie. BrÄ…zowe wÅ‚osy miaÅ‚ zaczesa­
ne na jedną stronę. Podróżna peleryna opływała go
jak fale molo. Brązowe oczy natychmiast wypatrzyły
ją zza niewielkich okularów.
- Ariel - powiedział. - Dzięki Bogu, nic ci się nie
stało.
Kobieta rzuciÅ‚a Nathanowi peÅ‚ne wyższoÅ›ci spoj­
rzenie, spostrzegła przy okazji, że schował pistolet,
i rzuciła się kuzynowi w objęcia.
- Reggie, dziękuję, że przyjechałeś.
Mężczyzna odsunął się.
- W co ty się wpakowałaś? - spytał, potrząsając ją
za ramiona. - Najpierw Phoebe mówi mi, że zarÄ™czy­
Å‚aÅ› siÄ™ z tym czÅ‚owiekiem, potem twierdzi, że ciÄ™ po­
rwał, bo nie wróciłaś na noc do domu.
Ariel zerknęła na Nathana. Spojrzenie Reggiego
powędrowało za jej wzrokiem. Wyczuła, jak napiął
wszystkie mięśnie.
Wydostała się z jego ramion i odwróciła do Tre-
vaina.
- Reggie, to jest pan Nathan Trevain, przybyÅ‚ nie­
dawno z kolonii amerykańskich.
Obaj mężczyzni stali niewzruszeni. Ariel chwyciła
dÅ‚oÅ„ Reggiego i pociÄ…gnęła go w stronÄ™ Nathana. Za­
trzymała się kilkanaście centymetrów od Trevaina.
- Panie Trevain, to jest mój kuzyn, Reggie Whitt-
field, lord Sarrington.
Nathan ukłonił się. Reggie zacisnął pięść i uderzył
nią Trevaina w szczękę.
213
- O Boże! - krzyknęła Ariel.
- To - oznajmił Reggie - za to, że wystraszył pan
moją żonę, kobietę, którą kocham nad życie.
Nathan nawet nie drgnÄ…Å‚, mimo że na jego policz­
ku wykwitÅ‚a czerwona plama w miejscu, gdzie trafi­
ła pięść Reggiego. Ariel nie wierzyła własnym oczom,
bo Trevain powinien teraz leżeć na podłodze.
- Jak widzÄ™, maniery angielskiej arystokracji nie
poprawiły się ani trochę.
- Maniery, ty łotrze - wycedził Reggie i potrząsnął
pięściÄ…. - PorwaÅ‚ pan kuzynkÄ™ mojej żony. Powinie­
nem byÅ‚ wziąć ze sobÄ… pistolet, żeby siÄ™ z panem po­
liczyć, ale Ariel mi nie pozwoliła.
- Dosyć tego - wtrąciła się Ariel. - Zachowujcie się
poważnie. Reggie, przyjechałeś tu, żeby nam pomóc,
a nie rzucać wyzwiskami. Nathanie, Reggie ma pra­
wo być zły. Jeśli się pan nad tym zastanowi, sam pan
to przyzna.
%7Å‚aden z mężczyzn niczego nie przyznaÅ‚. W milcze­
niu mierzyli siÄ™ wzrokiem. Ariel zawsze bardzo lubi­
ła Reggiego, ale teraz pokochała go jeszcze mocniej.
Kto by pomyÅ›laÅ‚, że tak bardzo kochaÅ‚ Phoebe, że od­
ważył się uderzyć kogoś w twarz z jej powodu. Mój
Boże, gdybym ja znalazÅ‚a takiego mężczyznÄ™, wes­
tchnęła z rozrzewnieniem.
- Tak jest znacznie lepiej - powiedziaÅ‚a, gdy zorien­
towaÅ‚a siÄ™, że bÄ™dÄ… tak stali do rana, jeÅ›li im nie prze­
rwie. - Reggie, dziękuję, że przyjechałeś.
Kuzyn odwrócił się do niej.
- Nie ma za co, chociaż chętnie bym ci złoił skórę
za to, do jakiego stanu doprowadziłaś Phoebe. Bała
się donieść sędziemu o twoim zniknięciu, bo przy-
214
puszczała, że mogłaś uciec z tym człowiekiem i wziąć
z nim ślub.
Ariel przygryzła wargi. O mało nie skrzywiła się
na widok wyrazu twarzy Reggiego. Tak samo wyglÄ…­
dał, gdy przystała na propozycję Phoebe i pojechała
z nią do Londynu. Reggie przewidział, że Ariel nie
zostanie zaakceptowana w towarzystwie.
ZapadÅ‚a cisza. Ariel zastanawiaÅ‚a siÄ™, kto jÄ… prze­
rwie.
Reggie.
- Ariel, chciałbym porozmawiać z tobą w cztery oczy.
Zerknęła na Nathana.
- Cokolwiek masz mi do powiedzenia, możesz to
zrobić w obecności pana Trevaina.
- Prawdę mówiąc, z przyjemnością zostawię was
samych.
- Naprawdę? - zdziwiła się Ariel.
Nathan przytaknÄ…Å‚.
- Na miejscu Reggiego też chciaÅ‚bym z paniÄ… po­
rozmawiać na osobności.
Ariel tymczasem wcale nie zamierzała zostać sam
na sam z kuzynem. Spojrzała wymownie na Treva-
ina, ale on ją zignorował. Ukłonił się i wyszedł.
- Nie wiem, czy będzie pan zadowolony, jeśli
uciekniemy - krzyknęła za nim.
Nathan zatrzymaÅ‚ siÄ™ na chwilÄ™, popatrzyÅ‚ na niÄ… zdzi­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •