[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Pewnie chce, żebyś się z kimś połączył. Może z prokuraturą? Tak, Kumpel? O to chodzi?
Kocur nie zareagował.
~ Zaraz, dzwoniłeś przecież w sprawie Laverta.
- Maiu! - zamiauczały oba koty zgodnym chórem.
- A więc Jim. No tak, on jest jedynym namacalnym śladem, jaki mamy - powiedział powoli Mel,
kiwając głową. - Na pewno był zamieszany w tę historię. Z kim by tu pogadać na jego temat? -
zastanawiał się na głos.
- Może z jego żoną? Musi przecież coś wiedzieć, choćby domyślać się, co robił jej mąż i dlaczego
zginął. Być może da nam jakąś wskazówkę, która doprowadzi nas do celu.
- Zbyt na to nie licz, to może być kolejna ślepa uliczka. - Delikatnie pogładził ją po ramieniu. Potem
włączył silnik i ruszył z miejsca.
- Pozostała mi tylko nadzieja - szepnęła Lily.
Mel przełknął nerwowo. Złość i rozdrażnienie znikły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nikt
inny nie działał tak na niego. A już na pewno nie ktoś, kto wcześniej z całą premedytacją zamknął go
w magazynie. Lily stanowiła absolutny wyjątek. Miał jednak pewność, że jej intencje były bez
zarzutu. Ale wiedział też, że droga do piekła usłana jest dobrymi chęciami.
- Dlaczego to robisz? - zapytał.
- Dlaczego pomagam Susie? - Lily uśmiechnęła się pod nosem. Spojrzała przez okno. Na dworze było
ciepło i słonecznie. Prawdziwie wiosenny dzień. - Do głowy by mi nie przyszło, że tak się sprawy
potoczą. Myślę, że byłam bardzo naiwna, zobowiązując się, że jej pomogę. Sądziłam, że będzie to o
wiele prostsze. Miałam znalezć dla Dawida kochający dom, a Susie wsadzić do samolotu, by odleciała
ku nowemu życiu. Wszystko jednak strasznie się skomplikowało, a ja nie mogłam tak po prostu
wycofać się i zostawić jej samej, gdy dowiedziałam się, że ona nie ma nikogo.
Mel nadal nie rozumiał Lily, ale zaczynał jej ufać. Widział, że działała pod wpływem emocji, zupełnie
przy tym nie zdając sobie sprawy z czyhających na nią niebezpieczeństw.
- Co chciałaś w ten sposób osiągnąć? - zapytał.
- Sądziłam, że uda mi się uchronić małego przed jego wynaturzonym ojcem, a Susie ułatwić start w
nowe, lepsze życie.
- Według ciebie nie mogła zacząć tego nowego, lepszego życia razem ze swoim dzieckiem? - zapytał
zszokowany.
- Dużo łatwiej byłoby wywiezć ją samą niż z dzieckiem. Co ja mówię? Gdyby chciała opuścić kraj z
Dawidem, nigdy by jej się to nie udało.
Zapadło milczenie. Mel dłuższą chwilę zastanawiał się, czy zadać to pytanie. W końcu zdecydował
siÄ™.
- Powiedz mi, jak ona mogła tak po prostu oddać swoje dziecko?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo z tego powodu cierpiała. Kocha Dawida ponad wszystko. Tak strasz-
nie się bała, że nie będzie potrafiła dobrze go wychować. Miała zacząć w zupełnie nowym miejscu, w
innym świecie, prawie bez grosza przy duszy. Nie mogła pójść na takie ryzyko. Wiedziałam, że
Johnsonowie od lat pragną dziecka. Obie ich znałyśmy I było dla nas jasne, że będą wspaniałymi
rodzicami. Może ty nie podjąłbyś takiej decyzji, ale Susie w rozpaczy doszła do wniosku, że tak
będzie najlepiej. Ani ty, ani ja nie zrozumiemy do końca, dlaczego tak właśnie zdecydowała.
- Właśnie próbuję - powiedział Mel. Zjechał na pobocze i wyłączył silnik. Ujął Lily za dłoń i
wyszeptał: - Naprawdę próbuję ją zrozumieć.
- Wiem. - Odwzajemniła jego uścisk.
Kumpel i Klotylda skorzystali z sytuacji i wyskoczyli na zewnątrz. Mel nawet nie próbował ich
powstrzymać. Koty przebiegły przez trawnik i znikły z pola widzenia. Mel wziął Lily pod rękę i
poprowadził w stronę pobliskiego domu. Dopiero teraz zorientowała się, że byli przed domem
Laverta.
- Miejmy nadzieję, że uda nam się dowiedzieć czegoś użytecznego - szepnął do Lily i przycisnął
dzwonek.
Otworzyła im filigranowa blondynka. Niepewnie spojrzała na przybyszy. Mel wyciągnął swoją
legitymację i wyjaśnił, że chcieliby porozmawiać na temat jej męża. Margie Lavert wprowadziła ich
do przestronnego salonu. Usiadła na sofie, naprzeciwko Lily. Mel rozejrzał się wprawnym okiem po
pokoju i nagle dostrzegł w oknie dwa kocie łby.
- Znalezliście już mordercę? - zapytała, nie mogąc powstrzymać łez.
- Niestety jeszcze nie. Ale może pani mogłaby nam w tym pomóc?
Pokręciła przecząco głową.
- Jim nigdy mi o niczym nie mówił. Zawsze tylko powtarzał, że niepotrzebnie się martwię. Wciąż się
gdzieś spieszył. Przyzwyczaiłam się do tego, że nigdy go nie było. Wiedziałam jednak, że wróci... - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •