[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 grzesznych myśli".
Cygański taniec dobiegł końca i tancerze rozsiedli się
znowu u stóp Nikosa.
- JesteÅ› zadowolony, Å‚askawy panie?
- Bardzo - odparł.
Wyjął z kieszeni sakiewkę i obdarował drobnymi
monetami wszystkich cygańskich artystów. Thea zauważyła,
że monety były złote. Zastanowiła się, czy Nikos jest dość
bogaty, by sobie pozwolić na taką hojność. Kobiety całowały
dłonie ofiarodawcy, mężczyzni dziękowali mu kłaniając się
nisko.
- Na nas już czas - rzekł y/reszcie malarz. - Do domu
droga daleka, a południe minęło - dodał patrząc w niebo.
Thea zdała sobie sprawę, że spędzili tu kilka godzin
jedząc, słuchając muzyki i przyglądając się tańcom.
Przypuszczała, że jest już koło czwartej. Przywołała
Merkurego. Zjawił się natychmiast, gdy tymczasem mały
cygański chłopiec przyprowadził Istena.
Nikos podsadził Theę i umieścił w siodle. Wciąż była
oszołomiona muzyką i pragnęła skłonić głowę na jego ramię,
zamykając oczy. Marzyła, by posadził ją przed sobą na swoim
siodle i w ten sposób zawiózł do domu. Ale powiedziała mu
jedynie  dziękuję" swoim słodkim głosem. Była pewna, iż on
wie, że jest mu wdzięczna za wszystko, co się zdarzyło.
Cyganie zaczęli wykrzykiwać słowa pożegnania. Wtedy
król, a zarazem pierwszy skrzypek zaczął znowu grać. Dobył z
instrumentu radosne, romantyczne tony, jak gdyby
wygrywane specjalnie po to, by ponaglić kochanków do
wspólnej drogi. Długo jeszcze słyszeli je z oddali. Thei
zdawało się, że niesie je drżenie liści na wietrze.
Wkrótce znalezli się na płaskim terenie.
Znów rozpoczęli galop, ale już nie taki dziki i szalony jak
poprzednio. Dziewczyna była przekonana, że Nikos
powściąga pęd swego wierzchowca, by nie męczyć jej
nadmiernie.
Minęli otwartą przestrzeń i jechali teraz krętymi dróżkami
pośród drzew jodłowych. Gdy dotarli do szczytu wzgórza,
Nikos ruszył przodem. W tej samej chwili Thea spostrzegła, iż
z lasu wyłania się gromada mężczyzn i otacza ich kołem. Jej
oczy, oślepione jazdą pod słońce, z trudem rozpoznawały
niewyrazne sylwetki. WyglÄ…dali jak cienie.
Wtedy usłyszała grozny, podniesiony głos Nikosa.
Ukłucie lęku uświadomiło jej, że oto natknęli się na bandę
rozbójników grasujących w górach bałkańskich. Byli
postrachem mieszkańców tych okolic. Kradli owce i kozy,
zabierali konie. Szeptano też, że znikały bez wieści młode
niewiasty. Każdy władca, nie wyłączając jej ojca, próbował
ich schwytać i uwięzić. Zazwyczaj jednak mijało sporo czasu,
nim dowiadywał się o napadzie na tę czy inną górską osadę, i
kiedy żołnierze wyruszali w pościg, było po wszystkim
Thea znała bandytów z licznych opowieści. Wiedziała, że
noszą narzutki z owczych skór, mają harde twarze, broń
wkładają za pas. Teraz zobaczyła ich na własne oczy: z
długimi, ciemnymi, luzno opadającymi włosami, bez
kapeluszy. Tylko jeden z nich wyglądał inaczej. Domyśliła
się, że to herszt bandy. Rozmawiał z Nikosem, który w czymś
mu się sprzeciwiał. Posługiwali się językiem, którym artysta
porozumiewał się ze swym sługą. Thea z początku nie
pojmowała, o czym mówią. Potem zdała sobie sprawę, iż
bandyta posługuje się mieszanym językiem albańsko - grecko
- tureckim. Zaczęła chwytać sens jego słów.
Herszt domagał się okupu. Ze zgrozą usłyszała, iż
rozbójnicy zamierzają zabrać ich ze sobą w charakterze
jeńców. Przysunęła się na koniu do Nikosa. Wtedy dopiero
zobaczyła, jaki jest wściekły. Herszt wydał rozkaz. Dwóch
mężczyzn zbliżyło się, by ująć lejce Merkurego i Istena.
Obydwa konie natychmiast stanęły dęba.
- Nie dotykaj naszych koni! - rzucił ostro Nikos. -
Pojedziemy za tobą, skoro nie ma innego wyjścia.
- Już niedługo będą one twoje - odparował drwiąco herszt.
- To niezłe koniki!
Nikos nie odezwał się, lecz Thea wydała okrzyk zgrozy.
Jakżeby mogła pozwolić, by Merkurego zabrali tacy zbóje?!
Spojrzała z rozpaczą na Nikosa. Pienił się z wściekłości, ale
rzekł uspokajająco:
- Musimy pojechać z nimi, ale nie lękaj się, nic złego nam
siÄ™ nie stanie.
- Czy jesteś tego pewny? - spytała, wciąż zdjęta trwogą.
Zaraz dotarło do jej świadomości, iż Nikos powiedział to
po angielsku, bandyci więc nie pojęli. Zdumiała się: władał
tym językiem nie gorzej niż ona. Odrzekła mu słabym głosem:
- Cóż możemy zrobić? Przecież nie mogę stracić
Merkurego!
- Zaufaj mi - uspokoił ją. - Przewidziałem, że coś takiego
może się nam przytrafić.
Thea wiedziała, że Nikos czuje się bezradny, nie mając
przy sobie broni. Cóż mógłby przedsięwziąć przeciw tuzinowi
przeciwników. I - co gorsza - z nią u swego boku. Gdyby był
sam, mógłby zaryzykować ucieczkę, w nadziei iż nie będą
strzelać do tak wspaniałego konia jak Isten. Ale z nią, Theą,
nie śmiał podjąć takiego ryzyka.
Herszt prowadził ich drogą przez las. Z przerażeniem Thea
zdała sobie sprawę, iż oddalają się od domu Nikosa. Jechali
teraz w górę, musieli więc zwolnić. Zwłaszcza że podłoże
było skaliste i konie ślizgały się.
Po chwili, która wydawała się nieskończenie długa, dotarli
do skalistego płaskowyżu. Otoczony wysokimi górami miał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •