[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Trzydzieści pięć godzin później Tantal po raz ostatni wyszedł z podprzestrzeni.
W dużej odległości od systemu przeznaczenia statek czekał na resztę floty. To był
niezapomniany widok. W jednej chwili Tantal przestał być tylko porzuconym w
kosmosie kawałkiem metalu. Jeden po drugim pojawiały się wokół niego inne statki
floty.
Przypadkowo wybrany punkt zbiorczy w niczym nie przeszkodzi obliczeniom
Komanda. Analiza planetarna szybko wskaże planety, na których możliwe jest życie.
Od tej chwili rozpoczną się masowe represje. Przestrzeń wokółsystemowa za kilka
dni stanie się miejscem zbiórki największej w historii floty Mścicieli. Wszędzie,
gdzie polecą statki Cany ich ślad grawitacyjny zaprowadzi Komando na odpowiednią
planetę. Bron, o dziwo, był przekonany, że Mściciele nadlecą za późno.
Cisza podprzestrzeni ustąpiła miejsca szumowi silników grawitacyjnych. Tantal
wraz z resztą floty zmierzał na planetę bazę. Załoga była teraz zajęta nawigacją, ale
zawsze jeden z nich przydzielony by do pilnowania go. Bron nie przejmował się tym.
I tak niczego nie mógł zrobić w czasie lotu. Jego stosunki z załogą stały się prawie
kordialne. Wiedząc dobrze jaki los im zgotował, żałował czasem, że tacy ludzie
muszą umrzeć.
Spał właśnie, kiedy Tantal odłączył się od reszty formacji. Obudziła go cisza
wynikła z wyłączenia silników grawitacyjnych. Znowu naszedł go sen.
Leżał na poduszce tak miękkiej i elastycznej jak łono matki. Płynął gdzieś,
unoszony bezwładnie silnym prądem, ciągnącym go do okropnego celu. Wyraźnie
czuł ruch prądu. Miał świadomość olbrzymiego ciśnienia. Słyszał dziwne głosy,
wodniste, lepkie, klejące rechotanie przerażonych dzikich gęsi, tonących w błocie.
Ponad wszystko zaś czuł strach, uczucie osaczenia, które dążyło jak ołów.
Ponownie zanurzył się w ciemnym tunelu, unosząc się na czarnych wodach
niesamowitej rzeki. Na każdym zakręcie dławił go strach, że dalej niczego już nie
będzie. Wkrótce był pewien, że to że rzeka wpłynie do jakiejś jaskini, a on znajdzie
się tam nagi i bezbronny, skonfrontowany z rzeczywistością, do której absolutnie nie
był przygotowany.
Niepokój ustąpił miejsca panice. Szum wody stawał się coraz silniejszy,
groźniejszy, bardziej bolesny cisnący. Groził utratą rozumu, dziwniejszym i
potworniejszym niż jakiekolwiek delirium.
Huk silników rozsadził ten koszmar i wybił go wreszcie ze snu. Wracając do
świadomości spadł podłogę i z prawdziwą ulgą powitał ból, który wyrwał go
ostatecznie z resztek snu. Jeżeli jednak obrazy zniknęły, to dziwny gęsi rechot wciąż
był wyraźnie słyszalny, mimo szumów kanału transferowego.
Rozdział XXII
– Doc? Jaycee? Znowu ten szum w kanale.
„Nie ma ich, żołnierzyku”.
– Ananias? Myślałem, że nie wolno ci zbliżać się do urządzeń kontrolnych.
„Wszystko da się załatwić. Zdaje się, że Doc cierpi z powodu czegoś, co wypił w
kawie, a Jaycee z tej samej przyczyny, tylko w alkoholu. Ponieważ tu byłem, wiec
pomyślałem, że największy już czas na szczerą rozmowę”.
– Zawsze byliśmy szczerzy. Jesteś tylko zwykłą świnią pozbawioną zasad, której
ostatnia godzina wybije w chwili, kiedy będę mógł dosięgnąć twego gardła.
„Zawodna pamięć jest rzeczą wspaniałą, Bron. Jeżeli dobrze pamiętam, to było
dwóch skubańców pozbawionych zasad, a ty byłeś najobrzydliwszym z nich. Można
powiedzieć wręcz, że zawdzięczam swój sukces twojemu pożałowania godnemu
wpływowi. Ale nie jestem tutaj, żeby wymieniać z tobą komplementy. Chce cię
ostrzec”.
– Spływaj Ananias. Cokolwiek byś mówił, to i tak niczego nie zmienisz.
„Wprost przeciwnie. Już zapomniałeś, że za tą całą historią krył się pewien plan? Z
pomocą Boga i mojej dedukcji może uda się go jeszcze uratować. Ale to nigdy nie
nastąpi, jeżeli wciąż będziesz mi przeszkadzał. Zniszczenie współrzędnych planety
Brick było najgłupszą rzeczą, jaką dotąd zrobiłeś”.
– Musiałeś się gęsto tłumaczyć, co?
„To nic wobec zła, które wyrządziłeś. Jedyna nadzieja w tym, że flota Komanda nie
zdąży nadlecieć na czas”.
– Czego ty chcesz, Ananias? Z pewnością nie zależy ci na wygranej Komanda.
„Na Jowisza!” - krzyknął szczerze przerażony Ananias. „Bujasz tak mocno w
obłokach, że to aż śmieszne. Gdybyś nie był tak silnym katalizatorem, miałbym
ochotę cię zabić. Ostrzegam, Bron. Pozwól wydarzeniom iść swoim torem. Nie
dodawaj do nich własnego chaosu. Jeżeli dalej będziesz komplikował, to zmusisz
mnie do przeciwdziałania. Nawet gdybym miał cię wydać. Ponieważ chyba naprawdę
niewiele pamiętasz, powiem ci coś, co cię zmusi do myślenia. Wiesz kto wymyślił te
fałszywe współrzędne? Ty! Jedynie twój zwichrowany umysł mógł to wymyślić. A
po co? Dlatego, że jeżeli te dwie floty uderzą na siebie, to zniszczą się nawzajem
doszczętnie. I co wtedy zrobimy?”
Bron nie odpowiedział. Walczył z fałszywością usłyszanych słów i nie potrafił ich [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •