[ Pobierz całość w formacie PDF ]

David wydawał się zupełnie zadowolony, zatrzymując swoje dowcipne myśli dla
siebie.
Co było trochę irytujące. Bo skąd miałam wiedzieć, czy nie śmieje się akurat ze mnie?
Potem David nacisnął jakiś guzik przy drzwiach i otworzyła się winda. Chyba nie
powinnam się dziwić, że w Białym Domu jest jakaś winda, ale się zdziwiłam. To pewnie
dlatego, że na moment zapomniałam, gdzie jestem i wydawało mi się, że to zwyczajny dom.
Poza tym, na wycieczkach nigdy nam windy nie pokazywano.
Weszliśmy do środka i David nacisnął guzik. Drzwi się zamknęły i winda ruszyła na
dół.
- No i? - odezwał się. - Czemu się urwałaś?
Nie miałam pojęcia, o czym mówi. Chociaż powinnam.
- Urwałam się?
- No wiesz. Z lekcji rysunku, po Incydencie Ananasowym. Przełknęłam głośno ślinę.
- Myślałam, że już to sobie wyjaśniliśmy - powiedziałam. - Mówiłeś, że to moja
wrażliwa dusza artystki i tak dalej.
Drzwi windy rozsunęły się. David pokazał mi, żebym poszła przodem.
- Tak, ale chciałem usłyszeć twoją wersję wydarzeń. Tak, założę się, że chciał.
Zdecydowanie nie zamierzałam zrobić mu tej przyjemności. Wiedziałam, że tylko by
sobie ze mnie kpił. I w efekcie, kpiłby także z Jacka. A tego bym nie zniosła.
Zamiast tego powiedziałam lekko:
- Nie sądzę, żeby Susan Boone tak samo jak ja patrzyła na kwestię artystycznej
niezależności.
David spojrzał na mnie, a jedna brew znów podjechała mu w górę. Tyle że tym razem
byłam dziwnie pewna, że nie był rozbawiony.
- Doprawdy? - zapytał. - Jesteś tego pewna? Bo ja uważam, że Susan Boone jest
bardzo luzacka w tych sprawach.
Jasne. Bardzo luzacka. Tak luzacka, że szantażem zmusza mnie do powrotu na zajęcia.
Ale nie powiedziałam tego głośno. Wydawało mi się, że niegrzecznie byłoby kłócić
się z kimś, kto być może za chwilę da ci jeść.
Poszliśmy kolejnym korytarzem, tym razem bez dywanu i ozdób. Potem David
otworzył jakieś drzwi i znalezliśmy się w wielkiej kuchni.
- Cześć, Carl - powiedział do faceta w czapce szefa kuchni, który z przejęciem
nakładał bitą śmietanę do pucharków z musem czekoladowym. - Masz tu coś dobrego do
przegryzienia?
Carl podniósł oczy znad swoich dzieł, rzucił na mnie okiem i zawołał:
- Samantha Madison! Dziewczyna, która uratowała świat! jak się masz?
W kuchni było mnóstwo innych ludzi zajętych zmywaniem i odkładaniem różnych
naczyń na miejsce. Theresa, jak widziałam, pomyliła się w sprawie obrzeżonych złotem
talerzy. Jak najbardziej można je było wkładać do zmywarki i w gruncie rzeczy dokładnie to
robiła właśnie służba kuchenna Białego Domu. Ale, kiedy mnie zobaczyli przerwali i
zgromadzili się wkoło, żeby podziękować mi za uratowanie ich szefa przed kulką w łeb.
- Czego brakowało tej flądrze? - Chciał wiedzieć Carl, kiedy już odebrałam gratulacje
od jego podwładnych. - Rozumiesz, nadziałem ją prawdziwym krabem z Maryland. Kupiłem
ją dziś rano. Była świeżutka.
David podszedł do olbrzymich rozmiarów lodówki i otworzył drzwi.
- Była chyba po prostu za bardzo, no wiesz... - Jak na faceta, który chodzi do Horizon,
David z pewnością nie przemawiał jak urodzony geniuszek. - Znajdzie się tu jeszcze jakiś
hamburger z tych, co byty na lunch?
Na dzwięk słowa hamburger rozpromieniłam się, Carl to dostrzegł i powiedział:
- Chcesz hamburgera? Ta dama chce hamburgera. Samantho Madison, zrobiÄ™ ci
takiego hamburgera, jakiego w życiu nie jadłaś. Usiądz tu sobie. Nie ruszaj się. Jak zobaczysz
tego hamburgera, to ci skarpetki pospadajÄ….
Wprawdzie miałam na sobie rajstopy, ale uznałam, że nie należy o tym wspominać.
Usiadłam na stołku, który wskazał mi Carl. David usiadł obok i patrzyliśmy, jak Carl,
poruszając się tak szybko, że niemal rozmazywały mu się kontury, rzucił dwa ogromne
hamburgery na płytę kuchennego grilla i zaczął je dla nas smażyć.
Dziwnie było tak siedzieć w kuchni Białego Domu. Dziwnie było siedzieć w kuchni
Białego Domu z synem prezydenta. Dla mnie dziwny byłby zresztą już sam fakt, że siedzę
gdzieś z jakimś chłopakiem, bo nie jestem wśród chłopaków specjalnie popularna. Przecież ja
to nie Lucy. Do mnie nie dzwoni co pięć minut inny facet... A ściśle rzecz biorąc, w ogóle
żaden nie dzwoni.
Ale ten chłopak i to miejsce sprawiały, że czułam się potwornie niezręcznie. Nie
mogłam się zorientować, dlaczego David jest taki... no cóż, miły - tylko takim słowem
mogłam to opisać. To znaczy, wmawianie mi, że mogłam zapchać toaletę w Białym Domu
nie było specjalnie miłe, ale zachował się bardzo przyzwoicie, proponując mi hamburgera,
kiedy umierałam z głodu.
To na pewno dlatego, że uratowałam jego tatę. No, bo niby z jakiego innego powodu?
Był mi wdzięczny za to, co zrobiłam. To zrozumiałe. Dlatego się stand.
Niezrozumiałe było jednak, dlaczego starał się aż tak bardzo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •