[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spytała Annie.
- Oczywiście.
-Dzięki. W takich sprawach trudno o całkowitą pewność.
A ja...
- Jesteś piękną kobietą, więc skąd te wątpliwości?
- No wiesz... - Wzruszyła ramionami i odgarnęła ze
skroni kosmyk włosów. - Niby zdaję sobie sprawę z tego, że
w nowych strojach wyglÄ…dam niezle, ale...
- Te ciuszki wcale cię nie zmieniły, Annie. To tylko
ładna oprawa, nic więcej, ty zawsze byłaś śliczna. Po prostu
wyszłaś z ukrycia.
- Jakże chętnie uwierzyłaby, że tak jest w istocie.
Co prawda chyba powinna czuć się urażona tym, że Josh
i Parker zauważyli ją dopiero wtedy, gdy zadbała o swój
wygląd, ale... mogła im to darować.
- Masz rację. Dzisiaj wszystko poszło jak po maśle.
Josh spytał, czy może zadzwonić.
- Uhm. - Max patrzył na nią z nieprzeniknionym wy-
razem twarzy.
- Zaprosiłam Grace na lunch. Zjesz z nami?
- Tak - mruknÄ…Å‚.
- Zwietnie.
Strona 90 z 151
S
R
Przyłączyła się do grupy sprzątających kobiet, ale prawie
nie słuchała, o czym gawędzą. Wciąż brzmiała jej w uszach
samokrytyka Maxa, gdy mówił o śmierci jej ojca.
W przeszłości nigdy nie oczekiwała, że Max będzie ją
wspierał, gdy miała problemy. Czyżby popełniła błąd? Mo-
że należało więcej o nich mówić, gdy przebywali razem?
Oczekiwać więcej zrozumienia i współczucia od dobrego
przyjaciela? Ale ona zawsze szanowała wyznaczone przez
niego granice.
- Sporo dzisiaj namieszałaś, Annie - ze śmiechem
stwierdziła Eva Sanderson. - Ci dwaj panowie nie opuszczą
teraz żadnej mszy.
- Dwaj? Chyba trzej - poprawiła Raehael Adams, żo-
na pastora. - Max Hunter był taki zazdrosny, że omal nie
sprowokował bójki.
Kobiety zachichotały, a Annie uprzejmie się uśmiech-
nęła, choć to wszystko wcale nie było zabawne. Max za-
zdrosny? Też coś. Najwyżej takiego udawał, żeby pomóc jej
zwrócić uwagę Josha i Parkera. Widocznie ma aktorskie
zdolności.
- Wypiorę te ścierki.
- Dzisiaj moja kolej - zaprotestowała Raehael.
- Nie szkodzi. I tak muszę pózniej zrobić pranie. - An-
nie pośpiesznie umknęła z sali.
Powinna była przewidzieć, że wszyscy będą na jej temat
plotkować. Ostatnia taka atrakcja zdarzyła się dwa lata te-
mu, gdy sześćdziesięciodwuletni stary kawaler Morris
Jeppers ruszył w zaloty do wdowy Jane Hastings, dzięki
czemu błyskawicznie dorobił się sześciorga pasierbów i
czternaściorga przybranych wnuków. Annie miała na-
Strona 91 z 151
S
R
dzieję, że już wkrótce sama stanie się bohaterką równie ro-
mantycznej opowieści ze szczęśliwym zakończeniem.
Na zewnątrz od razu natknęła się na Maxa, który wziął
od niej wszystkie pakunki.
- Gotowa? - spytał. - Babcia już czeka na czas w sa-
mochodzie.
- Więc jedzmy.
Max lekko objął ją w talii, a Annie wyczuła, że oboje są
w centrum uwagi, i bardzo się starała nie zarumienić. To
wszystko jest idiotyczne, stwierdziła w duchu. Dopóki nie
zaczęła nosić tych seksownych ciuszków, nikt się nią nie
interesował. Natomiast teraz obserwowano każdy jej ruch,
gdy przebywała w pobliżu niezamężnego mężczyzny. A
przecież Max wychował się w Mitchellton; nie było żadną
tajemnicą, co sądzi o instytucji małżeństwa.
- Możesz trochę poczekać z tym lunchem? - spytał,
najwyrazniej nic sobie nie robiÄ…c z wielu par wpatrzonych
w niego oczu.
- Jasne, a bo co?
- Muszę skoczyć do Sacramento po różne żelastwa.
- %7łelastwa? - Annie niezmiernie się zdziwiła.
- Założę w twoim domu nowe zamki. Coś lepszego
niż te antyki, które można otworzyć szpilką do włosów.
- Wcale nie są takie stare! - zaprotestowała oburzona.
- I nie chcę, żebyś cokolwiek robił. Sama się tym zajmę.
- To wiekowe rupiecie. - Max otworzył jej drzwiczki.
- A dzisiaj i tak nie znajdziesz ślusarza, więc osobi-
ście je wymienię. Nie pozwolę, żebyś spędziła jeszcze jedną
noc w domu, który stoi otworem.
- To nie twoja sprawa!
Strona 92 z 151
S
R
- Tej walki chyba nie wygrasz, moja droga. - Grace
uśmiechnęła się do niej ciepło. - Max dorównuje ci uporem.
- Niech się szarogęsi u siebie.
- Też mu to powiedziałam, ale on ma wybiórczy
słuch. Uznał, że wie lepiej, co dla ciebie dobre, i zatkał
uszy.
Max chrząknął, lecz się nie odezwał, czym pośrednio
przyznał babci rację.
Annie poprawiła się na siedzeniu auta, a dół sukienki od-
słonił smukłe udo. Max pośpiesznie odwrócił wzrok i wlepił
go w szybę. Niech Annie mówi sobie, co chce, ale ta kiecka
była zbyt śmiała jak na Mitchellton. Na pewno... albo on
jednak jest pruderyjny.
-Trudno z tobą wytrzymać, Max - stwierdziła Annie, za-
pinajÄ…c pasy. - Nie potrzebujÄ™ twojej opieki.
- A powiedziałem, że się tobą opiekuję?
- Nie wymądrzaj się. - Pomachała grupie znajomych,
którzy nadal gawędzili na parkingu. - Wszyscy przeżyli
szok, widząc cię w kościele drugi raz z rzędu.
- Jakoś to przeżyją. - Max także odpowiedział gestem
na pozdrowienia. Znał tych ludzi i pamiętał ich z dzieciń-
stwa, choć od tego czasu znacznie się postarzeli.
- Na pewno, skoro przetrwali okres, gdy byłeś nasto-
latkiem. - Annie prychnęła kpiąco.
Zerknął we wsteczne lusterko i stwierdził, że Grace
uśmiecha się od ucha do ucha.
- Masz ochotę coś dodać, babciu? Na pewno znasz z
tysiąc historyjek o moich młodzieńczych wyskokach. Może
Annie jeszcze nie słyszała kilku z nich.
- Akurat nic nie przychodzi mi do głowy. Ale fakt, że
się kłócicie, jest kształcący. Nigdy dotąd tego nie robiliście.
Strona 93 z 151
S
R
- Wcale się nie kłócimy.
- Oczywiście, mój drogi.
Annie wcisnęła się głębiej w fotel i skrzyżowała ramiona
na brzuchu, starannie unikając spojrzenia Maxa. Wiedziała,
że Grace usiłuje pomóc, ale skutek był wręcz odwrotny.
Absolutnie nie należało przypominać Maxowi o tym, że
ostatnio wciąż się spierają.
Chociaż prawdę mówiąc... gdyby to od niej zależało, to
chętnie urządziłaby Maxowi dziką awanturę. Zawsze starała
się przy nim hamować, tak wiele przemilczała. Jakim cu-
dem mogłaby być otwarta i szczera wobec kogoś innego,
skoro tyle ukrywała przed Maxem? Mężczyzną, na którym
najbardziej jej zależało?
Poczuła, że blednie. Nagle zrozumiała bowiem, że ba-
lansuje niebezpiecznie blisko miłości do Maxa. Nie tylko
lubiła go jak starego przyjaciela. Niewiele brakowało, aby
po uszy się w nim zakochała.
Nie wolno do tego dopuścić. Wystarczająco dużo w ży-
ciu wycierpiała, a Max oznaczał kłopoty.
Gdy tylko wjechał na podjazd przed domem Grace, na-
tychmiast wyskoczyła z auta.
- Do zobaczenia - rzuciła przez ramię, dosłownie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •