[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciekawa... Ale nie posunęłabym się tak daleko. Mam swoją dumę.
Quinn rzucił jej kątem oka czujne spojrzenie. Poczuła się dziwnie zażenowa-
na. Miała ochotę wstać i włączyć górne światło, paliła się bowiem tylko jedna lam-
pa obok sofy i atmosfera stawała się niebezpiecznie intymna.
- Może to była któraś ze sprzątaczek? - zasugerowała szybko, aby rozproszyć
jego skupiony na sobie wzrok.
- Było za pózno na sprzątanie - odrzekł odruchowo, ale po chwili namysłu
dodał: - Zresztą nie wiem... Być może była to pokojówka. Skąd mogę wiedzieć?
Zazwyczaj sprzątają pokoje rano, ale kto wie? A może w głowie mi się zaczyna
mieszać! Może to początek paranoi, co?
Oczy mu pociemniały pod wpływem emocji, których nie potrafiła rozszyfro-
wać. Co czuł? O czym myślał? Wyglądał teraz tak młodo... jak chłopiec, którego
kiedyś znała... To nagłe wspomnienie przeraziło ją i odsunęła się nieznacznie w kąt
kanapy.
- W takim razie - podjął - muszę cię przeprosić. Nie chciałem tak ostro zarea-
gować...
- Już dobrze... - próbowała go uspokoić.
- Nie, wcale nie jest dobrze! - Ku jej przerażeniu przysunął się bliżej, tak że
naciskał udem leżącą przy jej biodrze poduszkę, a potem chwycił jej rękę i powiódł
kciukiem po jedwabistej skórze nadgarstka. - Muszę ci wyznać, że nasze spotkanie
S
R
również dla mnie było szokiem. Nie co dzień spotyka się kobietę, która cię wszyst-
kiego nauczyła...
- To nieprawda! - zaprzeczyła żywo.
- Prawda. Ale nie chcę teraz o tym dyskutować. Nigdy nie miałem szansy
powiedzieć ci, co czułem, gdy tak nagle mnie opuściłaś. - Westchnął ciężko. - By-
łem w rozpaczy, Jules. Musisz mi uwierzyć. Nie dopuszczałem myśli, że coś po-
dobnego mogło mnie spotkać. Nie mnie! Nie nas... Potem pojąłem, że byłem aro-
ganckim zarozumialcem...
Julia nadal usiłowała wyrwać rękę z jego uścisku. Te mocne, opalone palce
działały na nią niewiarygodnie zmysłowo i wywoływały wspomnienia z dawnej
przeszłości. Wydawały jej się teraz fantastycznym snem pieszczoty, na które po-
zwalała niegdyś młodocianemu Quinnowi. Młodocianemu? Quinn nigdy nie wy-
dawał jej się za młody...
- Pamiętasz, jak po raz pierwszy przyszedłem do twojego apartamentu? - spy-
tał szeptem, przesuwając leciutko palcem po jej wrażliwej dłoni. Patrzył na jej szyję
takim wzrokiem, że również tam czuła dotyk niewidzialnej ręki. - Byłaś wówczas
bardzo zaskoczona, ale mnie nie wyrzuciłaś.
- Powinnam była to zrobić - powiedziała ostro, z przerażeniem przyglądając
się, jak Quinn pieści jej dłoń, a potem delikatnie podnosi ją do swych ust.
Szarpnęła się gwałtownie.
- Quinn, co ty wyrabiasz! Po co wskrzeszasz przeszłość, o której wolałabym
zapomnieć? - Spojrzała na niego z wyrzutem. - Myślę, że będzie lepiej, jeśli odej-
dziesz stąd, zanim stanie się coś... czego obydwoje pożałujemy.
- Nigdy niczego nie żałuję. - Ciemne, przymrużone oczy Quinna były zmy-
słowe i drapieżne jak oczy polującego kota.
- Ale ja żałuję. - Z trudnością przełknęła ślinę. Tylko częściowo było to praw-
dą... - Quinn, proszę... - Szybko wstała, aby znalezć się poza zasięgiem jego od-
działywania.
S
R
Ku jej przerażeniu Quinn podniósł się również i chwycił ją za ramię.
- Jules! - powiedział głuchym głosem. - Czego się boisz? Przecież wiesz, że
nigdy bym cię nie zranił.
- Niczego się nie boję - zaprzeczyła szybko. - Ale minęło już dziesięć lat...
Ludzie siÄ™ zmieniajÄ…, Quinn.
- Przestają się kochać, czy właśnie to masz na myśli? - Nadal jego dłoń zabor-
czo spoczywała na jej ramieniu.
- Nigdy się nie kochaliśmy - powiedziała, unikając jego wzroku. Owszem, by-
Å‚a nim zauroczona, podobnie jak on niÄ…. Ale to wszystko. Absolutnie wszystko.
Gorzkie doświadczenie, którego nie miała ochoty powtarzać.
- Kochałem cię - powiedział nieoczekiwanie, a potem pochylił głowę i koń-
cem języka musnął jej ucho.
Odskoczyła odeń jak poparzona.
- Quinn, to śmieszne! - zawołała z oburzeniem. - Nie pozwolę, żebyś robił ze
mnie idiotkę, tylko dlatego, że wówczas wyjechałam bez uprzedzenia!
- Naprawdę uważasz, że usiłuję cię ośmieszyć?
- A cóż innego mogłoby to oznaczać? Chyba nie chcesz mi wmawiać, że szu-
kałeś mnie przez ostatnie dziesięć lat! Nasz... nasz związek skończył się na długo
przed moim wyjazdem do Los Angeles.
- Wtedy gdy poprosiłem cię, żebyś za, mnie wyszła - dorzucił Quinn sztywno.
Julia na wspomnienie tego wydarzenia poczuła się tak, jakby ktoś wbijał jej
nóż w żołądek. Aż do tej chwili sądziła, że potrafi sobie z tym poradzić. Aż do tej
chwili nie myślała o przeszłości.
Przywołała na pomoc aktorskie umiejętności i leciutko się uśmiechnęła.
- No cóż... - powiedziała bezlitośnie obojętnym tonem. - Już widzę minę two-
ich rodziców, gdyby się o tym dowiedzieli!
- Przestań! - Ton głosu Quinna świadczył, że przestaje panować nad sytuacją.
Patrzył na nią groznie, jak człowiek, którego zawiodły nerwy.
S
R
Nagle z mdlącym uczuciem w żołądku zdała sobie sprawę, że go zraniła. Na-
prawdę zraniła. To nie mogło być przecież udawane... Och, czyżby zaczynała mu
współczuć, w momencie gdy z takim trudem zyskała nad nim przewagę? Byłoby
wielce nierozsądne nie pójść teraz za ciosem. Nie mogła pozwolić, by sprawy za-
szły za daleko... Musiała z zimnym okrucieństwem kontynuować grę.
- Co ci się stało, Quinn? - spytała z drwiną w głosie. - Nie lubisz prawdy?
Przecież sam nawiązałeś do tego drażliwego tematu.
Twarz Quinna pociemniała z gniewu.
- A więc dla ciebie to nic nie znaczyło? - spytał ostro. - Przelotna rozrywka,
zabawny romans, o którym zapomniałaś, gdy tylko się skończył?
- Oczywiście - przytaknęła skwapliwie. - A czego się spodziewałeś? Och,
oczywiście, nie mogę powiedzieć, bym... - poszukała odpowiednich słów - bym się
dobrze nie bawiła...
- A więc bawiło cię to? - przerwał jej gwałtownie. - Bawiło cię, że wzięłaś
sobie niewinnego chłopca, aby potem wystrychnąć go na dudka? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •