[ Pobierz całość w formacie PDF ]

z rancza nie planował wizyty u niej, ale nie mógł się
otrzÄ…snąć z wrażenia, jakie wywarÅ‚a na nim teoria Eliza­
beth, że Macy przechodzi kryzys tożsamości. Nie znał się
na psychologii tak, jak jego bratowa, ale musiał przyznać,
że to, co mówiła, miało sens.
A jeżeli już miał się zapuszczać na teren psychoanalizy,
przyczepa, którÄ… Macy sobie wybraÅ‚a na mieszkanie, po­
twierdzała opinie Elizabeth. Było to mieszkanie nie zako-
53
twiczone w ziemi, bez szans na stabilność i równowagę,
zupełnie jak życie Macy w tej chwili. I brakowało mu
osobowoÅ›ci. Przyczepa byÅ‚a pomalowana na obojÄ™tny be­
żowy kolor, a jedynym wyróżniającym ją elementem był
brÄ…zowy pas po obu stronach.
Rory chciał poznać tę kobietę. Sprawdzić, czy teoria
Elizabeth jest słuszna. Przekonać się, czy to, że Macy
zachowuje siÄ™ jak jeż, jest mechanizmem obronnym, ob­
jawem tego, że straciła wiarę w podstawy, na jakich do tej
pory opierało się jej życie. Odkryć, czy rzeczywiście cierpi
na kryzys tożsamości w wyniku śmierci matki i jej
kłamstw.
No, trzeba do niej podejść. Jeżeli postoi tu jeszcze
chwilę, sąsiedzi uznają, że jest podglądaczem, i wezwą
policję. Wysiadł z pikapa, podszedł i... odkrył, że pasek
gołego ciała jest z bliska jeszcze bardziej kuszący.
- Pracujesz nad opalenizną? - spytał.
Podskoczyła na dzwięk jego głosu, omal nie spadając
z leżaka. Zerwała z twarzy okulary i spiorunowała go
wzrokiem.
- Chcesz mnie przestraszyć na śmierć? - warknęła.
Ukrył uśmiech. Była taka słodka, gdy się gniewała.
- Nie, ale chyba i tak mi się udało.
Usiadła z nogami na ziemi i ukryła twarz w rękach.
- Spałam - mruknęła.
Wsunął palec pod ramiączko jej bluzki. Poczuł, jak
zadrżała.
- Zliczna piżamka.
- Nie podoba ci siÄ™?
Podniósł ręce.
54
- Po prostu podziwiałem twój strój.
Poprawiła ramiączko.
- Czego chcesz?
- Czy mężczyzna musi mieć jakiÅ› powód, by odwie­
dzić uroczą kobietę?
- OszczÄ™dz sobie trudu. Jestem uodporniona na sztu­
czki takich mężczyzn jak ty.
- Nie byłbym tego taki pewny - powiedział, patrząc
znaczÄ…co na jej bluzkÄ™.
SpojrzaÅ‚a w dół i szybko zakryÅ‚a siÄ™ rÄ™kami, by zasÅ‚o­
nić sutki wypychające cienki materiał.
- Pytam jeszcze raz - powiedziała szorstko. - Czego
tu chcesz?
Wzruszył ramionami.
- JechaÅ‚em do sklepu i pomyÅ›laÅ‚em, że może chciaÅ‚a­
byś zabrać się ze mną. Rzucić okiem na rośliny - dodał
licząc, że tym ją przekona.
Przez chwilÄ™ jeszcze patrzyÅ‚a na niego ze zÅ‚oÅ›ciÄ…, a po­
tem schyliła się, by włożyć sandały.
- Czemu nie? Nie mam nic lepszego do roboty.
- A więc pojedziesz ze mną? - upewnił się, zdziwiony,
że tak łatwo się zgodziła.
- Podlewałeś dziś rośliny?
- Nie.
- Wobec tego pojadę. Ktoś musi się nimi zająć, bo
inaczej nie przeżyją.
ROZDZIAA CZWARTY
Macy kucnęła i palcem sprawdziła ziemię w donicy
z jukÄ….
- Jeszcze wilgotna - mruknęła. Wstała, otrzepała ręce
i przyjrzaÅ‚a siÄ™ sÄ…siednim roÅ›linom. - Trzeba by zainsta­
lować tu ciąg zraszaczy. Ziemia nie zatrzymuje wilgoci.
- Ta kobieta to idiotka!
Macy ze zdumieniem spojrzała na niego.
- Jaka kobieta?
Rory wskazał ręką wystawę sklepu.
- Ta cholerna dekoratorka. UżyÅ‚a umrzyków. Umrzy­
ków! A specjalnie jej mówiłem, żeby tego nie robiła.
- Umrzyków? - nie zrozumiała Macy. - Ach, masz na
myśli manekiny?
- Tak! I spójrz na ten parkan! - Rory aż siÄ™ zaczerwie­
niÅ‚ ze zÅ‚oÅ›ci. - Czy wedÅ‚ug ciebie to wyglÄ…da jak ogro­
dzenie korralu?
Macy nie wiedziaÅ‚a, czy ma potwierdzić, czy zaprze­
czyć.
- A chciałeś tu mieć korral? - spytała ostrożnie.
- Do diabła, tak! Ze słupkami i barierkami - mruknął
ponuro. - Takie ogrodzenie jak tu nadaje się do ogródka
cioci, a nie na ranczo. I popatrz na te kupki piachu - do­
dał, wskazując podłogę wystawy. - Czy to wygląda jak
56
żwir, którym wysypany jest korral? Do diabła, nie! -
krzyknÄ…Å‚, zanim Macy zdążyÅ‚a odpowiedzieć. - To wyglÄ…­
da jak jakaś cholerna plaża!
Macy musiała przyznać mu rację. Wystawa była wprost
komiczna, z tym ciotczynym ogrodzeniem, piaskiem
i  umrzykami" ubranymi jak kowboje.
- Nie jest tak zle - powiedziała, próbując dyplomacji.
Spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Kpisz sobie ze mnie? Prawdziwy kowboj, widzÄ…c to,
pęknie ze śmiechu.
- No to nie pozostaje ci nic innego, jak tylko kazać jej
to przerobić.
- Nie mogę! Ona już wyjechała. Za długo by potrwało,
zanim bym ją tu z powrotem sprowadził. A otwarcie jest
w środę.
- No więc sam to przerób - powiedziała ze złością.
- Przecież wiesz, co byś chciał tu mieć.
- A twoim zdaniem, po co zatrudniłem dekoratorkę
wystaw? Trzeba mieć talent, żeby udekorować wystawę.
A chociaż Bóg obdarzył mnie wieloma talentami, tego
akurat mi poskąpił. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •