[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Drzwi otworzył Franęois.
- Pani baronowa czeka na pana.
Poprowadził mnie do jej pokojów. Pani Deroulard siedziała w dużym fotelu.
Nie było śladu mademoiselle Virginie.
- Panie Poirot - rzekła starsza dama - dowiedziałam się właśnie, że nie jest
pan tym, kogo pan udaje. Jest pan policjantem.
- Tak jest, madame.
- Przyszedł pan tu zbadać okoliczności śmierci mojego syna?
Znowu przyznałem się:
- Tak jest, madame.
- Byłabym zobowiązana, gdyby powiedział mi pan, do czego pan doszedł.
Zawahałem się.
- Po pierwsze, chciałbym zapytać, skąd pani o tym wie.
- Dowiedziałam się od kogoś, kto nie jest już z tego świata.
Jej słowa, jak również ton, którym je wypowiedziała, spowodowały, że
przebiegł mnie dreszcz. Nie mogłem wydobyć z siebie głosu.
- Dlatego, monsieur, proszę pana usilnie, aby powiedział, jaki jest wynik
pańskich dochodzeń.
- Madame, skończyłem dochodzenie.
- A mój syn?
- Został zamordowany.
- Wie pan, kto to uczynił?
- Tak, madame.
- A zatem, kto?
- Pan de Saint Alard.
- To pomyłka. Pan de Saint Alard jest niezdolny do popełnienia zbrodni.
- Mam dowody.
- Raz jeszcze proszÄ™, niech mi pan wszystko opowie.
Tym razem usłuchałem jej, relacjonując krok po kroku drogę do odkrycia
prawdy. Starsza pani słuchała uważnie. W końcu skinęła głową.
- Tak, tak, wszystko siÄ™ zgadza, z wyjÄ…tkiem jednego. To nie pan de Saint
Alard zabił mojego syna. Zrobiłam to ja, jego matka.
Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Pani Deroulard łagodnie kiwała
głową.
- Zatem dobrze, że posłałam po pana. Aaska boska, że Virginie o wszystkim
mi powiedziała, zanim poszła do klasztoru. Proszę posłuchać, panie Poirot. Mój syn
był złym człowiekiem. Prześladował Kościół. %7łył w grzechu śmiertelnym. Ciągnął
za sobą do piekła również inne dusze. Ale zdarzyło się coś jeszcze gorszego.
Pewnego dnia rano, kiedy wyszłam ze swojego pokoju. zobaczyłam synową,
stojącą u szczytu schodów i czytającą list. Widziałam, jak syn skrada się od tyłu.
Jedno szybkie pchnięcie i ona pada, uderzając głową w marmurowe stopnie. Kiedy
zbiegli się domownicy, już nie żyła. Mój syn był mordercą, i tylko ja, jego matka, o
tym wiedziałam.
Na chwilę zamknęła oczy.
- Nie może pan sobie wyobrazić, monsieur, mojej rozpaczy. Co miałam robić?
Zadenuncjować go na policji? Nie potrafiłam się na to zdobyć. To był mój
obowiązek, ale ciało było mdłe. Poza tym, czyby mi uwierzono? Od jakiegoś czasu
coraz gorzej widziałam: powiedziano by, że musiałam się pomylić. Zatem
milczałam. Lecz sumienie nie dawało mi spokoju. Milcząc. również byłam
morderczynią. Syn odziedziczył majątek żony. A teraz miał otrzymać tekę ministra!
Na pewno z podwójną energią zacząłby prześladować Kościół. Do tego jeszcze
Virginie. Biedne dziecko. Piękna dziewczyna, z natury pobożna, była nim
zafascynowana. Syn miał dziwną, straszną władzę nad kobietami. Widziałam, co
się kroi, ale nie mogłam temu zapobiec. On nie miał zamiaru się z nią ożenić.
Przyszedł czas, kiedy Virginie gotowa była wszystko dla niego zrobić.
I wtedy zobaczyłam wyjście z sytuacji. To był mój syn, ja dałam mu życie.
Byłam za niego odpowiedzialna. Zabił ciało jednej kobiety, teraz zabije duszę innej!
Weszłam do pokoju pana Wilsona i zabrałam fiolkę z lekarstwem. Kiedyś w żartach
powiedział, że wystarczy ich, by zabić człowieka. Poszłam z nimi do gabinetu i
otworzyłam dużą bombonierkę, która zawsze stała na stole. Pomyłkowo otwarłam
jednak zupełnie nowe pudełko - Obok stało drugie - w środku była tylko jedna
czekoladka. To upraszczało sprawę. Nikt nie jadał czekoladek oprócz mojego syna i
Virginie. Tego wieczoru postanowiłam trzymać ją przy sobie. Wszystko poszło tak,
jak zaplanowałam...
Urwała, przez moment siedziała z zamkniętymi oczyma, po czym znowu je
otworzyła.
- Panie Poirot, jestem w pana rękach. Lekarze mówią, że niedługo pożyję.
Jestem gotowa odpowiedzieć przed Bogiem za mój czyn, Czy na ziemi również
muszę to zrobić?
Zawahałem się.
- Ale, madame, pusta buteleczka... - rzekłem, pragnąc zyskać na czasie. - Jak
trafiła do rąk pana de Saint Alarda?
- Kiedy przyszedł się ze mną pożegnać, wsunęłam mu ją do kieszeni. Nie
wiedziałam, jak się jej pozbyć. Jestem tak niedołężna, że nie mogę poruszać się o
własnych siłach, a pusta buteleczka w moim pokoju wzbudziłaby podejrzenia.
Rozumie pan, monsieur - wyprostowała się dumnie - nie zamierzałam rzucać
podejrzeń na pana de Saint Alarda! Do głowy mi to nie przyszło.
Pomyślałam, że jego lokaj znajdzie pustą fiolkę i wyrzuci ją bez chwili
namysłu.
Skłoniłem głowę: - Rozumiem, madame.
- I co pan postanawia, monsieur? - spytała głosem mocnym, bez drżenia.
Podniosłem się z krzesła.
- Madame - odparłem - mam zaszczyt życzyć pani miłego dnia. Moje
dochodzenie skończyło się klęską Sprawa zamknięta.
Poirot przez chwilę milczał, po czym rzekł cicho:
- Zmarła tydzień pózniej. Mademoiselle Virginie skończyła nowicjat i złożyła
śluby. To, przyjacielu, cała historia. Muszę przyznać, że nie bardzo się tu
odznaczyłem.
- Ale trudno to nazwać klęską - zaprotestowałem. - Cóż innego mogłeś zrobić
w tej sytuacji?
- Ah sacre, mon ami - zawołał Poirot, nagle się ożywiając. - Naprawdę nie
rozumiesz? Byłem po tysiąc razy idiotą! A gdzie moje szare komórki? Cały czas
miałem w rękach wskazówkę.
- Jaką wskazówkę?
- Bombonierkę! Nie rozumiesz? Czy osoba o dobrym wzroku popełniłaby
taki błąd? Wiedziałem, że madame Deroulard ma zaćmę - przecież brała krople. W
całym domu była tylko jedna osoba ze wzrokiem na tyle słabym, by nie rozróżnić,
która pokrywka jest od którego pudełka. To bombonierka była pierwszą rzeczą,
która obudziła moje podejrzenia, a jednak do samego końca nie zorientowałem się,
jak bardzo jest ważna.
Wadliwe było również moje rozumowanie. Gdyby pan de Saint Alard był
winien, nie trzymałby obciążającej go buteleczki. Znalezienie jej dowodziło jego
niewinności. Wiedziałem przecież od panny Virginie, że jest roztargniony. Pod
każdym względem żałosna historia. Tylko tobie ją opowiedziałem. Rozumiesz, nie
pokazuje mnie w dobrym świetle. Starsza dama popełnia zbrodnię w tak prosty i
sprytny sposób, że zwodzi mnie, Herkulesa Poirota. Sapristi! Lepiej o tym zapomnij.
Albo nie - zapamiętaj tę historię i za każdym razem, kiedy zauważysz, że robię się
zarozumiały - co jest mało prawdopodobne, ale może się zdarzyć...
Postarałem się powstrzymać śmiech.
- ...wówczas, przyjacielu, powiesz mi:  bombonierka . Zgoda?
- Załatwione!
- W każdym razie - rzekł Poirot z zadumą - było to doświadczenie. Ja, który
szczycę się niewątpliwie najlepszym mózgiem w Europie, mogę pozwolić sobie na
wielkoduszność.
- Bombonierka - mruknÄ…Å‚em cicho.
- Pardon, mon ami?
Spojrzałem w niewinną twarz Poirota, pochylającego się ku mnie pytająco, i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •