[ Pobierz całość w formacie PDF ]

panowania nad sobÄ….
Wskoczyła za kierownicę i zapaliła silnik. Po kilku milach wjechała w uliczki
niewielkiego miasteczka. Przechodnie wskazali jej drogÄ™ do domu lekarza.
Doktor Cassell okazał się miłym człowiekiem w średnim wieku. Nie bez zdziwienia
wpuścił roztrzęsioną dziewczynę do swego gabinetu. Bundle sprawiała wrażenie osoby na
krawędzi załamania nerwowego.
 Ja& ja zabiłam człowieka. Przejechałam go. Jest na zewnątrz, w samochodzie.
Chyba& chyba jechałam za szybko&
Lekarz obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Podszedł do szafki i nalał czegoś do szklanki.
 Proszę to wypić  powiedział.  To pani dobrze zrobi. Jest pani w szoku.
Bundle posłusznie uniosła szklankę do ust. Po chwili na jej policzki wrócił zdrowy
rumieniec. Lekarz kiwnął głową z aprobatą.
 Lepiej?  zapytał.  Proszę tu chwilkę poczekać. Zobaczę, czy jestem w stanie
pomóc temu biedakowi. Niebawem wrócę i wtedy mi pani wszystko opowie, dobrze?
Nie było go przez dłuższy czas. Bundle obserwowała zegar na ścianie. Pięć minut,
dziesięć, piętnaście& Kiedyż on wreszcie przyjdzie?
Drzwi się otwarły. Bundle dostrzegła jakąś zmianę w twarzy doktora Cassella. Lekarz
wydawał się wyraznie czymś przejęty. Było w nim jeszcze coś, czego nie rozumiała: sprawiał
wrażenie podekscytowanego, choć starał się to ukryć.
 A teraz, młoda damo, proszę mi wszystko dokładnie opowiedzieć. Mówi pani, że
przejechała tego człowieka?
Bundle zrelacjonowała przebieg wydarzeń najlepiej jak umiała. Lekarz słuchał z uwagą.
 Tak więc twierdzi pani, że nie czuła żadnego uderzenia?
 Nie. Sądziłam nawet, że udało mi się minąć go bokiem.
 I twierdzi pani, że się zataczał, tak?
 Sprawiał wrażenie pijanego. Wytoczył się zza żywopłotu. Nie jestem pewna, ale
wydaje mi się, że była tam brama.
Lekarz odchylił się na swym fotelu i zaczął przecierać okulary kiwając głową.
 Młoda damo  zaczął.  Niewątpliwie jest pani nieostrożnym kierowcą i pewnego
dnia zapewne przyczyni się pani do śmierci jakiegoś Bogu ducha winnego przechodnia. Na
razie, może pani mieć czyste sumienie.
 Ale przecież&
 Samochód nawet go nie drasnął. Ten człowiek, droga pani, został zastrzelony.
ROZDZIAA SZÓSTY
ZNOWU SIEDEM ZEGARÓW
Bundle wpatrywała się w niego w milczeniu. Powoli świat, który przez ostatnie trzy
kwadranse stał na głowie, odwrócił się i przybrał normalną pozycję. Dobre parę minut
minęło, nim Bundle znowu się odezwała, ale tym razem nie była to już przerażona
dziewczyna, tylko prawdziwa Bundle: chłodna, trzezwo myśląca i logiczna.
 Jak to zastrzelony?  zapytała.
 Nie wiem, jak  odparł lekarz oschle.  Po prostu zastrzelony. Tkwiła w nim kula ze
sztucera. Krwawił wewnętrznie, więc nic pani nie zauważyła.
Bundle skinęła głową.
 Pozostaje pytanie  ciągnął lekarz  kto go zastrzelił. Widziała pani kogoś w
pobliżu?
Bundle zaprzeczyła.
 Dziwne  stwierdził doktor.  Jeżeli to był wypadek, należałoby oczekiwać, że
człowiek, który to zrobił, przybiegnie na ratunek. Chyba że nie zdawał sobie sprawy z tego,
co się stało.
 Tam nikogo nie było  wyjaśniła Bundle.  Przynajmniej na drodze.
 Wydaje mi się  rzekł lekarz  że ten biedny chłopak biegł, a kula trafiła go, akurat
kiedy znajdował się przy bramie i dlatego wytoczył się na jezdnię. Nie słyszała pani
wystrzału?
Bundle pokręciła głową.
 Silnik tak hałasuje, że zagłusza wszelkie dzwięki.
 No tak. Powiedział coś, zanim umarł?
 Wymamrotał parę słów._
 Coś, co mogłoby rzucić nieco światła na tę tragedię?
 Nie. Chciał, żeby coś, ale nie wiem co, przekazać jego przyjacielowi. Aha! Wspomniał
coÅ› o siedmiu zegarach.
 Hm  mruknął doktor Cassell.  Może nie łammy sobie teraz nad tym głowy. Proszę
zostawić to mnie. Ja zawiadomię policję. Oczywiście proszę podać nazwisko i adres, bo na
pewno będą chcieli panią przesłuchać. Albo nie, pojedzmy teraz razem na posterunek, tak
chyba będzie lepiej.
Pojechali samochodem Bundle. Policjant na służbie okazał się flegmatykiem. Ogromne
wrażenie uczyniło na nim nazwisko i adres Bundle, więc spisywał jej zeznania z wielką
starannością.
 To te chłopaczyska!  oznajmił.  Aobuzy ze strzelbami! Bezmyślne hultaje, polują
sobie na ptaki nie bacząc na to, czy ktoś nie idzie po drugiej stronie żywopłotu.
Doktorowi takie wyjaśnienie wydało się niezbyt prawdopodobne, ale uświadomił sobie, że
wkrótce sprawa znajdzie się w lepszych rękach i nie warto strzępić sobie języka na zbędne
dyskusje.
 Nazwisko ofiary?  zapytał sierżant zwilżając koniec ołówka.
 Miał przy sobie dokumenty na nazwisko Ronald Devereux.
Bundle zmarszczyła brwi. Nazwisko Devereux wydało jej się znajome. Była pewna, że już
je gdzieś słyszała.
Przypomniało jej się dopiero w połowie drogi z powrotem do  Chimneys . Oczywiście!
Ronny Devereux.
Przyjaciel Billa z Ministerstwa Spraw Zagranicznych. On, Bill i& no tak, Gerald Wade.
Z wrażenia Bundle omal nie wjechała w żywopłot. Najpierw Gerry Wade, teraz Ronny
Devereux. Zmierć Geralda mogła mieć przyczyny naturalne, być skutkiem bezmyślności, ale
ta ostatnia wyglądała o wiele grozniej.
I nagle Bundle skojarzyła coś jeszcze. Siedem zegarów! Kiedy umierający wymówił te
słowa, wydały się jej odległe znajome. Teraz już wiedziała, dlaczego. Gerry Wade wspomniał
o Siedmiu Zegarach w swoim ostatnim liście do siostry, pisanym w przeddzień śmierci. A to z
kolei przywodziło jej na myśl coś jeszcze, lecz to wciąż jej umykało. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •