[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Drzyj, psie!  syknął czarnoksiężnik niczym rozzłoszczona żmija.  Jam jest Thugra
Khotan! Długo spoczywałem w grobowcu, oczekując dnia przebudzenia i uwolnienia. Więził
mnie czar, który uratował mnie niegdyś przed barbarzyńcami. Wiedziałem, że kiedyś jeden z
nich przybędzie& I przybył, by wypełnić swe przeznaczenie i umrzeć śmiercią, jaką od trzech
tysięcy lat nie umarł żaden człowiek! Ty głupcze, czy myślisz, że przegrałem, ponieważ moja
armia poszła w rozsypkę? Dlatego, że demon, którego uczyniłem swym niewolnikiem, zdradził
mnie i opuścił? Jam jest Thugra Khotan, który będzie władał światem na przekór waszym
nędznym bogom! Pustynia roi się od moich ludzi, a demony nocy będą spełniać moje rozkazy,
tak samo jak gadzi lud. Pożądanie osłabiło moją moc. Teraz ta kobieta jest moja i sycąc się jej
duszą, będę niezwyciężony! Cofnij się, głupcze! Nie pokonałeś Thugry Khotana!
Z tymi słowy mag cisnął swoją laskę pod nogi Conana. Barbarzyńca cofnął się z mimowolnym
okrzykiem. Padając, laska uległa straszliwej przemianie: skręciła się i wygięła, i oto przed
zdumionym Cymeryjczykiem wznosiła łeb sycząca, królewska kobra. Z
gwałtownym przekleństwem Conan opuścił ostrze, przecinając ohydnego stwora na dwoje, lecz
wtedy u swych stóp ujrzał tylko przeciętą na dwie części hebanową laskę. Thugra Khotan
zaśmiał się głucho i pochyliwszy podniósł coś z zakurzonej podłogi.
W wyciągniętej ręce trzymał teraz coś wijącego się i skręcającego. Tym razem nie było to
złudzenie. Mag trzymał ponad dwudziestocentymetrowego czarnego skorpiona 
najgrozniejsze stworzenie pustyni, którego ukłucie niosło natychmiastową śmierć. Trupią twarz
Thugry Khotana rozjaśnił szeroki uśmiech. Conan zawahał się, lecz nagle, bez ostrzeżenia,
rzucił mieczem.
Zaskoczony czarnoksiężnik nie zdążył się uchylić. Ostrze wbiło mu się prosto w serce i wyszło
między łopatkami. Mag runął martwy, miażdżąc w dłoni jadowite stworzenie.
Conan podszedł do ołtarza i chwycił Yasmelę w ramiona. Z histerycznym szlochem zarzuciła mu
ręce na szyję, kurczowo je zaciskając.
 Na Kroma, dziewczyno!  mruknął.  Puść mnie! Dziś padło pięćdziesiąt tysięcy
wojowników i mam jeszcze&
 Nie!  wykrztusiła, przywierając doń konwulsyjnie, przez chwilę dorównując barbarzyńcy
gwałtownością uczuć.  Nie pozwolę ci odejść. Jestem twoja prawem miecza, ognia i krwi!
Jesteś mój! Tam należę do innych, tu mogę być sobą  jestem twoja! Nie puszczę cię!
Zawahał się w nagłym przypływie gwałtownej pasji. Posępny, upiorny blask wciąż rozjaśniał
ogromną komnatę, rzucając niesamowite błyski na martwą twarz Thugry Khotana, który
zdawał się uśmiechać tajemniczo i złowrogo. Na pustyni i wśród wzgórz leżały pokotem tysiące
zabitych, a inni wciąż jeszcze ginęli, wyjąc z bólu, rozpaczy i szaleństwa.
Królestwa zadrżały w posadach& Nagle wszystko to pochłonęła szkarłatna fala pożądania.
Cymeryjczyk porwał w ramiona tę wiotką, białą postać jaśniejącą przed nim w półmroku,
niczym magiczny ognik.
ROBERT E. HOWARD
CIENIE W BLASKU KSI%7Å‚YCA
(Shadows in the Moonlight)
Duma nie pozwoliła Conanowi być  mężem swojej żony , choćby nawet była nią piękna i na
miętna królowa. Po pewnym czasie barbarzyńca zmyka chyłkiem z Khoraji i udaje się do
Cymmerii, szukać zemsty na odwiecznych wrogach, Hyperborejczykach.
Ma już prawie trzydzieści lat. Jego dawni druhowie z Cymmerii i Aesiru pojęli żony i spłodzili
synów; niektórzy z ich potomków mają teraz tyle lat, ile miał Conan, gdy po raz pierwszy ruszył
w świat. Lecz żywot pirata i najemnego żołnierza rozbudził w duszy Cymmerianina zbyt wielką
żądzę przygód, by miał pójść za ich przykładem. Kiedy kupcy przynoszą wieści o nowych
wojnach toczących się na południu, Conan wraca bez chwili namysłu.
Zbuntowany książę Koth usiłuje zrzucić z tronu Strabonusa, skąpego władcę tego rozległego
kraju. Conan wstępuje w szeregi buntowników. Niestety, książę zawiera pokój z królem i
żołnierze zostają bez zajęcia. Cześć najemników, a wśród nich Conan, przeistacza się w bandę
wyjętych spod prawa rabusiów Wolnych Towarzyszy, którzy niepokoją zarówno granice Koth,
jak i Zamory czy Turanu. Stopniowo posuwają się na wschód, by w końcu połączyć się ze zgrają
obwiesiów zwanych kozakami znad Morza Vilayet.
Conan szybko zdobywa przywództwo nad tą zgrają i zaczyna pustoszyć zachodnie granice
turańskiego imperium, lecz jego dawny pracodawca, król Yildiz, odpowiada taktyką
zmasowanego odwetu. Armia pod wodzą Szacha Amurata wciąga kozaków w głąb turańskiego
terytorium i rozbija ich w krwawej bitwie nad rzekÄ… Ilbars.
1
Nagły trzask tratowanych kopytami trzcin; głuchy odgłos upadku i krzyk rozpaczy. Smukła
dziewczyna w sandałach i tunice przepasanej szarfą chwiejnie podniosła się z ziemi i stanęła
obok zdychającego wierzchowca. Czarne włosy opadały gęstą falą na białe ramiona
dziewczyny; jej oczy miały wyraz zaszczutego zwierzęcia. Nie zwracała uwagi na gąszcz
trzcin otaczających małą polankę, ani na błękitne wody omywające niski brzeg za jej plecami.
Szeroko otwartymi oczyma aż do bólu wpatrywała się w człowieka, który wyłonił się spośród
trzcin i niespiesznie zsiadł z konia.
Był to wysoki mężczyzna, szczupły, lecz żylasty. Od stóp do głów okrywała go stalowa,
posrebrzana kolczuga, która opinała jego zwinną postać jak rękawiczka. Spod kopulastego,
inkrustowanego złotem hełmu drwiąco spoglądały brązowe oczy.
Nie zbliżaj się! krzyknęła głosem zduszonym z przerażenia. Nie dotykaj mnie, Amuracie,
albo rzucÄ™ siÄ™ do rzeki i utonÄ™!
Zaśmiał się śmiechem przypominającym syk ostrza wydobywanego z jedwabnej pochwy.
Nie, nie utoniesz, Oliwio; przy brzegu jest płytko i złapię cię zanim dotrzesz na głębinę. Na
bogów, to była wspaniała pogoń i moi ludzie zostali daleko za nami. Jednak żaden koń po tej
stronie Vilayet nie zdoła prześcignąć Irema.
Ruchem głowy wskazał dużego, smukłonogiego ogiera.
Zostaw mnie! błagała dziewczyna z twarzą zalaną łzami rozpaczy. Czyż już nie dość
wycierpiałam? Czy jest jakieś upokorzenie, ból czy poniżenie, jakiego nie zaznałam? Jak długo
mają trwać te męki?
Tak długo jak długo znajduję przyjemność w twoich jękach, błaganiach, łzach i krzykach
odparł z uśmiechem, który wydałby się miły komuś, kto go nie znał. Masz w sobie niezwykłą
żywotność, Oliwio. Nie wiem, czy kiedykolwiek znudzisz mi się tak, jak nudziły mi się inne
kobiety. Jesteś zawsze świeża i czysta, mimo wszystko. Każdy dzień z tobą sprawia mi
prawdziwą przyjemność. No, chodz wracamy do Akif, gdzie lud wciąż fetuje zwycięzcę tych
nędznych kozaków, podczas gdy sam zwycięzca ugania się za zbiegłą, głupią, śliczną idiotką!
Nie! dziewczyna odskoczyła i rzuciła się w kierunku błękitnych wód omywających
przybrzeżne trzciny.
Tak! wybuchnął gniewem tak nagłym, jak skrzesana krzemieniem iskra. Z
niewiarygodną szybkością chwycił dziewczynę i z zimnym okrucieństwem wykręcił jej rękę, aż
krzyknęła i upadła na kolana.
Ty dziwko! Powinienem cię powlec do Akif uwiązaną do końskiego ogona, ale będę litościwy i
posadzę cię w siodle, za którą to łaskę podziękujesz mi pokornie, kiedy...
Puścił ją ze zduszonym przekleństwem i odskoczył, błyskawicznie wyrywając z pochwy szablę,
gdy z gąszczu trzcin wyłoniła się olbrzymia postać. Siedząca na ziemi Oliwia zobaczyła
człowieka, którego uznała za dzikusa lub szaleńca, ze straszliwym rozmysłem zbliżającego się
do Szacha Amurata. Obcy był potężnym mężczyzną odzianym jedynie w przepaskę zbroczoną
krwią i pokrytą zaschniętym błotem. Jego czarna grzywa też była zlepiona mułem i krwią; [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •