[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jest na nim dokładnie to, co widzisz. Zła czarownica, która rzuciła zaklęcie na
królewnę i zamek. Doszedłem do wniosku, \e musiało być jakieś zaklęcie, które nie
pozwalało nikomu wchodzić i wychodzić poza obręb zamku.
- I ty uznałeś, \e to robota czarownicy?
- Przecie\ to oczywiste. Zła wiedzma, zazdrosna o piękną i dobrą królewnę, rzuca na
nią czar, odcinając ją od świata. I od miłości. A potem, kiedy prawdzi-wa miłość
zwycię\a, czar pryska i czarownica znika. A oni \yją długo i szczęśliwie.
- Czy mam rozumieć, \e twoim zdaniem czarownice są wyrachowane i złe? -
Wyrachowane, pomyślała. To właśnie słowo Robert cisnął jej w twarz. To i wiele
innych, znacznie gorszych.
- To zale\y. Władza rodzi korupcję, prawda? Ana odło\yła rysunek.
- Niektórzy tak myślą. - To tylko rysunek, powiedziała sobie. Ilustracja do bajki, którą
wymyślił. A jednak ten właśnie rysunek uświadomił jej, jak wielka dzieli ich
przepaść. - Boone, chciałabym cię o coś poprosić tej nocy.
- Tej nocy mo\esz mnie prosić, o co zechcesz.
- Więc proszę cię o czas. I zaufanie. Kocham cię, Boone, i tylko z tobą chcę iść przez
\ycie. Ale potrzebuję trochę czasu, podobnie jak ty. Daj mi tydzień- powiedziała,
uprzedzając jego protesty. - Tylko jeden tydzień. Do pełni księ\yca. A potem powiem
ci o kilku sprawach. I je\eli nadal będziesz chciał, \ebym została twoją \oną, powiem
 tak .
- Powiedz  tak . Teraz. - Przyciągnął ją do siebie i zamknął jej usta pocałunkiem. -
Czy ten tydzień ma dla ciebie a\ takie znaczenie?
- Tak - wyszeptała, tuląc się do niego. - Zasadnicze znaczenie.
Nie chciał czekać. W miarę jak upływały dni, był coraz bardziej niecierpliwy i
rozdra\niony. Jeden dzień, drugi, a potem trzeci. śeby się pocieszyć, zaczął myśleć o
tym, jak odmieni się jego \ycie, kiedy ten męczący tydzień dobiegnie końca.
Koniec samotnych nocy. Ju\ niedługo, nawet jeśli nie będzie mógł zasnąć, będzie
spokojniejszy, mając Anę u boku. Dom będzie pełen pięknych zapachów, aromatu
olejków i ziół. A w długie, spokojne wieczory będą mogli posiedzieć na tarasie i
porozmawiać o minionym dniu, a tak\e o dniu jutrzejszym.
A mo\e Ana będzie wolała, \eby się do niej przeprowadzić? W sumie to bez
znaczenia. Będą mogli przechadzać się po jej ogrodzie, a ona będzie ich uczyła nazw
kwiatów i ziół.
Mogliby te\ pojechać do Irlandii, gdzie pokazałaby im ciekawe miejsca związane z jej
dzieciństwem. Mogłaby mu opowiedzieć bajki, na przykład tę o wró\ce i \abie, a on
mógłby je pózniej spisać.
Po jakimś czasie pewnie pojawią się dzieci. Będzie mógł wtedy patrzeć, jak Ana
trzyma na rękach ich dziecko, tak jak trzymała bliznięta Morgany i Nasha.
Więcej dzieci... Na myśl o tym o\ywił się i spojrzał na Jessie, uśmiechającą się do
niego z fotografii na biurku.
Jego córka. Jedynaczka ju\ od tylu lat. A przecie\ chciał mieć więcej dzieci, choć
dotąd nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo. Ojcostwo zawsze sprawiało mu radość.
Czuł, \e jest stworzony na ojca.
Teraz, kiedy o tym myślał, widział ju\ siebie kołyszącego w nocy jakąś małą istotkę,
tak jak to robił z Jessie. Widział, jak pomaga maluchowi stawiaćpierwsze, niepewne
kroki. Jak gra z dzieckiem w piłkę i uczy je jezdzić na rowerze.
Syn. To byłoby niesamowite mieć syna! Albo jeszcze jedną córkę. Rodzeństwo dla
Jessie. Ona te\ byłaby szczęśliwa, pomyślał z uśmiechem. A co dopiero on!
Oczywiście nie pytał dotąd Any, co sądzi o powiększeniu rodziny. Będą musieli o tym
porozmawiać. śeby tylko nie wyszło na to, \e znowu ją popędza.
Ale zaraz przypomniał sobie, jak wyglądała, kiedy spała w jego łó\ku, tuląc
do siebie Jessie. I jak jej twarz jaśniała, kiedy podnosiła do góry maleństwa Morgany,
\eby Jessie mogła je sobie obejrzeć.
Nie, pomyślał. Za dobrze ją znał. Będzie jej zale\ało tak samo jak jemu, by ich miłość
jak najprędzej wydała owoce.
Podjął decyzję. Pod koniec tygodnia zaczną wspólnie układać plany na przyszłość.
W przeciwieństwie do niego, Ana odnosiła wra\enie, \e czas płynie zdecydowanie
zbyt szybko. Całymi godzinami zastanawiała się, jak powiedzieć Boone'owi o
wszystkim. A kiedy jej się wydawało, \e ju\ wie, nagle zmieniała zdanie i wracała do
punktu wyjścia.
Mogła to zrobić szorstko i bez ogródek. Wyobraziła sobie, jak siedzi z nim w kuchni,
popijając herbatę.  A tak przy okazji, Boone - powiedziałaby - jestem czarownicą.
Je\eli ci to nie przeszkadza, mo\emy ju\ planować ślub.
Były te\ bardziej subtelne sposoby.
Siedzieliby na patio, pod drzewem. Popijając wino i patrząc na zachód słońca,
rozmawialiby o swoim dzieciństwie.
 Dzieciństwo w Irlandii ró\ni się trochę od dzieciństwa w Indianie , powiedziałaby
Boone'owi.  Irlandczycy uwa\ają sąsiedztwo czarownic za coś zupełnie normalnego .
A potem uśmiechnęłaby się.  Dolać ci jeszcze wina, kochany?
A mo\e wybrać sposób intelektualny?
 Zgodzisz się pewnie ze mną, Boone, \e większość legend opiera się na faktach .
Rozmowa ta miałaby miejsce na pla\y. W tle byłoby słychać szum morza i krzyki
mew.  Twoje ksią\ki przepojone są zrozumieniem i szacunkiem dla spraw, które
większość ludzi uwa\a za folklor bądz mit. Sama będąc czarownicą, doceniam twój
pozytywny stosunek do magii i czarów. Na szczególne uznanie zasługuje sposób, w
jaki poprowadziłeś postać czarodziejki w Trzecim \yczeniu Mirandy .
Ana mogła tylko mieć nadzieję, \e wystarczy jej poczucia humoru, \eby pózniej
śmiać się z tych \ałosnych scenariuszy. Będzie musiała naprawdę coś wymyślić, bo
pozostała jej ju\ tylko doba.
Boone ju\ i tak okazał się wyjątkowo cierpliwy. Nie było powodu, dla którego
miałaby kazać mu czekać dłu\ej.
Na szczęście tego wieczoru mogła liczyć na moralne wsparcie. Morgana i
Sebastian z rodzinami byli ju\ w drodze na piątkową kolację na świe\ym powietrzu
le\eli to nie pomo\e jej w wymyśleniu scenariusza rozmowy z Boone'em, która ma się
odbyć następnego dnia, to ju\ nic nie pomo\e. Idąc na patio, obróciła w palcach
zawieszony na szyi przejrzysty cyrkon. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •