[ Pobierz całość w formacie PDF ]

R
lat temu, gdy się tu sprowadziłam. Razem brałyśmy lekcje i kupiłyśmy do spółki
używaną żaglówkę. Dobrze nam służyła. Potem kupiłyśmy nową łódz, którą
mamy do dzisiaj. To ekstrawagancja, ale zaszalałyśmy.
- Ciekawe, ciekawe - mruknął. - Czy ty i Jordan pływaliście razem?
- Oczywiście. Mieliśmy nawet zamiar kupić po ślubie łódz. Ty pływasz?
- Pływałem trochę na studiach i podczas pracy w Indonezji. Ale całe lata
nie byłem na łodzi, jeśli nie liczyć barek, którymi transportujemy sprzęt w górę
Amazonki.
- Piękna rzeka.
- Nie tak czysta, jak morze. Nie dziwię się, że moim rodzicom podoba się
tutaj.
- Oni rzadko pływają. Pochłania ich praca - powiedziała Laura. - Jordan
tego nie rozumiał. Uwielbiał wodę, ruch.
Jed przytaknÄ…Å‚.
- Gdy mieszkaliśmy w Bostonie, spędzaliśmy wakacje na wyspie
Nantucket. Nie można było nas wypędzić z wody, chyba że do jedzenia. -
Zamilkł, jakby wspominał szczęśliwe czasy, gdy on i brat byli ze sobą blisko.
Podczas posiłku rozmowa zeszła na tematy ogólne, jak książki i kino. W
filmach miał zaległości, ale mnóstwo czytał. Laura także. Zaskoczyło ją, że
oboje lubili kryminały.
- Myślałam, że po ciężkim tygodniu wolisz bar w najbliższym mieście.
Rozerwać się, napić, a nie czytać - zauważyła w pewnej chwili.
- Niektórzy faceci tak robią, ale picie w tropikach to obłęd. Najbliższy bar
jest pięćdziesiąt kilometrów w dół rzeki, a potem trzeba wracać. Szkoda mi
czasu. Nie piję dużo. W pracy się nie da. Krótko mówiąc, odzwyczaiłem się.
Jeszcze jedna różnica między braćmi. Musi skończyć z tą obsesją
porównywania ich. Popracują kilka dni nad sprawami Jordana i więcej się nie
zobaczÄ….
- 35 -
S
R
Następnego popołudnia, punktualnie o drugiej, Laura wjechała na podjazd
domku Jordana. Ostatni raz była tu wtedy, gdy zaskoczyła go w łóżku z inną
kobietą. Wyłączyła silnik i długą chwilę tkwiła w bezruchu, dręczona wspo-
mnieniami. Codziennie po pracy pędziła do niego jak oszalała, spragniona
ukochanego mężczyzny. Jaka głupia.
Początkowo zdawało jej się, że jak na przyszłego męża jest jak trzeba. Ale
wraz z mijającymi tygodniami zaczynała dostrzegać, że zbyt wiele ich dzieli, by
mogła planować z nim wspólne życie. Nadal jednak pamiętała pierwsze dni
zakochania.
To już nie wróci. Westchnęła, wyszła z auta, zapukała i czekała. Jordan
dał jej klucz, ale nie czuła, by miała prawo go dzisiaj użyć. Klucz i pierścionek
zaręczynowy odda Jedowi. Tamtego fatalnego popołudnia Jordan odmówił
przyjęcia pierścionka z powrotem. Błagał, by go zatrzymała. Myślał, że zmieni
zdanie. Nie zmieniła.
Przełknęła łzy. Złe wspomnienia wróciły. Nie wiedziała, czy ma wejść do
środka, czy wrócić do auta, odjechać i jakoś się potem usprawiedliwić.
Jed otworzył drzwi. Miał na sobie stare spodnie khaki i granatowy T-shirt.
Poczuła podmuch chłodnego powietrza.
- Wejdz. Jest za gorąco, żeby stać na zewnątrz - zaprosił ją do środka.
W domku nic się nie zmieniło. Oczekiwała zmiany, bo sama była inna.
- Napijesz się mrożonej herbaty? - zapytał.
- Z chęcią.
Poszła za nim do kuchni. Czysto, ale pusto. Jordana już nie było.
- Napracowałeś się - powiedziała, czekając na napój.
- Trochę. Posprzątałem sypialnię i łazienkę. Ten dom wynajęła dla niego
mama razem z umeblowaniem. Czynsz jeszcze płaci, ale jak skończymy, odda
klucze.
- Smutno tu - powiedziała, gdy podał jej oszronioną szklankę.
- 36 -
S
R
- Czytałem raport policyjny. Był pijany jak bela. Wyrzuciłem tuzin
butelek po gorzale. Miał problem z alkoholem?
Laura zawahała się, zwlekała, ale w końcu skinęła głową. Zmarłych
prawda nie zaboli.
- Miał. Twierdził, że to mu nie szkodzi, tylko pomaga. To mu nie
pomogło, to go zabiło.
Jed pokiwał głową, potwierdzając swoje podejrzenia.
- W czasie studiów też pił. Myślałem, że się wyprostował, ale to nie takie
proste. Gdzie sÄ… obrazy?
- W atelier. Duży, ładny pawilon na tyłach domu. Północne światło, duże
okna. Pewnie dlatego wasza matka to wynajęła.
Poszli tam. Też nic się tu nie zmieniło. Jordan bardzo był dumny ze
zbioru swoich prac, jak to nazywał. Płótna ułożone tematycznie, oparte pod
ścianami. W chłodnym pomieszczeniu unosił się jeszcze zapach farb i
rozpuszczalników. Nie było tylko Jordana.
- Jak zrobimy? Najpierw inwentaryzacja, a potem ty zajmiesz siÄ™ wycenÄ…,
czy wycenisz od razu? - spytał Jed, rozglądając się.
- Wycena ich nie zajmie dużo czasu. - Wyjęła z torby duży zeszyt, pióro i
marker. - Ponumerujemy je na odwrocie. Są do siebie podobne, ale nie możemy
nazwać wszystkich pejzażami morskimi z Miragansett.
Laura postanowiła zacząć z lewej strony i stopniowo obejść pracownię
dookoła. Wątpiła, czy uda jej się zrobić dzisiaj połowę. Ale niczego nie
skończy, jeżeli będzie tak stać.
Wzięła pierwszy obraz, napisała z tyłu jedynkę, odwróciła i zaczęła mu
się przyglądać.
- Jak to wyceniasz? - spytał Jed, stając obok niej.
- Mówiąc najprościej, daję taką cenę, jaka, myślę, jest uczciwą ceną
rynkową. - Zerknęła na niego. - Mogę się jednak mylić. Gdyby te obrazy
podbiły rynek, ich cena wzrośnie.
- 37 -
S
R
Przyjrzał się obrazowi i powoli pokręcił głową.
- Wątpię. Ten nie jest nawet skończony - powiedział, wskazując
prześwitujący z lewej strony biały grunt.
Poczuła się niezręcznie. Chciała być obiektywna, od tego zależała jej
reputacja marszanda. Odłożyła obraz i zanotowała cenę w zeszycie. Może, gdy
wszystko podliczy, nie będzie tak zle. Nie chciała martwić Marii.
- Tak będzie za wolno. Ty mi dyktuj, ja będę pisał - zarządził, sięgając po
zeszyt.
Biorąc go, dotknął swoją ręką jej dłoni. Przeszył ją dreszcz. Prawie
odskoczyła.
Popatrzył na wycenę i na obraz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •