[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oryginalne schowki wykorzystane do przemytu narkotyków... to...
Jane rozłożyła szeroko ręce.
Wilder przez długą chwilę milczał. Wreszcie niechętnie kiwnął głową.
- W porządku. Wszystko, o czym mówisz, jest możliwe, przyznaję.
Odwrócił prędko wzrok, by potem objąć ją spojrzeniem pełnym
podziwu.
RS
81
- Dobrze myślisz, Walker. Czy masz jakiś realny powód, by sądzić, że
Beekerman zrobił ze swojego domu bazę przerzutową, zamiast
wykorzystać w tym celu jakiś magazyn, zarejestrowany pod fikcyjną
nazwÄ…?
Jane uśmiechnęła się.
- Mam takie przeczucie. Wilder uniósł w górę brwi.
- Przeczucie? Myślałem, że tylko ja w naszym związku przywiązuję
wagę do przeczuć.
- Bo naprawdÄ™ moje przeczucie oparte jest na logicznym
rozumowaniu. Szef policji dał mi adres Beekermana. To odludna okolica
- żadnych sąsiadów. Trudno się tam dostać, gdyż dom stoi na skałach...
Myślę, że to najlepszy punkt na działalność niezgodną z prawem
Beekerman sądzi pewnie, że mieszkanie prywatne jest miejscem mniej
podejrzanym. Przecież każdy musi gdzieś mieszkać. Natomiast gdyby
ktoś zobaczył, że jacyś ludzie często kręcą się w rejonie magazynu czy
jakiegoÅ› opuszczonego budynku... Rozumiesz, o co mi chodzi?
Wilder napił się herbaty i powoli odstawił szklankę na stół.
- Tak, to całkiem dobra teza. Wcale niezła.
- Dziękuję.
Jane z każdą chwilą stawała się coraz bardziej podekscytowana. Czuła
się dobrze, wykorzystując swój umysł do analizowania skomplikowanej
sprawy.
- A teraz posłuchaj, co myślę, Wilderze. Powinniśmy zacząć
obserwację domu Beekermana jutro wieczorem i spróbować przyłapać
go na tym, jak wnosi do środka kartony z naszyjnikami.
Uśmiechnęła się.
- Oczywiście powiedziałam to w przenośni. Gdy go już zobaczymy z
towarem Macaroniego, zadzwonimy na policję, która w takiej sytuacji
powinna wydać nakaz rewizji.
- Dlaczego mamy odkładać to do jutra? Czy nie możemy zacząć już
dziś wieczorem albo poczekać do wtorku, kiedy ma przypłynąć ostatni
Å‚adunek dla Macaroniego?
- Twoje pierwsze pytanie jest proste. Szef policji dowiedział się od
jednego z licznych informatorów, że Beekerman wyjechał dziś razem z
żoną z miasta, by wziąć udział w zjeżdżę rodzinnym w Connecticut. Ma
wrócić w niedzielę wieczorem. Jego żona zostanie z krewnymi do
przyszłego weekendu. Co się tyczy czekania aż do wtorku, mam silne
przeczucie, że wielka transakcja odbędzie się przyszłej nocy... więc
Beekerman będzie musiał działać błyskawicznie... Zapewne postara się
RS
101
zebrać jak najwięcej naszyjników napełnionych kokainą. A na to
potrzeba czasu. Założę się, że zacznie działać już jutro, czyli w niedzielę
wieczorem, po powrocie z Connecticut.
- Tak? A skąd mamy wiedzieć, że Beekerman już nie ma pełnych
wszystkich naszyjników? - Patrzył na nią przenikliwie, tak jak to on
potrafił.
- Och, prawda. Nie mówiłam ci jeszcze tego. Szef policji powiedział,
że godzinę temu, gdy Macaroni zjawił się w restauracji, kartony z
naszyjnikami nadal leżały w spiżarni. Nie brakuje więcej, niż brakowało,
gdy Macaroni przyszedł do nas. Poza tym restauracja jest nieczynna w
niedzielę i w poniedziałek, więc wydaje mi się, że Beekerman właśnie
wtedy ukradnie resztÄ™ muszelek.
- Macaroni przyszedł do szefa z tą informacją? - spytał z
niedowierzaniem. - Co go do tego skłoniło?
Tym razem Jane wyglądała na zakłopotaną.
- No cóż, wczoraj, kiedy nie było cię w biurze, Macaroni wstąpił do
nas, a ja dałam mu wyraznie do zrozumienia, że przyda nam się
niezmiernie informacja, czy od soboty nie zginęło więcej naszyjników.
Zasugerowałam, że to pomoże policji ustalić pewne fakty. Przez cały
czas podejrzewałam, że na początku będziemy musieli zająć się tą
sprawą, tak jak byśmy się zajmowali zwykłą kradzieżą... Nie ma przecież
dosyć dowodów na to, że mamy do czynienia z przemytem kokainy...
cóż, po prostu pomyślałam, że nie zaszkodzi, jeśli Macaroni zgłosi na
policji kradzież naszyjników...
Jane z trudem przełknęła ślinę. Miała nadzieję, że Wilder nie będzie
na nią zły o to, że posunęła sprawę do przodu bez konsultacji z nim. Ale
przecież to jej sprawa, choć Jane bardzo chciała, by Wilder był jej
partnerem.
- Rozumiem. Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Jane pochyliła
głowę.
- Chciałam. Powinnam była, Wilderze. - Podniosła na niego wzrok. -
Chyba się zagalopowałam. Ta sprawa ma dla mnie duże znaczenie. To
moja szansa na ponowne, poważne zaangażowanie się w pracę
detektywa, tak jak ci opowiadałam. Przepraszam, Wilderze. Nigdy tak
nie postąpię w przyszłości, kiedy będziemy pracowali razem.
Sięgnęła nad stołem, by położyć dłoń na jego dłoni.
- ProszÄ™ ciÄ™ nie gniewaj siÄ™.
- Nie jestem wcale wściekły... naprawdę nie jestem. Jestem tylko
zmartwiony. Im więcej dowiaduję się o tej sprawie, tym grozniej ona
RS
102
wygląda. Nie jestem wcale pewien, czy warto ryzykować, obserwując
dom Beekermana. Wiesz, że możemy odejść z kwitkiem.
- Wiem. Ale to nasza najlepsza szansa, by się odegrać na
Beekermanie. Niewiele wiemy i nie mamy dużo czasu, by postąpić
inaczej, nie Å‚amiÄ…c przy tym prawa. Bo wtedy Beekerman i jego faceci
wykręcą się dzięki prawnym haczykom.
- Tak. Prawda. Dobrze. O której jutro zaczynamy?
- Myślę, że około dziewiętnastej. Będzie jeszcze widno, więc
rozejrzymy siÄ™ po okolicy, zanim zjawi siÄ™ Beekerman.
- A jeśli Beekerman przybędzie po zmroku?
- Ma wokół domu światła.
- Może je wyłączyć.
Jane westchnęła. Nie była pewna, czy Wilder specjalnie szuka
utrudnień, by nie narażać jej na niebezpieczeństwo, czy po prostu
zachowuje się jak każdy odpowiedzialny partner: pomaga przemyśleć
sprawę pod każdym kątem, aby uniknąć komplikacji i niepotrzebnego
zagrożenia. Tak czy inaczej, Jane miała zamiar przekonać Wildera i samą
siebie, że potrafi stawić czoła problemom w trudnej sytuacji. Był to
konieczny warunek zaakceptowania siebie i zapewnienia powodzenia ich
zwiÄ…zkowi.
- No? - Wilder nie ustępował.
- Jeśli tak będzie, zastosujemy inną taktykę i wykorzystamy własne
oświetlenie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •