[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na odludziu. Nie ma filmów, nie ma telewizji. Nie ma na-
wet klimatyzacji. Ale przede wszystkim nie ma ciepłego,
świeżego jedzenia.
Federico nie mógł się nie roześmiać.
- Jak widzisz, ja nie znam tych problemów, dlatego je-
stem pełen uznania dla twojej pracy, w dodatku w tak
trudnych warunkach.
Pia nie skomentowała jego słów, jednak Federico za-
uważył, że sprawił jej przyjemność. Z przyjemnością pa-
trzył, jak nalewa sobie kawę i dodaje mleko. A więc lubili
taką samą kawę. Pia uniosła filiżankę do ust. Może mają
jeszcze inne wspólne upodobania?
Oderwał oczy od jej ust i spytał:
- A jak rana? Mam nadzieję, że dzisiaj lepiej?
Pia skinęła głową.
- Dziękuję, całkiem dobrze.
Książę przełknął ślinę. Czuł się nieco spięty. Starannie
złożył gazetę i położył ją obok talerza. Może to właśnie jest
powód jej nieoczekiwanego przyjścia. W porannym wyda-
niu na pierwszej stronie zamieszczono relacjÄ™ o  intrygu-
jących" sprawach, jakie dzieją się w pałacu, i spekulacje na
temat roli Pii.
- To dobrze. Przemyślałaś moją propozycję?
- By pobyć trochę z dziećmi - uściśliła i popatrzyła na
niego znad brzegu filiżanki. - Pobawić się z nimi, dotrzy
S
R
mać im towarzystwa. Przynajmniej do czasu, póki nie za-
trudnisz na stałe nowej niani. Jennifer podsunęła mi po-
mysł, żeby pojechać z nimi do Palazzo d'Avorio. Jeśli
chłopcy zechcą, w co wątpię.
Federico powstrzymał uśmiech. Czemu ona aż tak się
zarzeka?
- No to się mylisz. Ten pomysł z pewnością bardzo im
siÄ™ spodoba. - Pia w niczym nie przypomina jej kuzyna
Angela. On wpadłby tutaj z triumfalną miną, z dumą wy-
machujÄ…c gazetÄ…. A skoro ona do tej pory nie wspomnia-
ła, że widziała dzisiejsze sensacyjne doniesienia, to lepiej
o nich nie rozmawiać. Po co niepotrzebnie zaogniać sytua-
cję? Już i tak między nimi aż iskrzy. Choć może jednak po-
winien wyjaśnić... Książę nabrał powietrza i zaczął: - Pia,
co do wczorajszego dnia...
- Zostawmy to. - Pia machnęła ręką. - Naprawdę nie
ma potrzeby do tego wracać.
- Jednak czujÄ™...
- Stało się i koniec. Nie ma o czym rozmawiać. Bo wię-
cej się nie powtórzy.
Federico otworzył usta, po czym szybko je zamknął. Co
ona ma na myśli? Pocałunek? Czy może historię z bume-
rangiem?
A może czytała ten artykuł?
Pia wzięła tost i nałożyła sobie na talerz jajka.
- W takim razie mogę zapytać, dlaczego zmieniłaś zda-
nie? - zapytał książę. - Chodzi mi o dzieci.
Pia wzruszyła ramionami.
- Przyjechałam, by pomóc Jennifer przetrwać ten trudny
S
R
okres. Obiecałam, że zrobię wszystko, by nie dostarczać me-
diom pożywki do spekulacji na temat jej ciąży. Przynajmniej
do zakończenia rozmów, w które jest zaangażowany jej mąż,
lub do przyjścia na świat dziecka. Jeśli opieka nad twoimi sy-
nami odwróci uwagę prasy od Jennifer, a jednocześnie chłop-
cy będą mieli trochę rozrywki, to tym lepiej.
Federico starał się nie pokazać po sobie rozczarowania.
Ani słowem nie wspomniała o nim. Mówiła tylko o jego
synach.
Wprawdzie niczego się nie spodziewał, ale w głębi duszy
miał jednak nieśmiałą nadzieję. Nawet jeśli z góry wiedział,
że i tak nic by z tego nie było.
Pia uśmiechnęła się do niego i odstawiła półmisek na
środek stołu.
- A twoi synowie sÄ… naprawdÄ™ uroczy.
Po tych słowach już musiał się roześmiać.
- Zdajesz sobie sprawę, że to ci sami chłopcy, którzy
wczoraj załatwili cię bumerangiem?
Pia uśmiechnęła się serdecznie.
- Jasne. Ale chyba nie zamierzają tego powtarzać?
- Mam nadzieję. - Federico upił łyk kawy i dodał: - Do-
stali go w zeszłym tygodniu od australijskiego ambasado-
ra. Nie nabrali wprawy w rzucaniu, a ja nie miałem serca
zabrać im takiej atrakcyjnej zabawki. Dlatego bardzo cię
proszę, bądz ostrożna.
- Następnym razem zdążę się uchylić.
- Zwietnie. - Federico chrząknął i dodał: - Zamierzałem
zabrać ich dziś do zoo, ale po wczorajszym dniu nie jestem
pewny, czy to dobry pomysł. Obawiam się towarzystwa re-
S
R
porterów. Zresztą zapowiadają deszcz. Może ty masz lep-
szy pomysł?
Pia odstawiła filiżankę.
- Na dzisiaj?
- Tak, jeśli oczywiście masz czas.
- Jen zamierzała uporządkować zdjęcia i powkładać je
do albumów, a to może robić w łóżku. Ma wszystko, cze-
go jej potrzeba, więc obejdzie się bez mnie. Nie sądziłam
tylko, że zacznę natychmiast.
Federico zmarszczył brwi. Dlaczego ona jest taka spięta?
Przecież chodzi tylko o pobycie z dziećmi.
A może chodzi jednak o wczorajszy dzień? Mimo za-
pewnień, że sprawa została zamknięta.
- Zrobisz, jak zechcesz. Choć przyznam, że byłoby mi
bardzo miło, gdybyś mogła nam towarzyszyć.
- Czy to znaczy... że nie masz dziś żadnych zajęć?
- Ponieważ wczoraj zwolniłem Monę, wprowadziłem
zmiany do mojego planu, by być z chłopcami przez na-
stępny tydzień czy dwa. Przez ten czas chyba znajdę od-
powiedniÄ… nianiÄ™.
Pia wyprostowała się.
- No dobrze. W takim razie zaplanujmy coÅ›.
- Na pewno? - Federico nie chciał, by czuła się do cze-
goś zmuszana, a tym bardziej, by robiła coś wbrew sobie.
- Na pewno. Masz coÅ› na uwadze?
Zastanowił się.
- Zabawy na powietrzu odpadają. Szkoda. Może zabierz-
my ich do muzeum?
- To też raczej miejsce publiczne, nie sądzisz?
S
R
- Masz rację, ale może nie aż tak ciekawe dla dziennika-
rzy jak zoo. Trudniej zrobić zaskakujące ujęcie.
- Prawda. Jennifer mówiła, że uczyła ich grać w warcaby.
Może nauczymy ich jakiejś innej gry? Przyda się na kiepską
pogodę. Choć wydaje mi się, że im najbardziej zależy na two-
im towarzystwie. Nie na wycieczce do zoo czy do muzeum,
ale na byciu z tobą. - Pia uśmiechnęła się przekornie. - A ty
będziesz miał okazję podszkolić swój angielski.
Przez chwilę wpatrywał się w nią w milczeniu. No tak,
dlaczego dopiero teraz to wydaje mu siÄ™ takie oczywiste?
Lucrezia dawała chłopcom masę wolnego czasu. Siedzieli
w dziecinnym pokoju i nie robili nic szczególnego, czasem
wychodzili na spacer po pałacowych ogrodach. Po śmierci
żony koniecznie chciał okazać chłopcom, jak bardzo mu na
nich zależy, dlatego starał się zaplanować każdą chwilę, któ-
rą mógł im poświęcić, by maksymalnie wykorzystać czas.
W dodatku większość tego czasu spędzali na oczach innych.
Chciał dobrze, ale chyba przesadził. Może rzeczywiście
chłopcy najbardziej potrzebowali niewymuszonej wspól-
nej zabawy, zwykłego bycia razem.
Miękki głos Pii wyrwał Federica z zamyślenia.
- Przepraszam. Twój angielski jest świetny, zwłaszcza że
nie studiowałeś w Stanach, jak książę Stefano i księżna Isa-
bella. Nie powinnam sobie tak żartować. Ani wypowiadać
siÄ™ na temat twoich dzieci. Zawsze siÄ™ zagalopujÄ™ i...
- Nie, bardzo sobie cenię twoją szczerość - przerwał jej
książę i popatrzył pogodnie na Pię, jakby chciał dodać jej
otuchy. - Myślę, że masz rację. Taki dzień na luzie mo-
że być bardzo przyjemny - powiedział i pochylił się w jej
S
R
stronę. - No to czego nie powinniśmy planować? - A wi-
dząc jej minę, dodał: - Nie wiem, czy kiedyś się tego na-
uczę. Zawsze wszystko planuję, mam to we krwi. Już nie
potrafiÄ™ inaczej.
- A ja wprost przeciwnie. Gdy pracowałyśmy w Haffali,
Jennifer układała plan na każdy dzień, a ja tylko go wypeł-
niałam punkt po punkcie. Na koniec upewniałam się, czy
wszystko zrobione.
Zaskoczyła go. Wprawdzie jej mało uporządkowany wy-
gląd powinien dać mu do myślenia, ale tego się nie spo-
dziewał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •