[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i wyrazem wielkiej miłości. Schylił się i z oczyma pełnymi łez ucałował osłania-
jący młodą władczynię kryształ.
 Jestem tu, Ehlano  wyszeptał  i sprawię, że wszystko znów będzie
dobrze.
Jej serce poczęło uderzać jeszcze głośniej, jakby usłyszała, co powiedział.
Od wejścia dobiegł go szyderczy chichot Lycheasa. Sparhawk przysiągł sobie,
iż gdy tylko nadarzy się okazja, rozprawi się z tym bękartem, mimo że jest on
kuzynem królowej. Podniósł się i ruszył do wyjścia.
32
Lycheas stał w drzwiach z kluczem w dłoni, uśmiechał się głupio. Sparhawk
mijając księcia wyciągnął rękę i odebrał mu klucz do sali tronowej.
 Nie będzie ci już potrzebny  powiedział.  Teraz ja tu jestem, więc ja
go przejmujÄ™.
 Anniasie. . .  Lycheas chciał zaprotestować.
Prymas, rzuciwszy okiem na ponure oblicze Obrońcy Korony, postanowił nie
kusić losu.
 Niech go zatrzyma  rzekł krótko.
 Ale. . .
 Powiedziałem: niech go zatrzyma  warknął Annias.  I tak nie jest nam
potrzebny. Niech Obrońca Korony zatrzyma klucz do komnaty, w której spoczywa
pogrążona we śnie jego królowa.  W tonie głosu duchownego słychać było
wstrętną aluzję. Odziana w rękawicę dłoń Sparhawka zacisnęła się w pięść.
 Czy mógłbyś, panie Sparhawku, dotrzymać mi towarzystwa w drodze po-
wrotnej do sali posiedzeń?  zapytał hrabia Lenda, kładąc lekko rękę na okrytym
zbroją ramieniu rycerza.  Czasami tracę równowagę i z chęcią wesprę się na
kimś młodym i silnym.
 Oczywiście, wielmożny panie  odpowiedział Sparhawk, rozwierając
pięść.
Lycheas poprowadził członków rady z powrotem korytarzem w stronę sali
posiedzeń, a tymczasem Sparhawk zamknął drzwi i podał klucz staremu przyja-
cielowi.
 Czy mógłbyś go przechować, hrabio?  zapytał.
 Uczynię to z radością.
 I proszę, dopilnuj, by w sali tronowej nie zgasły świece. Nie pozwól jej
przebywać w ciemności.
 Rozumiem.  Ruszyli korytarzem.  Musieli ci chyba niezle przez lata
nauki garbować skórę  powiedział starzec.
Sparhawk uśmiechnął się do niego szeroko.
 Potrafisz być naprawdę przykry, gdy ci na tym zależy  dodał Lenda chi-
choczÄ…c.
 Staram się jak mogę, wielmożny panie.
 Miej się na baczności tu, w Cimmurze, panie Sparhawku  ciągnął dalej
hrabia. Teraz już mówił z powagą, przyciszonym głosem.  Annias ma szpiegów
na każdym rogu. Lycheas nawet nie kichnie bez jego zgody. Tak naprawdę, to
w Elenii rzÄ…dzi prymas, a on ciÄ™ nienawidzi.
 Ja też za nim nie przepadam.  Sparhawk umilkł na chwilę.  Okazałeś
się dzisiaj, hrabio, prawdziwym przyjacielem. Czy z tego powodu nie naraziłeś
się na niebezpieczeństwo?
 Bez wątpienia tak  hrabia Lenda uśmiechnął się  ale jestem już stary
i znaczę zbyt niewiele, by stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla Anniasa. Mogę
33
go co najwyżej drażnić, ale on jest zanadto wyrachowany, by mnie za to prześla-
dować.
Prymas czekał na nich w drzwiach sali posiedzeń.
 Rada przedyskutowała sytuację, panie Sparhawku  powiedział chłodno.
 Królowej z całą pewnością nie grozi żadne niebezpieczeństwo. Jej serce bije
mocno, a kryształ, który ją otacza, jest niezniszczalny. W tej sytuacji niepotrzebny
jej obrońca. rozkazuje ci więc, abyś powrócił do siedziby zakonu w Cimmurze
i pozostał tam, dopóki nie otrzymasz dalszych poleceń.  Na jego ustach pojawił
się złośliwy uśmieszek.  Lub, oczywiście, dopóki królowa osobiście nie wezwie
ciÄ™ przed swoje oblicze.
 Oczywiście  odpowiedział z rezerwą Sparhawk.  Chciałem to właśnie
sam zaproponować, wasza wielebność. Jestem tylko zwykłym rycerzem i będę się
czuł o wiele lepiej w siedzibie zakonu otoczony moimi braćmi niż tutaj, w pałacu.
 Uśmiechnął się.  Doprawdy, ja zupełnie nie pasuję do dworu.
 Zauważyłem to.
 Tak też myślałem.  Sparhawk uścisnął krótko dłoń hrabiego Lendy na
pożegnanie. Następnie spojrzał Anniasowi prosto w oczy.  A więc do ponow-
nego spotkania, wasza wielebność.
 Jeżeli w ogóle ponownie się spotkamy.  Och, spotkamy się. Na pewno
się spotkamy.  Sparhawk odwrócił się na pięcie i odszedł.
Rozdział 3
Siedziba Zakonu Rycerzy Pandionu znajdowała się tuż za wschodnią bramą
Cimmury. Był to zamek w pełnym tego słowa znaczeniu, o wysokich, zwieńczo-
nych blankami murach i z wystawionymi na wiatr narożnymi wieżami. Otaczała
go głęboka fosa najeżona zaostrzonymi palami, nad którą przerzucony był zwo-
dzony most  opuszczony teraz, lecz strzeżony przez czterech ubranych w czarne
zbroje jezdzców na bojowych rumakach.
Uzyskanie pozwolenia na wejście do siedziby Zakonu Pandionu związane by-
ło z określonym rytuałem. Sparhawk ściągnął wodze Farana i czekał. Ze zdzi-
wieniem stwierdził, że te formalności go nie drażnią. Stanowiły część jego życia
przez długie lata nowicjatu i spełnienie tych odwiecznych ceremonii było jakby
odrodzeniem i potwierdzeniem jego tożsamości. Już teraz, gdy czekał na rytual-
ne wezwanie, spalone słońcem domy w Jirochu i kobiety zmierzające do studni
w srebrzystym blasku poranka odpłynęły w głąb jego pamięci, zajmując w niej
właściwe miejsce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •