[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie mogą być razem i że zapewne oboje stracą życie. W tym momencie nie widziała dla siebie
większych szans ratunku i choć nie miała pojęcia, co się stało z Wyattem, wątpiła, czy zdołał
przeżyć walki, które toczyły się w St. Pierre.
Wyrwał ją z zamyślenia głos pani Warmington.
- Chce mi się pić.
- Mnie też - odparowała Julie. - Niech się pani zamknie!
Coś się działo - a raczej przestało się właśnie dziać. Stanowczym gestem nakazała pani
Warmington milczenie. Nagle zrobiło się bardzo cicho. Co prawda z głównej nadmorskiej
szosy słychać było nadal ruch pojazdów, ale łoskot ciężarówek w pobliskim kamieniołomie
ustał. Wyjrzała ponownie przez szparę w drzwiach i zobaczyła na zewnątrz jednego tylko
żołnierza, który siedział po turecku w cieniu o kilkanaście metrów dalej, najwyrazniej
drzemiąc. Miały więc jednak strażnika.
Julie odwróciła się i wyrwała pani Warmington torebkę, wyjmując z niej plik
banknotów. Ta wybuchnęła gniewem.
- To moje! Niech mi ich pani nie zabiera!
- Chce pani wody, prawda? - zapytała Julie. - Może uda nam się ją kupić. - Spojrzała na
gruby zwitek pieniędzy. - Możliwe nawet, że kupimy sobie wolność; o ile będzie pani cicho. -
Pani Warmington natychmiast zamknęła usta, a Julie dodała: - Nie potrafię mówić ich
językiem, ale spróbuję. Tak czy inaczej, pieniądze przemówią dostatecznie głośno.
Podeszła do drzwi i wyjrzawszy przez szparę krzyknęła:
- Hej, ty tam!
%7łołnierz odwrócił się leniwie i mrużąc oczy popatrzył w kierunku baraku. Zobaczył coś,
co wyglądało na banknot o dużym nominale, wystający ze szpary w drzwiach i poruszający
się powoli w górę i w dół. Podniósł się ociężale, wziął do ręki karabin i podszedł do baraku.
%7łądza zysku osłabiła jego czujność. Banknot zniknął mu z oczu, gdy próbował go pochwycić
i jakiś kobiecy głos powiedział:
- L eau... agua. Dostaniesz pieniÄ…dze.
%7łołnierz podrapał się w głowę, a potem jego twarz rozjaśniła się.
- A,l eau!
- Właśnie. Dostaniesz pieniądze; te pieniądze, rozumiesz? Jak przyniesiesz wodę.
Zaczął bełkotać coś w niezrozumiałym dialekcie patois, mówiąc na koniec:
- L argent... la monnaie... pour l eau?
- Właśnie, głupku. Nareszcie pojąłeś.
Skinął głową i oddalił się, a Julie odetchnęła z ulgą. Miała wrażenie, że jej wyschnięte
gardło jest szorstkie jak papier ścierny i na myśl o zimnej wodzie poczuła przez chwilę
zawroty głowy. Należało jednak coś zrobić, zanim wróci żołnierz. Było mało
prawdopodobne, by otworzył drzwi - nie miał zapewne klucza - więc w jaki sposób poda im
do baraku wodÄ™?
Chwyciła młot i postukała ostrożnie w dolną część drzwi, gdzie były one najbardziej
nadwerężone. Potem zawinęła nim jak kijem do golfa, uderzając tylko raz w zbutwiałe
drewno. W drzwiach powstał niewielki otwór. Nie odważyła się robić niczego więcej. Nie
wiedziała, jak daleko odszedł żołnierz. Mógł być na tyle blisko, że usłyszy hałas. Jedno
głośne uderzenie może ujść jego uwadze, ale nie cała ich seria, potrzebna do wyważenia
drzwi.
Zobaczyła, że wraca z butelką i blaszanym kubkiem. Przystanął na chwilę, przyglądając
się bezradnie, gdy zaczęła kołatać do drzwi. Potem powiedział coś i wzruszył ramionami.
Zrozumiała, że nie może otworzyć drzwi, schyliła się więc i wystawiła rękę przez wybity
otwór.
- Tędy! - krzyknęła, mając nadzieję, że nie zorientuje się, iż dziury tej przedtem nie było.
%7łołnierz przykucnął pod drzwiami, trzymając butelkę i kubek poza zasięgiem jej ręki.
- L argent - zamruczał basem. - La monnaie.
Sklęła go, wypychając przez dziurę banknot. Pochwyciwszy pieniądze, podsunął
metalowy kubek tak, że mogła po niego sięgnąć. Wciągnęła go ostrożnie do środka, uważając,
by nic się nie wylało i podała wodę pani Warmington. Kiedy sięgnęła po butelkę, była ona
nadal za daleko. %7łołnierz uśmiechnął się szeroko i powiedział wesoło:  L argent? , musiała
więc dać mu jeszcze pieniądze, zanim ją dostała.
Woda, chociaż ciepła, była błogosławieństwem dla jej wysuszonego gardła. Opróżniła
jednym haustem pół butelki, po czym przestała pić, patrząc na panią Warmington, która
zlizywała z krawędzi brudnego kubka ostatnią kroplę płynu.
- Proszę się tak nie spieszyć - powiedziała. - To kosztowny towar. Za jeden kubek
zapłaciła pani ponad cztery dolary. - Odstawiła butelkę w kąt i spojrzała na zegarek. Była
dwunasta trzydzieści.
%7łołnierz znowu siedział w cieniu, rzucając jednak okiem w kierunku baraku w nadziei
na dalszy Å‚atwy zarobek.
- Mógłby stąd odejść, do cholery - zaklęła Julie.
Nagle usłyszała za sobą jakieś stukanie. Odwróciwszy się zobaczyła, że pani
Warmington wpatruje się z nadzieją we wnętrze kubka, jakby oczekiwała, że napełni się on
w jakiś magiczny sposób. Stukanie nie ustawało. Dochodziło z głębi baraku, Julie zbliżyła się
więc do tylnej ściany i uważnie nasłuchiwała. Ktoś wybijał znajomy, choć pozbawiony
ostatnich taktów rytm, w którym rozpoznała starą wyliczankę z czasów dzieciństwa,
postukała zatem dwa razy, aby ją uzupełnić i zapytała cicho:
- Kto to?
- Rawsthorne. Proszę nie robić hałasu. Serce podskoczyło jej w piersi.
- Jak pan się tu dostał?
- Widziałem, jak prowadzono panie do kamieniołomu. Obserwowałem wszystko z góry.
Udało mi się zejść dopiero przed chwilą, gdy ten cholerny strażnik się stąd wyniósł.
- Dokąd poszedł? - zapytała pospiesznie Julie.
- Zniknął mi z oczu gdzieś na drodze - odparł Rawsthorne. - Myślę, że poszedł aż do
głównej szosy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •