[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dostrzegł migotliwy punkcik gwiazdy wieczornej. A zatem mgła zniknęła. Mgła, co uratowała konwój,
co zasłoniła go przed łodziami podwodnymi, gdy skręcił ostro na północ. Widział  Vectrę" z pustymi
podstawami po bombach głębinowych i nie posiadającą nic, aby je zastąpić. Obok widział  Vyturę",
uszkodzony zbiornikowiec, co zanurzony prawie po pokład wlókł się ponuro za konwojem. Dostrzegł
cztery statki typu  Victory", duże i silne. Wygląd ich budził zaufanie, lecz w istocie był tylko zwodniczą
maską trwałości.
Zatrzasnął osłonę iluminatora, dokręcił wszystkie śruby i gwałtownie zrobił w tył zwrot.
- Czemu to, u diabła, nie zawracamy do domu? - wybuchnął. - Kogo stary chce oszukać:
Niemców czy nas? %7ładnej osłony lotniczej. Brak radaru. %7ładnej nadziei na pomoc. Niemiaszki
określili naszą pozycję co do jednego cala, a im dalej idziemy, tym łatwiejszą będą mieli robotę.
Pozostało nam jeszcze tysiąc mil! - podniósł głos: - Każdy zafajdany dowódca łodzi podwodnej czy
samolotu, który jest w tym rejonie, oblizuje się i czeka na łatwy kąsek. - Z rozpaczą potrząsnął głową.
- Będę trwał jak każdy inny. Pan wie o tym, ale to zbrodnia, samobójstwo. Wybieraj pan, co wolisz.
Tak samo jak nasi zabici.
- SÅ‚uchaj, Johnny, tak nie...
- Dlaczego nie każą zawrócić? - Nicholls nawet nie słyszał Brooksa.
- Wystarczy wydać rozkaz. O co mu chodzi? Zmierć i sława! Czego szuka? Nieśmiertelności? I
to naszym kosztem? - ZaklÄ…Å‚ gorzko.
- A może ten Riley miał jednak rację? Wspaniałe nagłówki w gazetach:  Kapitan Richard
Vallery, D.S.O., pośmiertnie odznaczony..."
82
- Milcz! - ostrym jak chlaśnięcie bicza głosem krzyknął Brooks: Wzrok miał zimny jak sama
Arktyka. - Jak śmiesz w ten sposób mówić o kapitanie Vallerym - ciągnął łagodniej. - Jak śmiesz
brukać imię...
Urwał, pokręcił głową w straszliwym zdziwieniu. Chwilę milczał, aby starannie dobrać słowa. Nie
spuszczał wzroku z bladej, napiętej twarzy porucznika.
- Poruczniku Nicholls... on jest dobrym oficerem, może nawet wybitnym oficerem. Ważne jest
jednak to, że jest prawdziwym dżentelmenem, powtarzam: dżentelmenem, najwspanialszym, jakiego
spotkałem w życiu, jaki kiedykolwiek przemierzał tę plugawą, zapomnianą przez Boga ziemię. To nie
ja ani ty. Jego nie można porównywać z nikim. Jest samotnikiem, lecz nigdy nie jest samotny.
Towarzyszą mu tacy ludzie, jak Piotr Będą, jak święty Franciszek z Asyżu. - Roześmiał się. - Warte
śmiechu, że mówi to taki bezbożnik jak ja. Powiesz, że bluznię, ale wierz mi, prawda nie jest
bluznierstwem. A to jest prawda.
Nicholls milczał ze skamieniałą twarzą.
- Zmierć, sława, nieśmiertelność - srogo mówił dalej Brooks. - Tak mówiłeś? Zmierć? -
uśmiechnął się i znów potrząsnął głową. - Dla Richarda Vallery'ego śmierć nie istnieje. Sława?
Pewnie, każdy jej pragnie. Wszyscy chcemy być sławni. Lecz żadna  London Gazette"1 czy Pałace
Buckinghamskie na całym świecie nie zapewnią mu tej sławy, której on pragnie. Kapitan Vallery nie
jest dzieckiem, a tylko dzieci bawią się zabawkami... Jeśli chodzi o nieśmiertelność - roześmiał się i
już bez cienia urazy położył dłoń na ramieniu Nichollsa. - Spytam cię o jedno, Johnny: czy nie byłoby
idiotyzmem pragnąć czegoś, co już się posiada?
Nicholls nie odpowiedział. Milczenie przeciągało się, stawało się coraz głębsze. Szum
wentylatorów jakby wzrósł. Wreszcie Brooks odchrząknął i znacząco zerknął na butelkę z  lizolem".
Nicholls napełnił i podał szklaneczki. Brooks dostrzegł jego oczy i nagle poczuł żal.
Jak to powiedział Cuningham podczas inwazji Krety?... Nie należy doprowadzać ludzi do
pewnego stanu? Oklepane, ale prawdziwe. SÅ‚uszne nawet w stosunku do takich ludzi jak Nicholls. -
Brooks zastanawiał się, jakie osobiste piekło przeżył ten chłopak dziś rano. Zbierał poszarpane,
porozrywane kawałki ciał, które przed chwilą były żywymi ludzmi. A jako dowódca grupy i lekarz
musiał je oglądać, sprawdzać każdą zranioną cząstkę.
Nicholls przemówił cichym głosem.
- Jeszcze krok, a znajdę się w rynsztoku. Nie wiem, co mówię. Nie wiem, dlaczego tak
mówiłem... Przepraszam.
- Ja również - szczerze odpowiedział Brooks. - Rozpuściłem gębę. Naprawdę przepraszam.
Podniósł szklankę i z lubością patrzył na jej zawartość.
- Za naszych wrogów, Johnny, za ich upadek i niepowodzenie. A nie zapomnij o admirale
Starrze. - Jednym haustem wychylił szklaneczkę, usiadł i patrzył uważnie na Nichollsa. - Uważam, że
powinieneś usłyszeć coś jeszcze, Johnny. Czy wiesz, dlaczego Vallery nie zawraca konwoju? - Na
jego twarzy zaigrał uśmiech. - Nie dlatego, że za nami roi się tyle tych przeklętych łodzi podwodnych,
tak samo jak przed nami, a tak jest na pewno...
Zapalił nowego papierosa i ciągnął:
- Dziś rano kapitan nadał radiogram do Londynu. Wyraził w nim swoją dobrze przemyślaną
opinię, że FR 77 jest skazany na zagładę, zanim osiągnie Przylądek Północny. Tych właśnie słów
użył i trudno byłoby to powiedzieć bardziej wyraznie. Prosił, by pozwolono mu zmienić trasę bardziej
na północ, zamiast iść wprost na Przylądek... %7łałuję, że nie było dziś zachodu słońca - dodał z
odcieniem humoru - chciałbym go jeszcze raz zobaczyć...
- Tak, tak - niecierpliwił się Nicholls. - A jaka była odpowiedz?
- Co? A... odpowiedz! Vallery oczekiwał natychmiastowej. - Brooks otrząsnął się. - Czekał na
nią cztery godziny. - Znów zrobił grymas, który miał być uśmiechem. - Szykuje się coś wielkiego, coś
na olbrzymią skalę. To może być jakaś większa inwazja. O tym ani mru-mru, Johnny.
- Oczywiście.
- Nie mam pojęcia, co to może być. Niewykluczone, że utworzą długo oczekiwany Drugi Front.
Cokolwiek by było, główna flota jest niezbędna do osiągnięcia powodzenia. Lecz ma ona związane
ręce przez  Tirpitza". Wydano więc rozkazy: zniszczyć  Tirpitza". Zniszczyć za wszelką cenę!
1 London Gazette" - oficjalny dziennik, w którym publikuje się ustawy, przepisy, zawiadomienia o odznaczeniach - rodzaj monitora
(przyp. tłum.).
83
- Brooks uśmiechnął się, lecz twarz jego pozostawała kamienna. - Grube z nas ryby, bardzo
ważni ludzie. Jesteśmy najsmakowitszą, największą przynętą, na którą z kolei chcą złowić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •