[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie groziło. Oddychał ciężko, kości na szczęście miał nie uszkodzone, choć bo-
lały go ramiona. Za pierwszym razem ogon malidara musiał go widocznie tylko
musnąć. Gdyby nie dał nura, to drugie uderzenie mogło być śmiertelne. Czuł się
słaby, opity wodą alkoholową i obawiał się, że lada chwila zacznie mu się kręcić
w głowie.
Sulidory wyciągnęły swą zdobycz. Zwierzę długości kilku metrów i ważące
parę ton leżało na brzegu, a sulidory wbijały w nie długie drągi  po jednym
w kończyny przednie, parę w szeroki trójkątny łeb. Kilka nildorów przyglądało
się tej operacji ze słabym zainteresowaniem. Większość w ogóle nie zwracała na
to uwagi. Pozostałe nildory skubały młode pędy roślin, jakby nic się nie stało.
Ostatni wbity kij ugodził zwierzę w stos pacierzowy. Malidar zadrżał i zamarł
w bezruchu.
Gundersen starał się jak najszybciej wydostać z wody. Musiał jeszcze prze-
brnąć przez nieprzyjemny, kleisty muł. Wreszcie stanął na plaży. Tutaj nogi od-
mówiły mu posłuszeństwa, kolana ugięły się i upadł. Drżał, chwycił go kaszel
i wymioty. Po chwili obrócił się na bok i patrzył, jak sulidory wycinają wielkie
płaty bladoróżowego mięsa z boków malidara. Z chat wyszły pozostałe, by także
wziąć udział w uczcie. Gundersen zaczął się trząść. Był w szoku i minęło parę
minut, zanim zdał sobie sprawę, że stan ten spowodowany był nie tylko uderze-
niem i wodą, której się opił, ale także widokiem spokoju nildorów wobec aktu
przemocy.
33
Wyobrażał sobie, że te spokojne, zupełnie niewojownicze stworzenia zare-
agują ze zgrozą na zamordowanie malidara, a ich to ani trochę nie obeszło. Szok
Gundersena spowodowany był stratą złudzeń.
Jakiś sulidor zbliżył się i stanął nad nim. Trzymał w łapie kawał mięsa mali-
dara.
 To dla ciebie  oznajmił w języku nildorów.  Zjesz z nami?
Nie czekał na odpowiedz. Rzucił kawał mięsa na ziemię i odszedł do współ-
braci. Gundersenowi żołądek podszedł do gardła. Nie miał wcale ochoty na suro-
we mięso. Wszyscy go obserwowali: sulidory i nildory.
Na plaży nagle zaległo milczenie.
Rozdział 5
Gundersen podniósł się drżąc. Wciągnął w płuca ciepłe powietrze. Starał się
zyskać trochę na czasie  podszedł do brzegu, by umyć twarz. Znalazł swe po-
rzucone ubranie i znów zarobił parę minut ubierając się. Teraz poczuł się trochę
lepiej, jednak problem surowego mięsa pozostał. Sulidory rozkoszowały się ucztą,
szarpały i rwały kawały mięsa, obgryzały kości, a przy tym spoglądały często na
niego, ciekawe czy zareaguje na ich gościnność. Nildory, które oczywiście same
nawet nie tknęły mięsa, również były zainteresowane jego decyzją. A jeśli od-
mówi zjedzenia mięsa, czy obrazi sulidory? A jeśli zje  czy określi się przez to
w oczach nildorów jako bestia? Uznał, że lepiej będzie, jeśli zje kawałek jako gest
dobrej woli wobec groznie wyglądających istot dwunożnych. Nildory zresztą nie
wydawały się zgorszone tą ucztą.
A więc dobrze, zje mięso, ale tak jak to robią Ziemianie. Zerwał parę szerokich
liści roślin wodnych i rozpostarł je jak matę. Położył na nich mięso. Wyjął z kie-
szeni tuniki miotacz ognia, nastawił na średni płomień i przypiekał powierzchnię
mięsa, aż stało się kruche. Potem wąskim płomieniem pociął je na płaskie kawał-
ki. Usiadł ze skrzyżowanymi nogami, wziął porcję i ugryzł. Mięso było miękkie
i serowate, poprzerastane grubymi ścięgnami. Tylko dzięki silnej woli Gundersen
zdołał wmusić w siebie trzy kawałki. Kiedy miał już dość, wstał, z podziękowa-
niem ukłonił się sulidorom i ukląkł nad brzegiem jeziora by zaczerpnąć trochę
wody. Odczuwał gwałtowną potrzebę popicia czymś tego jedzenia. Przez cały ten
czas nikt się do niego nie Odezwał.
Zmierzchało i wszystkie nildory wyszły z wody. Usadowiły się grupami z dala
od brzegu. Sulidory posilały się dalej w ciszy, ale uczta ich zbliżała się ku końco-
wi.
Gundersen rozglądał się za Srin gaharem, chciał go o kilka spraw zapytać.
Nękało go, że nildory z taką obojętnością odniosły się do zabicia malidara. Zdał
sobie sprawę, że zawsze uważał nildory za szlachetniejsze od innych wielkich
stworzeń na tej planecie, ponieważ do odebrania innym życia posuwały się tylko
wtedy, gdy zostały sprowokowane, a i to nie zawsze. W jego pojęciu była to inteli-
gentna rasa, wolna od grzechu kainowego. Z tego Gundersen wyciągał oczywisty
35
wniosek: nildory, ponieważ same nie zabijają, będą patrzyły na zabójstwo jako
na fakt godny potępienia. Teraz przekonał się, że jego rozumowanie było błędne,
a nawet naiwne. Nildory nie zabijają po prostu dlatego, że nie jedzą mięsa. Ale
moralna wyższość, jaką im w związku z tym przypisywał, była jedynie tworem
jego obciążonej poczuciem winy wyobrazni.
Noc zapadła nagle, jak to bywa w tropikach. Mrok rozświetlał jeden tylko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •