[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ją gdziekolwiek puścił bez któregoś z braci.
Może gdyby jeszcze nie ta różnica wieku... Ale Rik jest
dwanaście lat starszy, Zak czternaście, Nik aż siedemnaście.
I traktuje ją bardziej jak surowy ojciec niż jak brat. Nic
dziwnego, że siÄ™ buntowaÅ‚a. Jednak Nik wcale siÄ™ nie przej­
mował, tylko ukrócał cugli. To musiało się zle skończyć. Trzy
miesiące temu posunął się tak daleko, że uciekła ze Stanów,
zapowiadając, że nie chce go więcej widzieć.
Nie zmieniła zdania. Skomplikował jej życie, zburzył
precyzyjnie przemyślane plany. Może nie tylko on, ale
odpowiedzialność spadła na niego.
To pewnie jego sprawka, że Zak i Rik tak znienacka się
tu pojawili. Nik ma pewne dojścia, pewnie odkrył, że Stazy
Walker to...
Odwróciła się raptownie, bo ktoś leciutko zapukał do
drzwi. Rik wsunÄ…Å‚ gÅ‚owÄ™ do Å›rodka. Jasne, nawet przez chwi­
lę nie może być sama!
Popatrzyła na niego spod oka, z trudem ukrywając złość.
- Co się stało?
Z trójki braci z Rikiem miała najlepszy kontakt, może
dlatego, że dzieliła ich najmniejsza różnica wieku. W skry-
tości ducha cieszyła się, że go widzi. Zaka również. Ale
oczywiście za nic im tego nie powie.
Rik wyciągnął rękę. Coś w niej trzymał.
- Jordan powiedział, że zapomniałaś to wziąć.
- Jordan? - Wyprostowała się gwałtownie. Bez makijażu,
w koszulce z emblematem amerykaÅ„skiej drużyny piÅ‚kar­
skiej, wyglądała jak nastolatka. - Jordan tu był? - zapytała
zaskoczona, że nie słyszała dzwonka. Pewnie tak mocno się
zamyśliła.
- Nie wzięłaś klucza do jego mieszkania, a będzie ci jutro
potrzebny. Położyć go tutaj? - Wskazał na toaletkę.
- Proszę. Czy... - Przełknęła ślinę. - Mówił coś jeszcze?
- Na przykÅ‚ad zapytaÅ‚, kim ty, do diabÅ‚a, jesteÅ›? - dopowie­
działa w duchu.
- Nie, nic - odparł Rik. - Wygląda na swojego chłopa.
- Myślisz, że Nikowi też by się spodobał? - zadrwiła.
Poważna twarz Rika rozjaśniła się w uśmiechu.
- Tak daleko bym siÄ™ nie posunÄ…Å‚!
- Właśnie - westchnęła. Nik wysłałby ją do klasztoru,
gdyby tylko mógł. Oczywiście sam musiałby ten klasztor
wybrać.
- Jak...
- Stazy - poprawiła go z miejsca.
To mama wybrała im takie imiona: Nik od Nikolas, Zak
od Zakary, Rik od Rikard i Jak od Jakeline. SÅ‚yszÄ…c je, ludzie
z trudem kryli rozbawienie. Zmieniła to, gdy przyjechała do
Anglii - zaczęła używać swojego drugiego .imienia, Stazy.
I panieńskiego nazwiska mamy, Walker.
- Nie mam ochoty rozmawiać o Niku - wymamrotała.
- Stazy...
- Dzięki za klucz - powiedziała, kończąc rozmowę.
Rik skinął głową, wycofał się i zaniknął za sobą drzwi.
Podeszła do toaletki, popatrzyła na klucz. Ciekawe, co
Jordan sobie pomyślał na widok Rika? Jeszcze jeden facet...
A może wcale się nie przejął. Może go to nic nie obchodzi?
ROZDZIAA CZWARTY
- Jeszcze jeden - wymamrotaÅ‚ do siebie Jordan, zatrza­
skujÄ…c drzwi do mieszkania.
Cholera, ilu jeszcze facetów się u niej pojawi? W dodatku
i jeden, i drugi całkiem do rzeczy.
Co go to właściwie obchodzi? Tyle co nic!
A jednak... Ta dziewczyna coÅ› w sobie ma, jakÄ…Å›
orzezwiającą świeżość. Jest jak chłodny powiew w upalny
letni dzień. Jej uroda, zarazliwe poczucie humoru; nawet on
uśmiechnął się dzisiaj raz czy dwa!
Czy można się dziwić, że przyciąga jak magnes?
To niby naturalne, że ma znajomych, ale czy od razu
muszą u niej mieszkać? W dodatku dwóch jednocześnie!
A taka wydawała się zszokowana przejściami związanymi
z szukaniem pracy!
Do diabÅ‚a, to raczej on jest teraz zszokowany. Stazy wy­
gląda tak młodo, wręcz niewinnie...
Właśnie,  wygląda", powiedział do siebie, sięgając po
butelkę whisky i szklaneczkę. Zapowiada się długa noc. Bo
czyż może być inaczej, skoro zadręczał się myślą, że za
ścianą jest Stazy i tych dwóch przystojniaków?
- Jeśli cię nudzę, Jordan, to powiedz wprost - chłodno
rzucił Jarrett, przenikliwie mierząc siedzącego naprzeciwko
brata.
Jordan popatrzył na niego przez biurko. Zamrugał, bo
ostre słońce padające zza okna raziło w oczy. Miał za sobą
męczącą noc; usnął, dopiero gdy w butelce pokazało się dno.
Nic dziwnego, że teraz do niczego się nie nadaje. A mieli
omówić szczegóły podpisywanego dzisiaj kontraktu.
- Boli mnie gÅ‚owa - wymruczaÅ‚. CzuÅ‚ siÄ™ fatalnie, w gÅ‚o­
wie mu huczało. Klasyczny kac.
Jarrett oparł się wygodnie, przymrużył oczy.
- Surowe jajko i sos Worchester, to najlepsze lekarstwo.
Czuł się tak podle, że nawet nie był w stanie spiorunować
go wzrokiem. Sposępniał jeszcze bardziej.
- To ból głowy, a nie kac - zaoponował ponuro.
- Czy ten ból głowy przypadkiem nie ma na imię Stazy?
- Jarrett popatrzył na niego sceptycznie.
Nie był w nastroju do żartów, szczególnie takich.
- Nie - rzekł cierpko. - To nie ma z nią nic wspólnego.
- W takim razie, co jest? - naciskał Jarrett.
- Daj mi spokój - odgryzÅ‚ siÄ™ Jordan. - To, że ty i Jonath­
an daliście się złapać kobietom, jeszcze nie znaczy, że każdy
facet jest taki naiwny!
- To mało pochlebne dla Abbie i Gaye - uśmiechnął się
Jarrett. - Jak do tego doszliÅ›my... ? Ach Już sobie przypomi­
nam, mówiliśmy o Stazy - dokończył z leciutką drwiną
w głosie.
- To ty o niej mówiłeś, nie ja - poprawił go Jordan. -
A skoro jesteśmy przy tym temacie... Jak spławiłeś Stellę?
- zapytał, zręcznie zmieniając temat.
Uśmiech Jarretta zgasł.
- Zręczny unik - pogratulował kpiąco. - Ale do Stazy
i tak zaraz wrócimy. Ze Stellą na razie mamy spokój.
- Niemożliwe! Jak ci się to udało?
- Oświadczyłem, że musimy przemyśleć jej żądania.
Odezwiemy się, gdy Jonathan wróci podróży poślubnej.
Czyli chwilowo zawieszenie broni. Potrafi znalezć sobie od­
powiedni moment, co? - Skrzywił się.
Zawsze tak było. Dziesięć lat temu, gdy rozpadło się jej
drugie małżeństwo, Jarrett za pomocą pokaznej sumy skłonił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •