[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Innymi słowy, Maks się nigdzie nie wybiera i za-
PIOSENKARKA
125
mierza spędzić w barze cały wieczór. Aadna historia!
- pomyślała June.
Po kilku godzinach, kiedy wyszli ostatni goście i June spakowała swoje rzeczy, gotowa do wyjścia,
Maks podszedł do niej i powiedział:
- OdprowadzÄ™ ciÄ™ do samochodu.
- Nie ma potrzeby - odmówiła lekko. - John już się ofiarował, że ze mną pójdzie - dodała triumfalnie.
- A może wolisz, żeby odprowadził cię pan Golding - powiedział cicho John, który właśnie zamknął
bar. - Po prostu pomyślałem, że po tym, co się wydarzyło w poniedziałkową noc...
- W porządku - odezwał się Maks ciepłym głosem.
- Widzisz, June, nie tylko ja jestem zdania, że powinnaś bardziej na siebie uważać!
- Zapewniam cię, że sama świetnie sobie poradzę
- powiedziała ze zniecierpliwieniem.
- Proszę, niech pan będzie uprzejmy odprowadzić ją do samochodu i poczekać, aż odjedzie - zwrócił
się Maks do Johna. - Dobranoc, June. - Pochylił się nad nią i lekko pocałował w policzek. - A więc,
John, zostawiam ją w pańskich kompetentnych rękach -uśmiechnął się szeroko do barmana.
June rzuciła mu pełne oburzenia spojrzenie, kiedy zsuwała się ze stołka przy barze. Gdy szybko
ruszyła w stronę drzwi, John z trudem za nią nadążał, wydawało się, że lekko utyka na jedną nogę.
- Skręciłem nogę w kostce, kiedy w zeszły weekend grałem w piłkę - wyjaśnił, krzywiąc się z nieza-
126
CAROLE MORTIMER
dowoleniem. - Może jestem już za stary na takie numery.
June nie miała pojęcia, ile lat miał John, może dwadzieścia pięć, a może czterdzieści. Jego włosy były
wprawdzie trochę przerzedzone na czole, ale twarz wyglądała młodo.
- Jeżeli tylko lubisz grać.... - uśmiechnęła się do niego June, która kątem oka zobaczyła, że Maks skie-
rował się do windy. - Ja...
- June?
Gdy się odwróciła, zobaczyła, że w jej stronę zmierza zdecydowanym krokiem Peter Meridew. Tego
tylko jej było potrzeba po tym pełnym stresu wieczorze.
- Pan wybaczy, ale chciałbym porozmawiać z panną Calendar na osobności - odezwał się dyrektor do
Johna, wyraznie dajÄ…c mu odprawÄ™.
John uśmiechnął się z żalem i powiedział:
- A więc do zobaczenia jutro, June. Dobranoc, panie Meridew. - Uprzejmie skinął głową na
pożegnanie i odszedł, lekko się ociągając.
Co też mogła nabroić? No tak, spózniła się dzisiaj pięć minut, ale nadrobiła to z nawiązką. Ponieważ w
barze wyjątkowo długo siedzieli dziś goście, skończyła pracę o dobry kwadrans pózniej niż zwykle...
- Może zechciałaby pani przejść do mojego gabinetu? - zapytał Meridew, ale zabrzmiało to bardziej
jak polecenie.
Zrobiło się już pózno, było wpół do drugiej w nocy, a ona marzyła, żeby wreszcie znalezć się w domu.
To nie jej sprawa, że pan dyrektor stara się bywać w swo-
PIOSENKARKA
127
im jak najrzadziej. Cały personel wiedział, że Peter Meridew często zostaje w hotelu dłużej, niż
wymaga jego dyżur, ponieważ boi się żony, która czeka na niego w domu! June współczuła mu, że ma
tak trudne życie rodzinne, ale o tej póznej porze to współczucie nieco osłabło.
- Czy nie moglibyśmy tego odłożyć do jutra? -zapytała.
Meridew zmarszczył czoło i odezwał się oficjalnym tonem:
- Dzisiaj złożyła mi wizytę policja, w związku z nocnymi atakami, jakie od pewnego czasu zdarzają
się w tej okolicy - powiedział, wyraznie niezadowolony z tych odwiedzin.
- Ale co to ma wspólnego ze mną? - zagadnęła June ze zdziwieniem.
- Na płaszczyznie osobistej, nic - przyznał. - Policjanci sugerują po prostu, byśmy wprowadzili pewne
zmiany dotyczące bezpieczeństwa niektórych naszych pracowników.
June zaniepokoiły jego słowa.
- SÅ‚ucham.
Peter Meridew skłonił lekko głowę i rzekł:
- Obawiam się, że do czasu kiedy napastnik zostanie zidentyfikowany i osadzony w więzieniu, bę-
dziemy musieli zrezygnować z pani usług.
- Co takiego? - June wydała stłumiony okrzyk, nie widząc w tym żadnej logiki.
- Naturalnie, może pani pracować do końca tygodnia - dodał śpiesznie.
128
CAROLE MORTIMER
- To bardzo szlachetnie! - mruknęła pod nosem June, zbyt zmęczona i zagniewana, by silić się na
uprzejmość. Nie mogła uwierzyć, że Meridew zwalnia ją z pracy już z końcem tego tygodnia!
- Proszę mi wierzyć, że mnie też jest bardzo przykro - westchnął Peter Meridew. - Wszyscy jesteśmy z
pani bardzo zadowoleni, uważamy, że świetnie pani śpiewa i znakomicie się prezentuje. Ale jeden z
gości poskarżył się, że po pracy pani zawsze sama wychodzi z hotelu, i to o bardzo póznej porze...
- Jeden z gości? - przerwała mu June. Nietrudno jej się było domyślić, który to z gości zwrócił się do
policji.
Ani też zgadnąć, dlaczego to zrobił! Maks jest przecież człowiekiem Jude'a Marshalla,
zdecydowanym zrujnować siostry Calendar, jeśli w żaden inny sposób nie uda mu się wykurzyć ich z
farmy! Najpierw więc postarał się, żeby June straciła pracę, a teraz z pewnością zabierze się do
March! Ale to nie będzie takie łatwe, jak mu się wydaje!
June obdarzyła Petera miłym uśmiechem i powiedziała:
- Chyba policja nie ma prawa nakazać panu, by mnie zwolnił?
- Ależ ja pani nie zwalniam, June - zaprotestował dyrektor. - Rozważywszy spokojnie sytuację, sam
doszedłem do wniosku, że takie rozwiązanie będzie najlepsze. Na jakiś czas - dodał spiesznie. -
Absolutnie nie chcemy rozstać się z panią na zawsze, proszę mi wierzyć.
PIOSENKARKA
129
Tego akurat była pewna. Nigdy nie narzekała, kiedy trzeba było zostać dłużej, niż przewidywał jej
kontrakt, lub przyjechać dodatkowo na jakąś specjalną okazję, kiedy to było potrzebne, a jej gaża nie
była wygórowana. Zarabiała akurat tyle, ile było trzeba, aby siostry mogły skromnie utrzymać farmę.
Opanowanym głosem, tak by Meridew niczego nie podejrzewał, zapytała:
- Czy powiedzieli panu, który z gości złożył tę skargę?
- Oczywiście zapytałem, ale nie chcieli mi tego wyjawić - odpowiedział Meridew. - Jednak zgadzam
się z nimi, że idzie tu o pani bezpieczeństwo, a skoro tak, to...
- Musi pan zrezygnować z moich usług - skończyła za niego June. - Widzę, że nie mam w tej sprawie
nic do powiedzenia - oświadczyła, unosząc dumnie podbródek. - Więc jeśli pan pozwoli, pójdę już,
jest naprawdę bardzo pózno.
- Oczywiście - powiedział Meridew, któremu ulżyło, że June nie zrobiła sceny. - Może odprowadzić
panią do samochodu? - zaproponował.
June pokręciła głową.
- Dziękuję, ale najpierw muszę coś załatwić. Jeśli Maksowi wydawało się, że jego inicjatywa
ujdzie mu na sucho, to zaraz spotka go niemiła niespodzianka - pomyślała, kierując się do windy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •