[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pewnikiem nie utopiłeś.
To bym mógł.
Na mnie siÄ™ porywasz?
Wró\a?
Có\?
Skrzyknąć ludzi czy nie skrzyknąć?...
śal mi...
Nie o ciebie stoję, brzydaku, ale o gród...
MÄ…dryÅ›...
Zmiałyś...
Nale\y ci się być w radzie...
I cielica"...
Milczeli długo, na koniec wró\ poprawił końską skórę i powtórzył pojednawczo: -
Dziw mi, skąd byś cielicę mógł nabyć?...
- Nie troszczcie się, jeno wró\bę czyńcie...
- Wianek do brzegu nawraca...
- przyznał \erca.
- Jeśli do jutra nie zatonie, uczynię wró\bę z ogniska...
Noc była chłodna, jasna i miesięczna.
Olsza le\ała w czółnie na wpół \ywa z trwogi.
Zrazu, gdy mrok jął zapadać, płakała ze strachu, a trzciny szumiały wokoło do
Strona 67
Kossak Zofia - Grod nad jeziorem
wtóru, teraz i płakać nie mogła.
Sama, w nocy na jeziorze, nieuczciwa ofiarnica...
Przecie\ bogowie nie darują tego, co im zostało poświęcone, upomną się o nią...
Ju\ idÄ…...
Wychylają się z wody w miesięcznej poświacie.
PÅ‚ynÄ… rozgarniajÄ…c fale.
Przodem Jastruna, miła niegdyś dru\ka.
Na mokrych włosach ma wianek z ziela, co na głębi rośnie, woła: "Tyś nasza!
TyÅ› nasza"!
Za JastrunÄ… topielice, utopce, wodniki.
Wypinają \abie brzuchy, rechoczą, łyskają zielonkawymi, wyłupiastymi ślepiami.
Wyciągają palce pozrastane błoną.
Tańczą na wodzie wokół czółna.
"NaszaÅ›!
Nasza!
Pójdz\e!
Pójdz!...
Chwyta się Olsza za burtę czółna oburącz, zamyka oczy, aby ich nie widzieć.
Gdy od dr\enia, co ją przenika, czółno się zakołysze, zdaje się jej, \e to
wodniki ciągną je ju\, by wywrócić.
PodsadzajÄ… siÄ™ od spodu, unoszÄ…...
I lęk, co ją niejednokrotnie dawniej nawiedzał, lęk stworzenia bezradnego wobec
grozy świata, ogarnia ją z taką siłą, \e serce w dziewczynie przestaje bić i
zamiera.
Ostatkiem myśli świadomej skomlę o ratunek.
Na pró\no, bo któ\ jej pomo\e?
Chciałaby uciekać, ale gdzie?...
W wodÄ™?...
Chronić się - ale dokąd?
Wołać o pomoc - do kogo?...
Woda zachlupotała nagle koło niej.
Silna ręka chwyciła brzeg czółna, a\ chybnęło się gwałtownie.
Olsza krzyknęła przera\ona.
- Cichaj - sarknął Miłosz, gdy\ on to był.
Wychynął z wody, wciągnął się przez dziób do czółna i le\ał bez ruchu,
zmęczony, ociekający wodą.
Okryła go szmatami le\ącymi na dnie i własną lnianą zapaską.
Po krótkiej chwili, wytchnąwszy, usiadł i roześmiał się wesoło.
- Okrutnie jeszcze zimna woda.
Myślałem, \e nie dopłynę - rzekł otrząsając się jak pies.
Patrzyła nań ze zbo\nym zachwytem.
Lęk ją odszedł.
Wystarczyło, by przyrzeczony zjawił się, roześmiał, a noc stała się zwykłą,
miesięczną nocą, woda - wodą, a Jastruna dawno zmarłą, na poły zapomnianą
przyjaciółką.
- Nie potrzebujemy uciekać do lasu i tam dzikować - obwieścił zwycięsko.
- Za cielicę Zwiętoch sprawia nową wró\bę.
Wyjadę jutro na jezioro szukać ciebie, znajdę i przywiozę do domu...
Zło\yła ręce, niezdolna słowa przemówić z radości.
śyć, będzie \yć...
Nie w lesie w ustawicznej trwodze, wróci do domu jak dawniej...
Będzie \yć...
- Nie zdziwiÄ… siÄ™, \e mnie znajdziesz \ywÄ…?...
- zapytała przerywanym ze wzruszenia głosem.
- I...
i...
i...
Pomyślą, \e cię boginki przechowały...
Zwiętoch im to wytłumaczy...
- Mówiłam, \e on.
całej tej biedy narobił przez złość - zauwa\yła.
- Prawda, \eś ty mówiła - mruknął Miłosz niepewnie.
Trochę go to przypomnienie dotknęło.
Taki czuł się dumny ze swojej przenikliwości, odwagi, z odniesionego
zwycięstwa, a wszak\e połowa zasługi przypadała dziewczynie, co pierwsza
przejrzała grę \ercy.
Zadziwiające spostrze\enie, \e pogardzany \eński umysł mo\e czasem okazać się
pomocny mę\czyznie, zaniepokoiło myśliwca na chwilę.
Strona 68
Kossak Zofia - Grod nad jeziorem
ROZDZIAA XI.
Siejba.
Pogoda trwała nadal i ziemia obeschła do tyla, \e mo\na ją było orać.
Cała ludność grodu wyległa na pole pod lasem, by uroczyście odło\yć pierwsze
skiby.
W inne wiosny dzień ten był wielkim świętem.
Ile\ brzmiało krzyków, śmiechów, śpiewu, trzaskania batem, przechwalania się
lepszym zaprzęgiem!
Dziś konia ni wołu nie stało.
Wychudli, znędzniali ludzie sami zaprzęgali się w jarzmo i z wysiłkiem ciągnęli
drewnianą sochę lub pług z kamiennym lemieszem.
Choć nie mieli ziarna na zasiew, niwa musiała być zorana, gdy\ w razie
pozostawienia jej przez rok ugorem, zarosłaby lasem na nowo.
Więc orali stękając cię\ko i odpoczywając co chwila.
Starszy Stra\, tak dumny niegdyś ze swych pięknych wołów, poganiał
zaprzę\onych: \onę, brata cieślę i syna.
Mały Kurek, który zeszłego roku odganiał dzielnie kaczki od ojcowego prosa, ju\
nie \ył.
Nie wytrzymał głodu.
Pomagał ojcu dawny pastuch (nie ma ju\ dziś co pasać) Sysek, chudy jak szczapa
wyrostek.
Gruby dawniej Pomłost zaprzągł obie córki i popędzając je gniewnie \ałuje, \e
sprzedał trzecią.
Przydałaby mu się teraz.
Ano, kto mógł przewidzieć?
Stary Chwost, zwykle pogodny, spogląda na sąsiadów z urazą.
śywi niewygasły \al, \e w czasie głodu, gdy jedni drugim rozbierali strzechy na
paszę, jego piękny, słomiany dach pierwszy padł ofiarą.
Ani się spostrzegł, gdy go rozskubano.
Teraz musiał pokryć dom trzciną z jeziora jak wszyscy.
Pośród zebranych brakuje starego Dobka, przewodniczącego wiecu.
Umarł przed kilku dniami.
Spalono go na wysokim stosie, a prochy zsypano do popielnicy, którą zeszłego
roku ulepiła Olsza Brusalówna, przyrzeczona młodszego z Kruków.
Kształt garnka przypominał obcych i ich naszyjniki, przeto przystało, by
otrzymał go Dobek, czasu oblę\enia kierujący obroną grodu.
Przewidywano, \e odtąd ka\dy zechce otrzymać taką właśnie popielnicę i chroma
Marza nie nadą\y ich lepić, o ile potrafi.
Brakowało równie\ Miłosza i Olszy.
On poszedł do lasu zastawiać paści na zwierzynę potrzebną na weselisko,
dziewczyna mu pomagała.
Było to przeciwne wszelkim obyczajom, lecz w stosunku do tej pary przestano ju\
się dziwić czemukolwiek.
Brusalówna była boginką, to zostało stwierdzone nad wszelką wątpliwość.
Wszak całą dobę przebyła pod wodą i wróciła stamtąd \ywa!
Ludzie usuwali siÄ™ od niej z szacunkiem i trwogÄ….
Niektórzy radzi by usłyszeć opowiadanie o dziwach, jakie widziała, lecz
topielica nic mówić nie chciała.
Zwierzyła się tylko Marzy (Marza z początku martwiła się bardzo, \e siostra
odbierze z powrotem ofiarowaną jej pawłokę, ale Olsza nie odebrała), \e utopce i
wodniki goniły się wokół niej.
- Jastruna tako\ była?
- pytała garncarka.
- Tako\ była.
Więcej nie chciała nic mówić.
Wszyscy lękali się jej bardzo i z początku szomrali, ale \erca zapewnił wiec,
\e obecność boginki jest rękojmią łaskawości bogów.
Ju\ci\ nie uszkodzą fale grodu, w którym ona mieszka.
Nikt przeto nie śmiał się dziewczynie narazić, milczała stara Kruczycha i nie
wołano ju\ za nią: wieszczyca!
Ucichły pogwarki na polu, bo od Bramy Starszych zbli\ali się uroczyście obaj
\ercy.
śywoch prowadził nabytą za skórki bobrowe i ofiarowaną przez Miłosza cielicę,
zaprzę\oną do włóki, Zwiętoch niósł w obu rękach miareczkę ziarna, świętego
ziarna, przechowanego na zasiew.
Stary wró\ głodował wraz z innymi, ale tej pszenicy nie ruszył.
Nie spo\ył tego jęczmienia.
Sam nie tknął i nie pozwolił tknąć nikomu.
Strona 69
Kossak Zofia - Grod nad jeziorem
Maleńko tego było, na jeden zagon nie starczy, ale dość, by zacząć siejbę. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •