[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skłonić go do pozostania. Nagle zdała sobie sprawę, jak
bardzo chce, by ten człowiek już na zawsze z nią został.
Robiło się ciemno, gdy Samuel usiadł za kierownicą
dżipa. Jane nie miała ochoty jeść tam, gdzie wypili czekoladę.
W ogóle nie miała ochoty na kolację w mieście. Samuel
zastanawiał się, czy zechce wyprosić go z domu. Postanowił
zachowywać się elastycznie, lecz zdecydowanie.
- Twoja matka wspominała o zaproszeniu na jutrzejszą
kolację. Będą na niej twoi bracia z rodzinami - powiedział,
włączając silnik. - Czy powinienem się obawiać ich reakcji na
wieść o naszych zaręczynach?
- Hm? O Boże, to już jutro! - uświadomiła sobie Jane.
- Jacy oni są? Zechcą mnie pobić w ciemnej uliczce?
- Chyba tylko Godzilla mogłaby cię przestraszyć -
zauważyła Jane. - Nie sądzę, by zamierzali dać ci lekcję. Obaj
są dużo starsi ode mnie i zawsze okazywali raczej
nadopiekuńczość. Nigdy nie używali przemocy. - Roześmiała
się. - Chyba że w stosunkach między sobą.
Samuel usłyszał teraz o sprawach, które znał wcześniej z
raportu. Craig, starszy brat Jane, ożenił się ze szkolną
sympatią, Cherry, i miał z nią trójkę dzieci. Kiedy siostra
chodziła do liceum, spowiadał ją z randek, uważając się za
głowę rodziny. Bill nie znosił warzyw i uwielbiał latać oraz
zajmować się komputerami. W zeszłym roku ożenił się z miłą,
młodą kobietą. Mieszkali w Topeka z jej dwojgiem dzieci z
poprzedniego małżeństwa. Ewa jest %7łydówką i Bill rozważał
zmianÄ™ wyznania.
Czytając w raporcie o żydowskiej szwagierce Jane,
Samuel zastanawiał się, jak trudno musiało być tej kobiecie
dostosować się do życia w rodzinie z małego miasteczka na
Zrodkowym Zachodzie.
- Jak to przyjmuje rodzina?
- Mama nie bardzo wiedziała, co o tym myśleć, dopóki
Craig podczas dyskusji na temat religii omal nie pobił się z
Billem.
- Pewnie nie spodobała się jej nowa synowa, która mogła
wprowadzić do rodziny dysharmonię.
- Och, nie! Craig i Bill zawsze się kłócą. Lubią to. Brali
się za bary nawet podczas ostatnich wyborów. Mama zbyt
dobrze ich zna, by się tym przejmować, więc sprawę zmiany
wyznania Billa potraktowała jak jeden z tych tematów, o które
chłopcy zwykli się spierać. Ona miewa kaprysy, ale nie wtedy,
gdy chodzi o rodzinÄ™.
Dla Samuela to również była najważniejsza sprawa, więc
w duchu poparł Marilee Smith.
- To ostatnia chwila, byś zmieniła zdanie na temat kolacji
w mieście - rzekł, skręcając w ulicę, przy której mieszała Jane.
- Dojeżdżamy do domu - dodał, odczuwając przyjemność na
dzwięk tych słów.
- Mam coś w zamrażalniku. Wolę zjeść w domu. Samuel
zdziwił się, że Jane proponuje domową kolację,
skoro jeszcze niedawno zamierzała pozbyć się go z domu.
- Dobrze gotujesz? - zapytał.
- - Tak. Chcesz zostać zaproszony na kolację?
- Oczywiście.
- Zakładasz, że pozwolę ci zostać ze mną?
- Mam takÄ… nadziejÄ™.
- Wiele sobie obiecujesz. Czy ty ode mnie czegoÅ› chcesz?
- zapytała, gdy dojeżdżali do domu.
- O, tak - odparł, wyłączając silnik, i pomyślał o tych paru
rzeczach, których pragnął od tej dziewczyny.
- Nie to miałam na myśli - zareagowała szybko. - Chodzi
o to, czego naprawdę chcesz. O prawdziwy dom. Wybrałeś
Atherton z pewnych powodów i chcesz tu pozostać. Najłatwiej
to osiągnąć, łącząc się z kimś tutejszym, kto pomoże ci
nawiązać stosunki z innymi mieszkańcami. Dlatego
powiedziałeś wszystkim, że jesteśmy zaręczeni. Nawet jeśli
się nie pobierzemy, będziesz miał jakiś punkt zaczepienia jako
człowiek, który miał się ożenić z tą małą Smithówną.
Samuel pomyślał, że nie doceniał Jane. Dostrzegła w jego
sytuacji znacznie więcej niż on sam. Poruszyło go, iż tak
dobrze zrozumiała jego problemy.
- Częściowo masz rację - przyznał.
- To mogę ci dać - odrzekła, - Pomogę ci
zaaklimatyzować się w Atherton.
Samuel milczał przez chwilę.
- A czego chcesz w zamian? - spytał w końcu.
- Ja nie... To znaczy, tak, chcÄ™ czegoÅ›. Masz racjÄ™,
twierdząc, że będzie mi łatwiej, jeśli wszyscy uwierzą, iż
jesteśmy zaręczeni. Powinniśmy udawać, że tak jest. Sam to
zresztą od początku sugerowałeś. Uczciwy układ, prawda?
Samuel nie dbał o taką uczciwość. Pochylił się i dotknął
dłonią jej policzka.
- Zapomniałaś o czymś - zauważył.
- Doprawdy?
Nie miał zamiaru jej pocałować. De razy to robił, sprawy
wymykały się spod kontroli i działo się coś złego. Widział
podniecenie Jane, mgiełkę w jej oczach.
- Wolałbym, by nasze zaręczyny nie były udawane.
- Wiem. Nie dałam ci jeszcze odpowiedzi.
- Właśnie. - Pogłaskał Jane po policzku, przesunął
palcami po szyi i wyczuł przyspieszone tętno.
- Po przemyśleniu... uznałam, że nie powinieneś tego
robić, Samuelu.
- Tak?
Dotknął karku Jane, zamiast położyć rękę na jej piersiach,
jak tego pragnął. Miała chłodną skórę, bo wieczór nie należał
do najcieplejszych. Gdy poczuła ciepło promieniujące z
męskich palców, zadrżała. Dreszcz podniecenia udzielił się
także Samuelowi, który uznał jednak, że nie czas teraz
folgować żądzom. Tym razem to Jane winna pragnąć
zbliżenia. Zamierzał doprowadzić ją do takiego stanu, by
zgodziła się na wszystko, czego on zażąda. Odwrócił jej głowę
ku sobie i pochylił się nad nią.
- Chcesz zostać w moim mieszkaniu.
- Tak - przyznał, muskając wargami jej policzek i szyję.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem - szepnęła.
- Jakim? - zapytał, zaskoczony, że Jane może myśleć w
tej chwili o jakichś warunkach, skoro w ogóle nie powinna
myśleć.
- Nie będziemy się całować.
- Co takiego?
- Mówiłam, że potrzebuję czasu, więc dopóki będziesz ze
mną mieszkał, nie chcę, byś mnie dotykał - powiedziała
szybko. - Nie mogę logicznie myśleć, gdy to robisz. %7ładnego
dotykania i pocałunków, dobrze? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •