[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwala dotykać się mężczyznie, aż nagle zastyga?
Pokręciła głową, w głębi duszy czując, że Konstantinos ma rację. Dlaczego tak się
zachowywała? Czyżby miała nadzieję, że jej opór wzbudzi w nim szacunek? A przecież
wystarczyło jedno spojrzenie na jego pogardliwie wydęte usta, by stwierdzić, że szacu-
nek był ostatnim uczuciem, jakie do niej żywił...
R
L
T
A co z jej własnym pragnieniem? Czyż przez ostatnie osiem lat nie żyła jak zakon-
nica? Nie wydawało jej się to co prawda żadnym wyrzeczeniem, gdyż ani jeden męż-
czyzna nie wzbudził przez ten czas jej zainteresowania. Jedynie Konstantinos to potrafił.
Wciąż to robił i był gotów zaspokoić jej pragnienie, pod warunkiem że Laura zgodzi się
na seks bez żadnych zobowiązań.
- Nie twierdzę, że nie czuję tego samego... Jak śmiałabym, skoro właśnie udowod-
niłam coś zupełnie przeciwnego? - wyszeptała. - Ale nie teraz, nie tutaj... Przecież w
każdej chwili może wrócić Alex i zacząć mnie szukać.
- W takim razie kiedy?
Laura o mało się nie rozpłakała, słysząc jego chłodny, konkretny ton. Ale nie mo-
gła się już wycofać.
- Przyjdz do mnie dzisiaj. Póznym wieczorem - gdy w domu będzie cicho, a ja bę-
dę miała pewność, że Alex śpi.
Spojrzał jej głęboko w oczy. Objął jej szczupłą talię i nachylił się, by musnąć
ustami jej wargi. Dobrze wiedział, że najskuteczniejszą bronią kobiety jest jej sprzeciw.
Czy to jej ciągły opór sprawił, że płonął z pożądania?
Najdziwniejsze, że protesty Laury wcale nie wyglądały na element gry, która miała
na celu usidlenie go. Wydały mu się prawdziwe - jak gdyby walczyła nie tylko z nim, ale
także ze sobą.
- Będę o tym myślał przez cały dzień, wyobrażał sobie twoje nagie ciało w moich
ramionach - wyznał. - O tak, przyjdę dziś do ciebie na pewno - uśmiechnął się, przesu-
wając powoli palcem po linii jej drżących ust. - A teraz pospiesz się i ubierz, zanim ode-
chce mi się czekać.
Odprowadziła go wzrokiem, gdy wychodził z pokoju. Owinęła się ciasno szlafro-
kiem, wciąż jeszcze rozgorączkowana i roztrzęsiona.
Uspokoiła się nieco dopiero po tym, jak wzięła prysznic, ubrała się i włożyła kwie-
cisty fartuch, który dała jej Demetra. Nie był szczególnie twarzowy, ale nie taka była
przecież jego rola.
Spojrzała na swoje mało atrakcyjne odbicie w lustrze. Czuła się głupio, że nagle
zaczęła się wstydzić swojej pracy, skoro od dawna wykonywała ją nie tylko dobrze i
R
L
T
sprawnie, ale też z dumą. Lecz tym razem to miało być coś innego. Będzie podawać do
stołu ojcu swojego syna i udawać, że nic dla niej nie znaczy.
Zamknęła za sobą drzwi i wyszła do ogrodu. Alex pluskał się ze Stavrosem w płyt-
kiej części olbrzymiego basenu.
- Mamo! - zawołał. - Zobacz, Stavros uczy mnie pływać żabką!
Gdy ciemna, mokra głowa studenta wynurzyła się z wody, Laura uśmiechnęła się.
- Dziękuję ci, Stavros.
Odwzajemnił jej uśmiech i kiwnął do Aleksa.
- Lubię uczyć, a on zapowiada się obiecująco. Małe dzieci szybko się uczą. Alex,
pokaż mamie, co potrafisz.
Chłopiec podpłynął do brzegu basenu i spojrzał na nią oczami pełnymi radości.
- Tylko się nie przemęcz, kochanie - powiedziała.
- Ależ, mamo!
- Jadłeś już śniadanie?
- Tak, z Konstantinosem - Alex uśmiechnął się, odsłaniając wszystkie ząbki. - Je-
dliśmy jogurt z miodem. Potem zerwaliśmy pomarańcze z drzewa i zrobiliśmy z nich
sok.
Wpatrywała się w niego, nie mogąc się nadziwić, jak szybko jej syn przyzwyczaił
się do nowej sytuacji i zaprzyjaznił z Konstantinosem. Nieograniczona przestrzeń i ota-
czające piękno musiały sprawić, że poczuł się jak w raju.
Jednocześnie ogarnął ją lęk. A jeśli Alex pokocha Grecję i swojego ojca tak bar-
dzo, że nie zechce wrócić do ubogiego domu w Anglii?
- To świetnie - udało jej się powiedzieć. - Za to na mnie czeka praca. Pójdę zoba-
czyć, co jest do zrobienia.
W kuchni zastała Demetrę, która nie pozwoliła Laurze zabrać się do pracy, dopóki
ta nie usiądzie na tarasie, zje śniadanie i wypije filiżankę gęstej, mocnej kawy.
- Jesteś za chuda - stwierdziła, podsuwając Laurze koszyk z chlebem. - Kobieta
musi być silna.
Coś o tym wiem, pomyślała gorzko Laura, krojąc brzoskwinię na lśniące, soczyste
kawałki. Ale odporność emocjonalna była tak samo ważna jak fizyczna siła - a tego nie
R
L
T
dało się osiągnąć, jedząc chleb z miodem! Wzruszyła ją jednak życzliwość Demetry. Od
dawna nikt się tak o nią nie troszczył.
Z kolei praca miała działanie terapeutyczne - trudno było się zamartwiać, mając
ręce zajęte krojeniem warzyw i nadziewaniem liści winogron. Demetra nauczyła ją piec
ciasto cytrynowe i robić chałwę z orzechami i rodzynkami.
- Gdzie się pani tego wszystkiego nauczyła? - zapytała Laura, opierając się o blat.
- Gotuję od zawsze - odpowiedziała Demetra. - Najpierw dla męża, a potem - żeby
zarobić na chleb. Zostałam wdową, gdy Stavros był jeszcze w wózku, i trafiłam do Ka- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •