[ Pobierz całość w formacie PDF ]

chcą, Roman nie był gotowy na rozmowę z kimś, kto bez ogródek wyraża swoje
myśli. Z kimś, kto wszelką propozycję pomocy odrzuciłby mu prosto w twarz.
- I nie ma pani żadnych krewnych, którzy mogliby panią wesprzeć?
- Nie. Ciotka i wujek nie lubią dzieci.
- Ale z pewnością są lepiej sytuowani niż pani?
- Finansowo może tak, ale to nie jest kwestia pieniędzy, prawda? - zapytała
retorycznie, uznając, że on musi się zgodzić z czymś tak zasadniczym. - Oni nie
mają dzieci z własnego wyboru - wyjaśniła. - Poza tym nie potrafię sobie wyobra-
zić, by chętnie przyjęli cokolwiek, co by im mogło przeszkodzić, by wskoczyć do
samochodu i pojechać na południe Francji, gdy tylko najdzie ich taka ochota. -
Zmarszczyła nos, przyglądając mu się uważnie. - Są trochę podobni do pana. Robią
to, co im się podoba, nie zważając na innych... chociaż pan jest oczywiście młod-
szy.
- Ale równie egoistyczny - podpowiedział jej zgryzliwym tonem.
- Kochają się, nie można więc powiedzieć, że są narcystyczni - stwierdziła to-
lerancyjnie.
- W przeciwieństwie do mnie.
Scarlet zaczerwieniła się pod jego ironicznym wzrokiem
- Tego nie powiedziałam - zaprotestowała.
- Nie musiała pani. Nie potrafi sobie mnie pani wyobrazić z dziećmi?
Dziewczyna zmarszczyła brwi na dzwięk tonacji, z którą zadał to pytanie.
- Jest pan pół Irlandczykiem, pół Włochem. Z takim pochodzeniem będzie
pan na pewno miał liczną rodzinę, gdy będzie pan na to gotowy.
W myślach widziała już dzieci z ciemnymi oczami, takimi jakie ma Roman...
dzieci podobne do Sama.
- Albo kiedy dorosnę?
S
R
- Tego bym nie powiedziała. Jestem realistką.
Uśmiechnął się do niej szeroko.
- Ma pani niewyparzony język.
- Nie ma się czym martwić - wielu mężczyzn nigdy nie dorasta. Pan wyraznie
wiedzie wśród nich prym. Ale pewnego dnia znudzi się pan tym wszystkim, a kiedy
spotka pan kogoś... - Jakąś piękną, utalentowaną kobietę, która da mu te wspaniałe
dzieci...
- Nie jest pani całkowicie do tego przekonana.
- Fakt, nawrócenie hulaków zawsze budziło we mnie wątpliwości. - Przyjrzała
się jego aroganckiej twarzy. Jeśli wobec kogokolwiek można użyć tego określenia,
to właśnie wobec niego.
- Hulaków?
Scarlet, która gotowała się podjąć jeden ze swoich ulubionych tematów, przy-
taknęła, ledwie zauważając zdumiony wyraz jego twarzy.
- Znam mnóstwo kobiet, które uważają, że miłość dobrej kobiety - to znaczy
jej samej - nawet najbardziej zepsutego playboya zmieni z dnia na dzień w najwier-
niejszego z mężów.
Roześmiała się z niedowierzaniem, że przedstawicielki jej płci same siebie
oszukują do tego stopnia.
- Ale pani nie podziela tego przekonania?
- Niech pan mi się przyjrzy! Czy wyglądam na beznadziejną romantyczkę?
Zapadła niezręczna cisza. Roman patrzył na nią, a ona czuła, że jej serce przy-
spiesza. W końcu wyraził swoją opinię.
- Nie mam dużego doświadczenia z beznadziejnymi romantyczkami, ale we-
dług mnie pani właśnie na taką wygląda.
- Ale nie jestem - poinformowała go z przejęciem. - Nie potrafię sobie wy-
obrazić, jak fakt zakochania się może zasadniczo zmienić charakter człowieka. Mo-
że mnie pan nazwać cyniczką, ale uważam, że kto jest puszczalskim, ten... - Zamil-
S
R
kła, szeroko otwierając oczy. - Oczywiście nie nazywam pana puszczalskim...
- Nie? - Uniósł brwi. - No jeśli pani tak mówi... - Na jego ustach pojawił się
drwiący uśmieszek.
Trudno odeprzeć taki zarzut komuś, kto spłodził dziecko i dowiedział się o
tym dopiero cztery lata pózniej. Większość ludzi określiłaby go jako nie-
odpowiedzialnego drania.
- Każdy inaczej wyobraża sobie małżeństwo. Niektórzy są bardziej... ela-
styczni... - zakończyła niezręcznie.
- Rozumiem, że  elastyczni" to eufemizm...
- Chyba tak...
Na twarzy Romana pojawił się wyraz wyniosłości.
- Nie sądzę, bym podchodził elastycznie do faktu, że moja żona sypia, z kim
popadnie. Uważam wierność za podstawowy składnik małżeństwa.
- No, to znaczy, że nie należy ufać pozorom - odparła wesoło. - Niech pan mi
się przyjrzy. Byłam kiedyś dla siebie najważniejsza. Miałam wszystko, dobrą pracę,
mieszkanie, samochód...
- I żałuje pani, że z tego zrezygnowała?
- Ani przez sekundę. Chociaż teraz zarabiam grosze - przyznała. - Nie żebym
kiedykolwiek miała poważne pieniądze, tak jak Abby. Ale przynajmniej nikt mnie
nie traktuje jak towar i nie muszę żyć na sałacie i papierosach, żeby pozostać
szczupła! Większość ludzi docenia to, co teraz robię. - Poza tu obecnym.
- To siostra zostawiła pani jakiś majątek? - Przynajmniej nie odejmowała so-
bie od ust, by zapewnić jego synowi przyzwoite życie.
Ulga, którą odczuł, okazała się przedwczesna.
- Abby dobrze zarabiała, ale też lubiła wydawać. Jednak udało się jej odłożyć
nieco grosza dla Sama. To będzie na jego wykształcenie i zostanie jeszcze troszkę, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl