[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tarczę, ale siła uderzenia była tak wielka, że wleciał z powrotem do dziury. Jason zaczął biec, ale
pojawił się przed nim następny przeciwnik wymachujący swą maczugą. Nie sposób było go
wyminąć, więc dinAlt runął na niego z pełną szybkością i przy akompaniamencie grzechotu
wszystkich przewieszonych na nim kłów i pazurów. Zaatakowany mężczyzna cofnął się, a Jason
celnym ciosem rozwalił mu tarczę. Zapewne nie skończyłoby się na tym, gdyby, nie nadbiegli
pozostali, zmuszając Jasona do stawienia im czoła.
Walka, która się wywiązała, była krótka i zacięta. Dwóch atakujących leżało już na ziemi, a trzeci
trzymał się za rozbitą głowę, gdy wreszcie pozostali korzystając z liczebnej przewagi zdołali
przewrócić Jasona. Wezwał niewolników na pomoc, a potem zaczął ich przeklinać widząc, że
siedzą spokojnie na ziemi przyglądając się, jak wiążą mu ręce sznurem i obdzierają z broni. Jeden
z jego pogromców machnął na niewolników, ci zaś pokornie ruszyli w stronę pustyni. Klnącego
w niebogłosy Jasona powleczono w tym samym kierunku.
W skierowanej w stronę pustyni części muru było szerokie przejście i gdy tylko Jason je
przekroczył,
poczuł, jak jego gniew natychmiast znika. Stało tam jedno z caroj, o których opowiadała mu Ijale,
nie miał co do tego najmniejszej wątpliwości. Teraz mógł zrozumieć, dlaczego dziewczyna nie
mogła ustalić, czy owa rzecz była zwierzęciem, czy też nie. Pojazd miał przynajmniej dziesięć
metrów długości i w ogólnych zarysach przypominał łódkę. Na jego dziobie osadzono wielki,
niewątpliwie sztuczny łeb zwierzęcy pokryty futrem i ozdobiony rzędami wyrzezbionych zębów
oraz połyskującymi oczyma z kryształu. Dodatkowy kamuflaż pod postacią skór i niezbyt
realistycznie wykonanych nóg nie byłby w stanie zmylić średnio inteligentnego sześciolatka z
jakiejś cywilizowanej planety. Zamaskowanie takie mogło być czymś przekonywającym dla
prymitywnych dzikusów, ale wspomniany sześciolatek natychmiast zorientowałby się, że jest to
jakiś wehikuł, widząc pod spodem sześć wielkich kół. Były zaopatrzone w głębokie nacięcia i
pokryte jakąś gumopodobną substancją. Jason nie mógł dostrzec żadnego silnika, ale nieomal
zapiał z radości czując charakterystyczny zapach spalonego paliwa. Ta prymitywna konstrukcja
miała jakąś sztuczną siłę napędową, która mogła być zarówno rezultatem miejscowej rewolucji
technicznej, jak i zakupu od międzyplanetarnych handlarzy. Każda z tych ewentualności
stanowiła szansę ucieczki z tej bezimiennej planety.
Niewolnicy, niektórzy skuleni ze strachu przed nieznanym, zostali zapędzeni kopniakami na trap,
a potem na caro. Czterech osiłków, którzy pokonali i związali Jasona, wniosło go i rzuciło na
pokład. Leżał tam spokojnie i przyglądał się wszystkim widocznym szczegółom pojazdu pustyni.
Na dziobie sterczał shi-
pęk i jeden z mężczyzn przymocował do jego kwadratowego wierzchołka rzecz, która była
niewątpliwie czymś w rodzaju rumpla. Skoro sterowano za pomocą przedniej pary kół tej
machiny, to napęd musiał być doprowadzony do tylnych i Jason turlał się po pokładzie aż do
chwili, gdy mógł popatrzeć w stronę rufy. Umieszczona tam nadbudówka ciągnęła się od jednej
burty do drugiej. Nie miała wcale okien, a pojedyncze, głęboko wpuszczone we framugę drzwi
zaopatrzone były w bogaty zestaw zaników i rygli. Widok czarnego metalowego komina
wychodzącego przez dach nadbudówki pozwalał odrzucić jakiekolwiek wątpliwości, czy jest to
istotnie maszynownia pojazdu.
- Odjeżdżamy - wrzasnął Edipon, machając w powietrzu chudymi rękami. - Podnieść kładkę.
Narsisi, idz naprzód i wskazuj car o drogę. A teraz niech wszyscy modlą się, podczas gdy ja
zbliżę się do ołtarza i będę błagał święte moce, żeby zawiozły nas do Putl'ko. - Ruszył w stronę
nadbudówki i nagle zatrzymał się wskazując jednego z osiłków. - Erebo, ty leniwy sukinsynu, czy
pamiętałeś tym razem o napełnieniu wodą czaszy bogów, by nie cierpieli pragnienia?
- Napełniłem ją, napełniłem - mruknął Erebo, przeżuwając zrabowane kreno.
Po tych przygotowaniach Edipon podszedł do drzwi i zaciągnął za sobą zasłonę. Długo rozlegało
się pobrzękiwanie i zgrzyt otwieranych zamków oraz rygli, aż wreszcie wszedł do środka. Po paru
minutach z komina wydobyła się czarna chmura tłustego dymu i zniknęła, porwana wiatrem.
Minęła prawie godzina, zanim święte moce były gotowe do drogi i oznajmiły to wyjąc i
wyrzucając w powietrze białą parę swego
oddechu. Czterech niewolników również wrzasnęło i zemdlało, pozostali zaś wyglądali tak, jakby
zazdrościli martwym.
Jason miał już niejakie doświadczenie z prymitywnymi maszynami i gwizd wydobywający się z
zaworu bezpieczeństwa niezbyt go zaskoczył. Był również duchowo przygotowany na chwilę, w
której pojazd drgnął i powoli zaczął się toczyć po pustyni. Sądząc z ilości dymu buchającego z
komina i pary, jaka wydobywała się spod rufy wehikułu, współczynnik pracy użytecznej maszyny
nie był zbyt wysoki, ale choć prymitywna, poruszała caro. W wolnym, ale równomiernym tempie,
pojazd wiózł ładunek i pasażerów przez piaski pustyni.
Wśród niewolników rozległy się nowe wrzaski i kilku usiłowało wyskoczyć za burtę. Ogłuszono [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •