[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spadło ciśnienie, może był jakiś wybuch na słońcu, o którym wiedzieli tylko astronomowie i ludzie u władzy.
Od tego czasu oboje zaczęli zapominać, co robili cały dzień. Dni wydawały się im podobne jeden do
drugiego, blizniacze, jak Lili i jej identyczna siostra. Przepływ czasu widać było tylko po rosnących kupkach
brudnej bielizny w łazience. Praca wymagała poświęcenia, trzeba było zapomnieć o wszystkim innym. On
musiał teraz jezdzić na delegacje do ministerstwa albo na Górny Zląsk załatwiać jakieś maszyny, tech-
nologie przerobu antracytu, na jakieś nie kończące się konferencje, szkolenia polityczne. Ona zaczęła studia
farmaceutyczne, żeby już do końca naprawić to, co popsuła wojna, i umieć nadać każdemu lekarstwu nowe,
polskie imiÄ™.
A potem wykryto jej na jajniku guz wielkości śliwki. Powiedzieli jej:  Musi się pani naświetlać kobaltem,
a potem może i iść na operację. Zobaczymy . Taka się poczuła marna z tym guzem, taka upośledzona, że
pomyślała o dziecku. %7łe jednak chciałaby mieć dziecko. Pakowała mężowi garnitur, gdy miał wyjeżdżać,
prasowała koszule i przygryzała wargi. Nic nie zauważał. Sama tłukła się do Wrocławia, potem zmęczona
wracała. W domu było wiecznie zimno, jakby w pokojach wciąż padał śnieg, choć mówiło się, że po śmierci
Stalina nastała odwilż.
Siedziała kiedyś na odkrytej werandzie i paląc papierosa grzała się w słońcu. Wtedy zobaczyła tego chłopca
idącego ulicą. Wyglądał jak nie z tego świata  miał włosy długie do ramion, skórzaną kurtkę przed kolana
i wojskowy plecak. Musiał poczuć na sobie jej wzrok, bo przystanął przy murku. Patrzyli tak na siebie przez
chwilę i on ruszył dalej. Zaciągnęła się papierosem. Za kilka minut chłopiec znów był przy murku i poszedł
do furtki.
 Mógłbym pani skopać ogródek , powiedział.
Podniosła się niespokojnie.
 SÅ‚ucham?
 Mógłbym pani skopać ogródek , powtórzył i uśmiechnął się. Wyglądał jak dziewczyna. Mógł mieć
z osiemnaście lat.
Zgodziła się. Pokazała mu, gdzie jest rydel, i patrzyła, jak zdejmuje kurtkę i podwija rękawy swetra. Kopał
systematycznie; odwracał skiby i czerwona ziemia tłusto błyszczała w słońcu.
Wróciła do kuchni i zrobiła sobie herbatę. Przerzuciła kilka kartek w kalendarzu. Podeszła do okna 
chłopiec siedział na murku i palił. Zobaczył ją w oknie i pomachał ręką. Cofnęła się w mrok kuchni.
Gdy skończył, zaprosiła go na zupę. Oparła się o kredens i patrzyła, jak je. Jego twarz była gładka, jakby nie
musiał się jeszcze golić.
 Podobno otworzyli granicę do Czechosłowacji , powiedział.  Idę do Austrii, potem do Rzymu .
Zamrugała powiekami zaskoczona.
 SkÄ…d jesteÅ›?
Roześmiał się i pchnął palcem talerz.
 Czy mógłbym jeszcze dostać dokładkę? Nigdy mi jeszcze tak nie smakowała żadna zupa .
Zdała sobie sprawę, że się zaczerwieniła. Dolała mu zupy i usiadła przy stole.
 No więc?
 Wojna pomieszała mi biografię , powiedział.  Nie mam rodziców. Uciekłem z domu dziecka i chcę się
dostać do wolnego świata. Słyszałem, że otworzyli granicę. To wszystko .
 Jak masz na imiÄ™?
Miała wrażenie, że chwilę się zastanawiał, więc była pewna, że skłamie.
 Agni .
 Dziwne imiÄ™ .
 Ja też jestem dziwny .
 Ile ci jestem winna?
 Może mnie pani przenocować .
Popatrzyła na swoje pomalowane paznokcie i zgodziła się. Otworzyła mu pokój na dole, ten sam, w którym
przez miesiąc mieszkały blizniaczki.
 Dobranoc , powiedziała.
Musiała się zawsze ciepło ubierać, gdy spała sama. Na flanelową koszulę wkładała cienki sweterek, a na
nogi wełniane skarpety, ale i tak musiała leżeć w zimnym łóżku z godzinę, żeby się rozgrzać. Do brzucha,
w którym zamieszkał guz, tuliła gorący termofor. Zastanawiała się, czy chłopiec już usnął. Miała ochotę zejść
tam po cichu i wsadzić rękę do kieszeni tej jego kurtki. Co znalazłaby? Może pistolet, może zwitek dolarów,
może pluszowego misia, może nasiona kwiatów, może modlitewnik, może nagą, gładką skórę... Myśli
zaczęły się rozchodzić w różne strony, mętniały, zanikały. Wtedy usłyszała jakiś szelest i usiadła na łóżku.
W rozmytej plamie otwartych drzwi zobaczyła postać.
 To ja, Agni , usłyszała.
 Czego chcesz? Wyjdz stÄ…d .
Postać wypłynęła z plamy drzwi i stanęła przy łóżku. Kobieta w panice zapaliła nocną lampkę. Chłopiec miał
na sobie skórzaną kurtkę i plecak na ramieniu.
 Przyszedłem się pożegnać. Najlepiej przejść granicę w nocy .
 ZastrzelÄ… ciÄ™ .
Usiadł przy niej i grzbietem ręki przesunął po jej szyi.
 Gdzie jest twój mąż?
 W Warszawie .
 Kiedy wróci?
 W poniedziałek .
W butach, w ubraniu i z plecakiem wsunął się jej pod kołdrę. Mówiła:  Nie, nie, nie mogę, nie mogę .
Kiedy się do niej dostał, powtarzała sobie:  To sen, to mi się wszystko śni .
Rano zobaczyła go przez okno sypialni. Kopał ogródek. Zrobiło jej się słabo. Zapaliła papierosa i nalała
sobie wody do wanny. Leżała w wodzie i zbierała myśli. Zastała go potem w kuchni, gdy parzył kawę.
 Idę do pracy, a ty masz stąd zniknąć .
Pocałował ją w szyję.
 Wcale tego nie chcesz. Chcesz, żebym tu został do poniedziałku .
 Tak , powiedziała i przytuliła się do niego.
I został. Kiedy wróciła z pracy, zjedli resztkę zupy i poszli do pokoju blizniaczek. Kochali się cały wieczór.
Potem wypili butelkę wina i zasnęli. Rano zapytała go:
 Kim ty, do cholery, jesteÅ›? SkÄ…d siÄ™ wziÄ…Å‚eÅ›? Czego chcesz?
Ale nie odpowiedział. Poszedł sobie dopiero w niedzielę wieczorem, a ona nie spała do rana, tak tęskniła.
Miała wrażenie, że zna go całe lata, od dzieciństwa albo, jeżeliby to było możliwe, jeszcze przed
urodzeniem. Gdyby nie obiecał, że wróci  umarłaby. Położyłaby się w pokoju blizniaczek i umarła.
W poniedziałek było już po staremu. Jej mąż, jak w filmie, wrócił porannym pociągiem i siedział teraz na
kanapie z nogami wyciągniętymi na wyleniały dywan. Spod spodni wystawał mu kawałek nagiej skóry
ściśniętej podwiązką. Szare skarpetki w wężowe wzorki ukrywały kształt stopy. Pił herbatę w szklance
z metalowym uchwytem i odpoczywał po podróży. Ona usiadła przy nim i nagle usta się jej wykrzywiły,
i zaczęła płakać. Spojrzał na nią zaskoczony, a potem przytulił do rozpiętych klap marynarki, która pachniała
pociągiem i bezsennością. Powiedziała mu chlipiąc, że znowu musi jechać do Wrocławia, jakby się
tłumaczyła z tego płaczu. Głaskał ją po włosach i miał wrażenie, że zrobiły się rzadsze. Pod palcami
wyczuwał kształt czaszki. Pomyślał sobie nawet:  czaszka , i przeraził się.
Nagle zapragnął ją pocieszyć. Wstał ostrożnie i z walizki wyciągnął szarą papierową torbę, w której był
prezent urodzinowy. Po co trzymać jeszcze miesiąc?
 Zobacz, moja śliczna, co kupiłem. To miało być na urodziny, ale niech dzisiaj będą twoje urodziny .
Zaszeleścił papier i wyjęła z torby kremowe pantofle, a do nich torebkę z tej samej, doskonale gładkiej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •