[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swoje intefesa.  I jął wygładzać kapelusz, jakby zbierał się do wyjścia.
 Chyba nie odchodzisz?  Katarzyna przygwozdziła go spojrzeniem.
Ciągle jeszcze nie chciał zrezygnować z zamiaru wywołania sprzeczki; to przecież
był najprostszy sposób. Opuścił wzrok na jej twarz ku niemu podniesioną i rzeki
z najbardziej marsową miną, na jaką tylko mógł się zdobyć:
 Jesteś nierozważna. Nie wolno ci ode rnnie nic wymuszać. Ale Katarzyna
zgodziła się z tym, jak zwykle.
 Tak, jestem nierozważna. Wiem, że zbyt nalegam. Ale czy to nie jest naturalne?
Przecież to tylko chwilowo.
 Chwilowo możesz wyrządzić wiele złego. Postaraj się być spokojniejsza, jak
przyjdę następnym razem.
 Kiedy przyjdziesz?
 Chcesz stawiać mi warunki? Przyjdę w sobotę.
 Przyjdz jutro  prosiła.  Chcę, żebyś przyszedł jutro.  I dodała:  Będę się
bardzo spokojnie zachowywać.  Powiedziała to już w tak silnym podnieceniu, że
obietnica jej wcale nie była niestosowna. Ogarnął ją bowiem nagły lęk. Było to
tak, jakby zbiegł się w jedno tuzin pojedynczych, oderwanych wątpliwości, i
dziewczyna jednym skokiem przemierzyła myślami potężny szmat drogi. W tej chwili
całą swą istotą pragnęła tylko jednego: żeby zatrzymać go w pokoju.
Maurycy pochylił się i złożył pocałunek na jej czole.
 Gdy jesteś spokojna, przedstawiasz sobą istną doskonałość  rzekł.  Przemoc
nie licuje z twÄ… naturÄ….
Katarzyna nie chciała okazywać żadnej gwałtowności poza biciem serca, któremu
zaradzić nie umiała. Ponowiła tedy swe pytanie możliwie najłagodniej:
 Czy obiecasz mi, że przyjdziesz jutro?
 Powiedziałem, że w sobotę!  uśmiechając się odparł Maurycy. Nie wiedział już,
co począć; próbował na przemian to uśmiechu, to marsowej miny.
 Ależ tak, w sobotę także.  Katarzyna próbowała się uśmiechnąć.  Ale najpierw
jutro.  Zmierzał już do drzwi, więc prędko podążyła za nim i przegrodziła mu je
ramieniem. Zdawało jej się, że zrobiłaby wszystko, aby go zatrzymać.
 Jeśli nie będę mógł przyjść jutro, powiesz, że cię oszukałem. ,
 Jak to nie będziesz mógł? Możesz przyjść, jeśli zechcesz.
 Jestem człowiekiem czynu, nie podskakiewiczem!  wykrzyknął surowo Maurycy.
Głos jego zabrzmiał tak twardo i nienaturalnie, że dziewczyna, patrząc nań
bezradnie, odsunęła się od drzwi. Wów-
czas co prędzej położył rękę na klamce. Miał wrażenie, że ucieka od niej raz na
zawsze. Katarzyna jednak w mgnieniu "oka znalazła się znów przy nim i cichym,
acz przejmującym szeptem powiedziała:
 Chcesz mnie opuścić, Maurycy.
 Tak, na krótki czas.
 Na jak długo?
 Póki znowu nie zmądrzejesz,
 Nigdy nie zmądrzeję tak, jak ty to sobie wyobrażasz.  Próbowała go zatrzymać
jeszcze chwilę; prawie walczyli teraz z sobą.  Pomyśl o tym, co zrobiłam! 
wybuchnęła.  Maurycy, przecież ja zrezygnowałam ze wszystkiego.
 I wszystko to odzyskasz.
 Nie mówiłbyś tak, gdybyś czegoś nie zamierzał. Co zamierzasz zrobić? Co się
stało? Co ja uczyniłam? Dlaczego się zmieniłeś?
 Napiszę ci to... tak będzie lepiej  bąknął Maurycy.
 A, więc nie wrócisz więcej!  krzyknęła Katarzyna i rozpłakała się.
 Katarzyno, moja miła, nie myśl tak. Obiecuję ci, że jeszcze mnie zobaczysz. 
Co powiedziawszy, zdołał wydostać się z pokoju i zamknąć za sobą drzwi.
ROZDZIAA 30
Był to bodaj ostatni w jej życiu wybuch namiętności, a przynajmniej o żadnym
innym nic już nie wiadomo. Ten wszakże trwał długo i był straszliwy; dziewczyna
rzuciła się na sofę dając upust swej żałości. Nie bardzo wiedziała, co się
stało; na pozór zaledwie posprzeczała się z kochankiem  innym dziewczynom też
się to zdarzało przed nią  więc nie tylko nie należało tego uważać za zerwanie,
ale nawet nie było potrzeby dopatrywać się w tym zagrożenia. A jednak coś ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •