[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lian i trawsk. Pnie i gałęzie przeważnie kryły się pod kobiercem przeróżnych narośli, wśród
których odkrywaliśmy znane nam gatunki storczyków. Potężne paprocie drzewiaste sterczały
jak widma nie z tego świata. Wężo-wiska lian okręcały się dokoła pni olbrzymów i dławiły je.
Inne pnącza zwisały z gałęzi niby festony i kotary, a było ich tak wiele, że las wydawał się
czasem istotą, którą okrutnie złapano w sieci i wprzęgnięto w jarzmo. Czy dziwić się
Malgaszom, że bali się puszczy i uważali ją za siedlisko mściwych duchów?
Nagle Velomody, krocząca przede mną o parę kroków, wydała stłumiony okrzyk przerażenia i
cofając się przyskoczyła do mnie. Chwyciła mnie kurczowo za ramię. Wylękniony wzrok
wlepiła w coś daleko przed sobą.
  Lulpat!  szepnęła i czułem, jak drżała jej ręka.
Lolopaty  wymawiało się lulpat  znaczyło dosłownie: motyl śmierci. Była to dość wielka ćma
nocna o ciemnobrązowej barwie i czarnych zygzakach na skrzydłach. Często przebywała w
pobliżu sadyb ludzkich. Kilka okazów tego motyla, którego nazwa łacińska brzmiała Patula
valkeri, Bogdan schwycił już podczas nocnych łowów przy lampie na płótnie. Musiał przy tym
baczyć, by żaden Malgasz nie zauważył połowu, każdy lolopaty bowiem uchodził za ducha
zmarłego czarownika. Jako złowróżbny zwiastun śmierci był na całym Madagaskarze jednym z
najgrozniej-
175
szych fadi. Nie tylko dotyk jego, lecz nawet sam widok przynosił nieszczęście.
Idąc za wzrokiem dziewczyny odkryłem lecącego wśród krzaków motyla, którego w półmroku
widocznie coś przedwcześnie zbudziło. Wyrwałem z jej rąk siatkę i w wielkich susach
popędziłem za lolopaty.
 Stój, vazaho!  słyszałem za sobą okrzyk po malgasku. W podnieceniu Velomody
zapomniała o języku francuskim.
Dopędziłem motyla pomimo gęstwiny i szczęśliwie schwyciłem go w siatkę. Trzepotał się w niej
jak czarny ptaszek. Za mną przybiegła Velomody. Doskoczyła do mnie i szarpnęła gwałtownie
za ramię. Twarz jej pałała obłędnym wyrazem sprzeciwu.
 Puść go, vazaho!  krzyknęła.  Nieszczęście!... Wielkie nieszczęście!...
Nigdy dotychczas nie ulegałem jej zachciankom, gdy chodziło o niedorzeczne przesądy malgaskie.
Lecz teraz zawahałem się. Wyraz lęku i rozpaczy w jej oczach ostrzegł mnie, że nie wolno mi
przeciągać struny.
 Nie zabijaj go, nie zabijaj!  błagała Velomody.
Na ogół nie była skłonna do uniesień, więc nagły jej przestrach uświadomił mi całą wagę, jaką
dziewczyna przykładała do sprawy.
 Dobrze, Velomody. Uspokój się!  powiedziałem. Motyla puściłem na wolność.
Uśmiechnąłem się widząc, z jaką
ulgą moja vadi ścigała wzrokiem uciekającego lolopaty.
 Bardzo niebezpieczny  usprawiedliwiała się.
 Chyba tylko dla ciebie!  zaprzeczyłem żartobliwie.  Ja  vazaha.
Dziewczyna odzyskała szybko swój zwykły spokój. Odrzekła z niewzruszoną miną, tylko
mrugnięcie powiek zdradzało jej ukrytą kpinę:
 Vazahowie nigdy nie umierajÄ…, ej?
 Ale nie od takiego lulpata  odparłem.
 Niebezpieczeństwo było blisko nas, blisko ciebie też  krótko i poważnie stwierdziła
Velomody i kroczyliśmy dalej.
Powodem naszej obecnej wyprawy był inny motyl, którego parę dni temu chłopacy złowili w
puszczy i nam przynieśli. Cho-
...Nawet, z góry tsur patrzył jak urzeczony na nieszczęsne dziecko, niezdolny oderwać wzroku...
(str. 171)
176
..Betsihahina żywit pogardę, nie rozumiał białego człowieka i miał prawo do tego: liczył dopiero
siedem lat... (str, 171)
ciaż był bardzo zepsuty, to jednak na jego widok Bogdanowi i mnie zbielały oczy ze zdumienia,
był to bowiem największy na świecie zawisak, Xanthopan morgani praedicta. Goliat z
rozmiarów przypominający raczej jaskółkę niż motyla, miał kolor brązowawy, a brzuch różowy.
Obecność w okolicy Ambinaniteła rzadkiego zawisaka wielce nas uradowała i zaczęliśmy
dopytywać się mieszkańców wsi o drugą osobliwość Madagaskaru, biologicznie ściśle związaną
z Xanthopanem: o storczyka Angraecum sesąuipedale, słynnego z tego, że kwiat jego posiadał
cudacznie długą ostrogę.
Niezwykły storczyk, znany Europejczykom od przeszło dwóch wieków, budził zawsze sensację i
ciekawość, w jakim celu przyroda wyposażyła go w tak nadmierny przyrząd. A oto niedawno
temu odkryto motyla Xanthopana i sprawa się wyjaśniła. Nienormalnie długa trąbka
pyszczkowa motyla właśnie odpowiadała nienormalnie długiej ostrodze storczyka. I w istocie,
gdzie na Madagaskarze rósł piękny a cudaczny storczyk, tam żył także motyli olbrzym i
przylatywał do niego po nektar.
Posiadając motyla zaczęliśmy dopytywać się we wsi, gdzie w okolicy rósł poszukiwany storczyk, i
okazało się, że mieszkańcy znali takie miejsce. Więc obecnie Velomody prowadziła mnie do
ustronia, w którym spodziewaliśmy się znalezć roślinę.
 Już jesteśmy blisko  mówiła.
Przed nami zamigotała biała powierzchnia wody. To nie była sama rzeka, lecz szeroka jej odnoga,
rodzaj zatoki. Także i tu, jak gdzie indziej, gęstwina wtłaczała się aż ponad wodę. Velomody
zaprowadziła mnie o kilkadziesiąt kroków od ścieżki. W pobliżu brzegu zatoki sterczało kilka na
pół zwalonych drzew, a na ich zmurszałych pniach jaśniały  tak, to one!  storczyki, o które
mi chodziło. Poznałem natychmiast ich sześciolistne, białe kwiaty z długimi ostrogami. Było
tych kwiatów dwadzieścia kilka, bajeczne gwiazdy na tle zielonego poszycia.
Z siatką w ręku ukryliśmy się niedaleko. Nie przypuszczałem, żeby przyleciał zaraz pożądany [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •