[ Pobierz całość w formacie PDF ]

atramentową ciemność przy akompaniamencie chóru żałosnych pisków. Z dołu dobiegł
miękki łoskot, kolejne piski i być może również słaby krzyk. Nie była tego pewna, ale w
końcu kogo to obchodziło? Odwróciła się i spojrzała ze złością na Wistera i Hecka Urse a.
 Na co czekacie?
* * *
W ładowni, nieopodal latryny, lisz wdał się w spór z samym sobą. Dusze, ongiś
uwięzione w żelaznych gwozdziach wbitych w trupy, były zachwycone miazmatycznym
konglomeratem ciał i kości, w którym się znalazły. To był świat krwi i mięsa, i żeby w nim
bytować, należało się w nie zaopatrzyć. Bardzo rzadko zdarzało się, żeby czary nasyciły eter
w stopniu wystarczającym, by umożliwić rzucenie podobnego zaklęcia. Miały wielkie
szczęście!
By stworzyć ciało z krwi i mięsa, należało pożerać te substancje. Tak brzmiała jedna z
prawd o świecie.
Fragmenty tożsamości przetrwały jednak i każdy z nich domagał się prawa do własnej
opinii, każdy próbował osiągnąć dominację nad pozostałymi. Dlatego z rozlicznych ust lisza
wciąż wydobywały się piskliwe głosiki. Stworzenie nadal stało nad rozczłonkowanymi,
częściowo pożartymi marynarzami, większość których nie żyła. Tak jest, było słychać głosy,
ale jeden milczał, milczał przez cały czas, choć kłótnia trwała, wypełniając mrok brzmieniem
menażerii byłych jazni.
 To kupiecki statek! Aadownia jest wystarczająco wielka! Jeśli zjemy wszystkich
marynarzy, tak ogromna unia ciał i dusz powinna wystarczyć, by pokierować tą niewielką
jednostkÄ…!
 Martwiak przedsiębiorcą? To żart, na jaki mógłby się zdobyć tylko jakiś złośliwy bóg 
sprzeciwiła się inna dusza głosem, który brzmiał jak chrzęst żwiru pod stopami. Kroczący
szedł bezlitośnie naprzód.  Czy na to nam przyszło po niezliczonych pokoleniach
wątpliwych postępów? Baltro, twoja obecność jest zniewagą...
 A twoja nie jest?  wychrypiał kobiecy głos. Brzmiał tak, jakby ktoś wziął słodkie tony
kobiety i przejechał po nim ciesielskim narzędziem, gdyby coś takiego było możliwe, a
czemu miałoby nie być?  Sekarand załatwił cię już dawno temu, a teraz wróciłeś, przykuty
do dobrych ludzi, jakimi jesteśmy, niczym wrzód moralnego rozkładu...
 Lepszy wrzód niż brodawka!  wrzasnął czarodziej zamordowany dawno temu w
Smętnej Laluni przez Sekaranda.  Czuję twój fetor, jędzo Przynudziaro! Z pewnością padłaś
ofiarą oburzonych salamander. Nic innego nie mogłoby wytłumaczyć twej upiornej,
uporczywej...
 A co z tobą, Wiwiset? Sekarand zamknął cię w grobie otoczonym osłonami tak
potężnymi, że nawet wspomnienie o tobie nie zdołało się wydostać! Dlaczego...
 Proszę, proszę!  zawołał kupiec Baltro.  Muszę o coś zapytać was wszystkich. Czy
ktoś jeszcze czuje w pobliżu zapach własnego ciała?
Z około dwudziestu ust lisza wydostały się stłumione głosy wyrażające potwierdzenie.
 Wiedziałem!  ucieszył się kupiec Baltro.  Musimy znalezć...
 Jako szlachetnie urodzonemu należy mi się pierwszeństwo  odezwał się inny głos. 
Najpierw musimy odnalezć moją osobę.
 Kim jesteÅ›, na zakurzone imiÄ™ Kaptura?
 Jestem panicz Hoom ze Smętnej Laluni, oczywiście! Kuzyn samego króla! Ja również
wyczuwam bliskość jakiejś kluczowej części swego ciała. Tu, na tym statku!
 Kluczowej? To znaczy, że mózg odpada. Założę się, że to świński ryj.
 Kto to powiedział?  oburzył się panicz Hoom.  Każę cię obedrzeć ze skóry...
 Za pózno, szlachetko. Już to zrobiono. I zanim ktoś z was zapyta, nie, nie pochodzę ze
Smętnej Laluni. Nie znam żadnego z was. W gruncie rzeczy, nie jestem nawet pewien, czy
znam siebie.
 Gwozdzie...  odezwał się były czarodziej Wiwiset, ale nieznajomy przerwał mu w pół
słowa.
 Nie przyszedłem tu z żadnych cholernych gwozdzi. Przysięgam, że wyczułem, jak
wszyscy się zjawiliście, w tym również ten, który nie odzywa się ani słowem i zapewne
bardzo dobrze, że tego nie robi. Nie, mam pewność, że byłem na pokładzie na długo przed
wami, choć nie potrafię dokładnie określić, jak długo. Mogę powiedzieć tylko jedno:
zdecydowanie wolałem ciszę i spokój, jakie tu miałem przed waszym przybyciem.
 Ty zarozumiały snobie...
 Nie zwracaj na niego uwagi, Przynudziara  zaproponował Wiwiset.  Pomyśl o
sposobności, jaka się przed nami otworzyła! Umarliśmy, ale zdołaliśmy wrócić, i wszyscy
jesteśmy cholernie wkurzeni...
 Ale dlaczego?  wtrącił piskliwym głosem kupiec Baltro.
 Dlaczego jesteśmy wkurzeni? Ty durniu! Jak inni śmią żyć, kiedy my umarliśmy? To
niesprawiedliwe! To groteskowe zakłócenie równowagi! Musimy zabić wszystkich na
pokładzie! Wszystkich! Zabić i pożreć!
Dusze wyraziły przerazliwym wyciem swe poparcie dla tego planu. Mięśnie ust
poruszyły się z różnym stopniem sukcesu, by udzielić głosu owej żądzy krwi, owej nienawiści
do wszystkiego, co żyje. Na całym przerażającym, pokracznym cielsku lisza usta uśmiechały
się, wykrzywiały, oblizywały chciwie i przesyłały całusy śmierci niczym obietnice
kochanków.
W tej właśnie chwili z góry spadło coś wielkiego. Uderzenie wstrząsnęło całą stępką.
Rozległy się inne głosy, bardziej piskliwe, płaczliwe i pełne bólu. Potem zrobiło się ciszej i
można było usłyszeć zgrzytanie maleńkich ząbków.
 To jest... to coś!  wysyczał przerażony Wiwiset.  Poluje na nas!
 Czuję śledzionę!  pisnął panicz Hoom.  Własną śledzionę!
Ten, kto dotąd milczał, czyje milczenie było w rzeczywistości skutkiem dezorientacji,
niezdolności do zrozumienia tych wszystkich języków, wyraził w końcu swoją opinię.
Przerażone dusze umknęły przed zwierzęcym rykiem Jhorligga, kryjąc się w zakamarkach
zimnego mięsa i stygnącej krwi, składających się na zmontowane z wielu fragmentów ciało
lisza. Strach odebrał wszystkim głos. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •