[ Pobierz całość w formacie PDF ]

całkowicie zasypaną śniegiem firmę „Wesołych Świąt”, Shawna jęknęła i złapała się za
głowę. Wszystkie drzewka dosłownie tonęły w śniegu, nawet najmocniejsze gałązki uginały
się pod jego ciężarem. Dziedziniec pokrywały liczne zaspy - w niektórych miejscach musiały
mieć nawet metr i więcej.
Jak my się z tego wykopiemy?! - zastanawiała się Shawna. Zanim w ogóle zdążyli
zdecydować, z której strony zabrać się do odśnieżania, podszedł do nich jakiś mały chłopczyk
w wytartym paletku i rękawiczkach nie do pary.
- Czy te choinki nie nadają się już do sprzedawania? - zapytał.
- Myślę, że jeszcze się nadają - odpowiedziała mu Shawna.
Chuck tymczasem ponownie usiadł za kierownicą i zamontowanym na zderzaku
pługiem spychał na bok większe zaspy.
- Ale chyba niektóre z nich mają bardzo połamane gałązki, prawda? - nie ustępował
chłopiec.
- Mamy nadzieję, że jeżeli szybko oczyścimy je ze śniegu, to nic im nie będzie.
Chłopiec popatrzył na Shawnę, najwyraźniej rozczarowany, a jego pełne nadziei oczy
nagle przygasły. Odwrócił się i wolno ruszył w stronę chodnika.
W tym momencie drzwi sklepu pani Doty otworzyły się i na progu pojawiła się
Melissa.
- Hej tam! - krzyknęła, machając do nich. - Nie zamarzliście? Mama i ja
przygotowałyśmy gorącą herbatę i kanapki. Przychodźcie, jak tylko będziecie chcieli coś
zjeść albo się ogrzać!
- Wolałbym już zamarznąć na śmierć niż tam pójść! - mruknął Gene i podał siostrze
wielką szuflę do odgarniania śniegu. Drugą, taką samą, wziął dla siebie. - Idziemy, Mała.
Robota musi być zrobiona!
Biedny Gene! - pomyślała Shawna. Nie jest przyzwyczajony do tego, że ktoś go
odrzuca.
Chuck zepchnął już cały śnieg z tej części dziedzińca, na którą można było wjechać
półciężarówką. Potem odstawił samochód i chwycił za łopatę. Wkrótce pojawił się Kenny i
też włączył się do odśnieżania.
Pracowali w ten sposób aż do południa, kiedy to Chuck i Kenny poczuli, że są głodni i
postanowili skorzystać z zaproszenia Melissy. Gene natomiast jeszcze raz kategorycznie
odmówił, wobec czego Shawna zaproponowała, że pójdzie z nim na kanapki i gorącą zupę do
Czerwonej Drezyny. Tam Gene nadal był milczący i ponury, ale przynajmniej przestał
wyładowywać swój zły humor na siostrze.
Potem znów pracowali aż do późnego popołudnia i Shawna poczuła się naprawdę
zmęczona. Kenny zasugerował, żeby znów wpaść do pani Doty. Ponieważ jednak Chuck i
Gene chcieli najpierw oczyścić swoje odcinki już do końca, Shawna i Kenny poszli tam sami.
Wchodząc do sklepu Shawna zauważyła, że z sąsiednich drzwi wyszedł na ulicę mały
chłopiec, ten sam, który był u nich rano i pytał o połamane choinki.
- Co to za dzieciak? - spytała Melissę. Ta odwróciła się i spojrzała przez szybę.
- Ten? A, to Stephen. Właśnie wprowadzili się do mieszkania na piętrze, on i jego
matka. - Podała Shawnie kubek gorącej czekolady, a potem nalała jeszcze jeden dla
Kenny'ego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •