[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odzianego w czarny uniform z błyszczącymi wyłogami. Mężczyzna miał na głowie okrągłą
czapkę z daszkiem, który ocieniał oczy. Ale niepokój Taya wzbudził nie czarno odziany
olbrzym, tylko wyłaniający się z półmroku zwierz. Potężny, pokryty krótką sierścią, wśliznął
się bezszelestnie i zatrzymał obok nogi mężczyzny. A więc te rzezbione w kamieniu potwory
żyją - pomyślał Tay, patrząc na ogromny, kwadratowy łeb zwierzęcia, błyszczące dzikością i
okrucieństwem oczy, jakby chciał odczytać z nich jego zamiary. Pod spojrzeniem Taya
zwierzę uniosło łeb, rozchyliło szeroko paszczę i ryknęło gniewnie. Tay cofnął się
instynktownie. Potężne, najeżone kłami szczęki zwierza kłapnęły złowrogo. Pochylił groznie
łeb, jakby gotował się do skoku, ale mężczyzna powiedział coś gardłowym głosem i zwierz
posłusznie opuścił pomieszczenie. Tay odetchnął. Zbliżył się do mężczyzny. Usiłował
porozumieć się z nim za pomocą gestów. Chciał mu przekazać, że przylecieli tutaj z kosmosu,
że nie mieli złych zamiarów. Nie rozumie, dlaczego ich tak potraktowano, dlaczego
rozdzielono go z Mayą, niepokoi się o jej los. Mężczyzna w czarnym mundurze kiwnął
głową, jakby pojął, o co chodzi. Poprowadził Taya do stolika, przy którym stały dwa stołki,
wskazał Tayowi, aby usiadł, a sam zajął miejsce po przeciwnej stronie. Potem wydobył z
kieszeni notes i na wyrwanej z niego kartce wyrysował samopisem układ planetarny gwiazdy
Troton. Następnie podał samopis i drugą kartkę Tayowi. Tay narysował na niej układ
planetarny %7łółtej Planety. Ale nie tłumaczyło to wszystkiego. Trzeba było jeszcze pokazać
przebytą przez Gwiazdę 3 drogę, narysować fragment Trotona, zaznaczyć drogę pojazdu.
Mężczyzna z planety Szuta uważnie obserwował, jak Tay kreślił to wszystko. Kiedy szkic był
gotowy, wziął go do ręki i przybliżył do oczu, odchylił przy tym głowę do tyłu i wtedy Tay
dostrzegł, że czoło człowieka pocięte jest drobnymi, krwawymi rankami, podobnymi do tych,
jakie widział na nieopierzonych szyjach czarnych ptaków. A więc i ludzie dotknięci byli
chorobą popromienną. W mózgu Taya zaświtała pewna myśl. Zrobił ruch ręką, który miał
znaczyć, aby mężczyzna zdjął nakrycie głowy. Ale tamten kręcił głową i wzruszył
ramionami, jakby nie rozumiał, o co chodzi. Wtedy Tay wyrwał z notesu kartkę i narysował
na niej wybuch jądrowy. Potem dotknął swego czoła, głowy i szyi i wskazując na ranki, które
pokrywały głowę mężczyzny, starał się przekazać mu informację, że w torbie, którą mu
zabrano, znajduje się lek na tę chorobę. Powtórzył swoje gesty kilkakrotnie, aż mężczyzna
zrozumiał. Zerwał się z siedzenia i zaczął coś z ożywieniem opowiadać, ale Tay nie mógł
zorientować się, o co mu chodzi. Po chwili tamten sam to spostrzegł. I wtedy stało się coś
zupełnie nieoczekiwanego. Mężczyzna zbliżył twarz do twarzy Taya i uśmiechnął się
szczerym, przyjaznym uśmiechem. Przyglądali się sobie jak dwaj przyjaciele. Ale mimo to
Tay dostrzegł w jego twarzy coś takiego, co budziło niepokój, nakazywało czujność, jakiś zły
grymas, przebłyskujące zimnym wyrachowaniem spojrzenie. Tymczasem jednak na czarno
odziany gospodarz pięknej planety klepał Taya po ramieniu i coś mówił mu do ucha.
Podsuwał notes, dawał do zrozumienia, że chce, aby Tay określił miejsce lądowania swego
pojazdu. Opowiadał coś przy tym swoim gardłowym głosem, wskazując na siebie, Taya i
prawdopodobnie na nieobecną Mayę. Tayowi zdawało się, że mężczyzna obiecywał oddać
Mayę i wszystkie ich rzeczy, jeżeli Tay pokaże na rysunku, gdzie lądowała rakieta. A więc to
tak - pomyślał Tay. W tej chwili stawiają mi warunki w sposób przyjazny. Liczą się ze mną,
bo zależy im na rakiecie dalekiego zasięgu. Ale jeśli zdradzę im miejsce lądowania, co
wtedy? Wydam swój pojazd z ręce tych dziwnych, podstępnych ludzi, a oni wówczas zrobią z
nami, co zechcą. Tak, nasza Gwiazda to jedyny atut - myśli Tay i na kartce papieru z
namysłem szkicuje plan rzekomego lądowania pojazdu: skrawek morza, wysoki brzeg i
płaską równinę, masyw skalny, a na nim niewielką półkę ze stojącą rakietą o kilka mil na
północny wschód od rumowiska wielkiego miasta. Podał kartkę mężczyznie. Ten
przypatrywał się chwilę rysunkowi, a potem wzruszył ramionami i skinął na Taya, aby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •