[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nam żadnego punktu zaczepienia teraz, w czasie poszukiwań. Prosiliśmy kolegów o pomoc,
bo sami musielibyśmy poświęcić na to parę tygodni Wiemy tylko, że są to ludzie między
trzydziestką a czterdziestką. Tym warunkom odpowiada w Polsce dwa miliony trzysta tysięcy
obywateli, a w naszym Wrocławiu około siedemdziesięciu pięciu tysięcy. Być może,
ekspedient zapamiętał człowieka kupującego w czerwcu dwie pary identycznych rękawiczek.
Wiemy już, że rękawiczki takie produkuje od niedawna spółdzielnia w Bolesławcu i że do
Wrocławiu pierwszy transport przyszedł dziesiątego czerwca: wszystkich raptem tysiąc sztuk.
A więc liczba podejrzanych zmniejszyła się do tysiąca. Drugim punktem zaczepienia są
papiery Niedziałka. Zakładam, że było to morderstwo rabunkowe. Dziennikarz, z którym
Niedziałek poprzedniego wieczora grał w brydża mówił o wypchanym portfelu. Przy
zamordowanym znaleziono zaledwie kilkadziesiąt złotych bilonem. Nie sądzę, żeby skok był
robiony całkiem bez przygotowania, tak na wariata. Przestępca musiał przeprowadzić zwiad.
A jak sprawdzić, choć z grubsza, czyjeś dochody? Ja bym przyszedł do takiego tłumacza i dal
mu coś do roboty. Potem zobaczyłbym, ile on bierze, ile czasu potrzebuje, może udałoby mi
się sprawdzić, czy ma dużo klientów? Gdzie chowa pieniądze? Wydaje mi się, że już w planie
napadu była  mokra robota . W mieszkaniu nie było żadnych śladów walki, szamotania.
Niedziałek dał się podejść mordercy, bo uderzenie było tylko jedno. Sądzę więc, że choć
jeden z nich był już poprzednio klientem Niedziałka lub przyszedł z polecenia człowieka
znanego Niedziałkowi. Wiem, że poza kalendarzykiem nic z dokumentów nie zginęło, bo
znalezliśmy wszystkie tłumaczenia tegoroczne. Dlatego proszę jeszcze o czterdzieści osiem
godzin na wykrycie morderców - zakończył Rocki.
Pułkownik słuchał cały czas w milczeniu. Robił jakieś notatki na leżącej przed nim
kartce papieru. Wilczyński wpatrywał się w przyjaciela, potwierdzając jego wywody ruchem
głowy. Znów zapanowała cisza. Przerwał ją Kowol:
- Może masz rację. Ale niewykluczone i to, że zamordowano go z innego powodu, a
rabunek spreparowano na nasz użytek. Prosisz mnie o dwa dni. Nie mogę być aż tak
rozrzutny. - Spojrzał na zegarek. - Jest pięć po dziesiątej. Za osiem minut stąd wyjdziecie.
Lubisz punktualność? - zwrócił się do Reckiego - to zameldujesz się jutro u mnie o drugiej
trzynaście. Wilczyński z tobą.
Oficerowie siedzieli bez ruchu. Kowol przeglądał papiery, rzucając okiem na zegarek.
Potem powiedział:
- Dziesiąta trzynaście. Nie będę zabierał panom więcej czasu.
Rockiego i Wilczyńskiego jakby wymiotło z gabinetu szefa. Na pytające spojrzenie
sekretarki wzruszyli ramionami.
W pokoju Rockiego Wilczyński wziął kartkę czystego papieru i zanotował:
1. Gołąb;
2. Rękawiczki;
3. Rozbita głowa Gołąba i chałupa na przedmieściu;
4. Tłumaczenia Niedziałka.
Spojrzał pytająco na Rockiego.
- Wez rękawiczki, a ja tłumaczenia - polecił mu kapitan. - Spotykamy się tu o
czwartej. Punktualnie! - dodał groznie.
Starszy sierżant Jan Chorzel przeklinał upał, producentów, sprzedawców i nabywców
rękawiczek, cały Wrocław...
Pierwsze jednak miejsce na liście osób, którym słał pobożne życzenia, zarezerwował
dla dwóch oficerów MO: kapitana Ryszarda Rockiego i porucznika Jerzego Wilczyńskiego.
Chodził po mieście ze spisem wszystkich sklepów, które dostały z wrocławskiej
hurtowni rękawiczki samochodowe produkowane przez Spółdzielnię Pracy  Aoś w
Bolesławcu i robił remanenty. Szyte na wzór zachodnich, pomimo upałów, rękawiczki szły
jak woda. Nic dziwnego, podobne oferowały prywatne firmy, można je było dostać też w
komisie - ale po cenie wielokrotnie wyższej. Te z Bolesławca były niezle uszyte, a co
najważniejsze - tanie. Dlatego z tysiąca sztuk dostarczonych do Wrocławia dziesiątego
czerwca w ciągu dwóch tygodni sprzedano prawie połowę. Kupowano nie tylko po dwie pary,
ale i trzy, cztery naraz. Dla brata, kolegi, może na wszelki wypadek. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl