[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tu o czyjeś życie. Lensman nigdy jeszcze tak się nie zachowywał.
- Marit Sletten zaginęła. Szukaliśmy po wsi, ale zniknęła bez śladu. Karolinę
oskarża nas, że nie chcemy jej szukać.
- Przecież Marit jest wystarczająco dorosła, by dać sobie radę? - zdziwił się
Ole. - Czy wyszła nieubrana na mróz?
- Nie, raczej miała zimową odzież. Ale podejrzewamy, że nie jest sama.
Ole uniósł pytająco brwi.
- Po tym, jak była z wizytą połogową u Torpów, zaginął tam noworodek.
Chłopiec. - Lensman zerwał z głowy czapkę i otarł wąsy, z których kapała
topniejąca woda. - Dziecko nie zniesie takiego mrozu, a podejrzewamy, że
Marit je porwała.
Ole zaczął zakładać buty, ale poprosił lensmana, by zaczekał w izbie. Ten
zrozumiał jednak, że mają gości, i powiedział, że poczeka w sieni. Ole wszedł
jeszcze do izby, wytłumaczył, co się dzieje i że musi jechać.
- Dziękuję za wizytę - powiedział, ściskając dłonie gospodarzy z Fossli. - No
i do zobaczenia.
- Oczywiście, do zobaczenia. - Orjan odwzajemnił uścisk dłoni Olego
zupełnie tak, jakby dobili targu. - Teraz może poznacie lepiej Fossli. Przyślemy
zaproszenie.
Gdy Ole chwilę potem jechał konno obok lensmana, pomyślał, że jest
zadowolony z rezultatu wizyty. To, że wszyscy zgadzali się, iż dzieci mogą do
siebie pasować, dobrze wróżyło. On niczego nie obiecywał, chciał najpierw
poznać ich starszą córkę i bliżej zorientować się, w jaki sposób prowadzą
gospodarstwo. Ale był na dobrej drodze, tak, naprawdę na dobrej drodze, żeby
znalezć Knutowi odpowiednią partię.
- Olog nie miała dość mleka dla małego, dlatego zawołali mamkę - zaczął
tłumaczyć sytuację lensman, wyrywając Olego z zamyślenia. - Mamka była w
kuchni w Torp, i gdy mały zaczął krzyczeć, Mark zaofiarowała się, że zaniesie
go do niej.
Konie weszły kłusem w zakręt, więc lensman zaczekał z dalszą opowieścią,
aż wyjdą na prosty odcinek. Mróz szczypał w policzki, jednak Ole ubrał się
odpowiednio i nie marzł. Gorzej z końmi, musieli uważać, by nie jechać za
szybko, żeby się nie spociły.
- Dopiero po dłuższym czasie odkryli, że nie ma dziecka. Olog sądziła, że
jest u mamki, a ona, że u niej.
- Jak Marit dotarła do Torp? - spytał Ole. - Konno czy pieszo?
- Konno na oklep.
- To może już być daleko - rzucił z rosnącym niepokojem Ole. Nie miał
jeszcze wyraznych wizji i dlatego chciał dojechać do Torp. Tam mogłyby się
pojawić.
- Pytaliśmy i przeszukaliśmy dolinę wzdłuż i wszerz ale nikt nie widział
nikogo na koniu. To niepojęte. - Lensman spojrzał z nadzieją na Olego. Ufał, że
on może rozwiązać tę sprawę. Ale póki co, Ole jechał obok niego z czapką
nasuniętą na czoło. Dłonie w wielkich rękawicach z wilczego futra trzymały
wodze. Długie buty Olego wydawały się mocniejsze i cieplejsze niż własne
buty lensmana, które stanowiły jego dumę. Czarne buty Olego sięgały kolan i
wydawało się, że także od wewnątrz są wybite wilczym futrem. - Trudno jest
ukryć konia - odparł Ole, zanim wjechali na drogę pocztową i mogli nieco
przyspieszyć. - Ona musiała jechać drogami, które były odśnieżone, a nie ma
ich tak wiele. - Ole zaczynał coś rozumieć... Marit z dzieckiem nie są daleko i
miał coraz silniejsze poczucie, że jedzie w złym kierunku. Ale trudno, dopóki
nie ma wyraznych wizji, musi najpierw dotrzeć do Torp.
Mężczyzni pogrążyli się w milczeniu. Lensman musiał jednak przyznać, że
więcej myślał o butach Olego niż o zaginionym dziecku.
- Zawsze to mówiłem! - grzmiał męski głos w izbie w Torp, gdy tam
wchodzili. - Te kobity ze Sletten to istne wariatki, obie! Nie tylko wariatki, one
są niebezpieczne! Powinny być zamknięte już dawno temu! Słyszycie? - Jul,
mąż Olog, uderzył pięścią w stół i spojrzał z wściekłością na lensmana. - I to
wy powinniście mieć na tyle odwagi, by je stąd przepędzić.
- Jeśli ona zabrała dziecko, to raczej nie po to, by je skrzywdzić - rozległ się
w izbie głos Olego. Nie był grozny ani surowy, ale poważny. Jego ton zawsze
skłaniał ludzi do słuchania. Teraz też tak było: Jul zamilkł.
Na zydlu przy kredensie siedziała mamka, płacząc cicho. Z alkowy
dobiegało głośne zawodzenie Olog, odchodzącej od zmysłów z rozpaczy.
- Ale mróz, dziecko nie znosi mrozu - pociągnęła nosem mamka. - %7ładne
niemowlÄ™ nie...
- Ile ma dziecko? - spytał Ole, raczej dla uspokojenia niż żeby tak naprawdę
chciał wiedzieć, lecz nagle poczuł napięcie biegnące wzdłuż pleców. A jeśli
Marit to wszystko zaplanowała, zanim przyszła tutaj oglądać dziecko? Przez
chwilę sądził, że kobietę ogarnęła chwilowa tęsknota i że w nagłym impulsie
rzuciła się do drzwi z dzieckiem. Ale może się okazać, że była bardziej
przebiegła niż impulsywna.
Wszyscy w izbie zamilkli i nerwowo obserwowali Olego. W pewnej chwili
zawodzenie ucichło i powoli uchyliły się drzwi alkowy. W szparze ukazała się
kredowobiała twarz Olog. Biała koszula odcinała się od ciemnych bali ścian i
kobieta wyglądała jak zjawa. Gdyby nie jej uważne spojrzenie, którym wodziła
za Olem, można by ją uznać za przybysza z innego świata.
Ole prawie nie zauważył ciszy, wyjąwszy brak odpowiedzi. Ale i tak
wiedział, że chłopiec ma pięć dni. Skupił się, by przyjąć wizje, które szły ku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •