[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dyżurny bazy, zatrzasnął drzwiczki i postukał w dach, dając kierowcy
znać, żeby ruszał.
Wykręcili w kierunku autostrady 113. Thorn otworzył kopertę. Na pojedynczej
kartce znajdowała się lista tanich hoteli i moteli waszyngtońskich, każdy
opatrzony innym kryptonimem. Uśmiechnął się pod nosem. Na Samie Farrellu można
było polegać.
Zbliżali się do autostrady.
- Dokąd jechać? - spytał kierowca.
Peter podał kartkę Helen, a sam powiedział:
- Jak najlepiej dostać się do Wilmington, kapralu?
- Za cztery dolary można tam dojechać autobusem Dart. Powinniście być na miejscu
w półtorej godziny.
- To świetnie - mruknął Thorn. - Proszę nas zatem zawieść do najbliższego
przystanku autobusowego.
Helen nachyliła się do Petera.
- Wilmington? Więc jedziemy Amtrakiem na południe?
Przytaknął. Główna trasa kolejowa z Nowego Jorku do Waszyngtonu
prowadziła przez miasto na północy Deleware.
- Tak. Odtąd będziemy się posługiwać jedynie gotówką, żeby nie zostawiać śladów.
- Słusznie.
Aczkolwiek wydawało się, że FBI szuka ich przede wszystkim w Europie, śmiało
można było przypuścić, że Biuro przygotowało się także
Dzień gniewu
na śledzenie ich kart kredytowych. Gdyby wynajęli samochód, należało się
spodziewać, że w ciągu godziny szukający ich agenci znaliby markę, kolor i
numery rejestracyjne. Pociąg był wolniejszy, ale miał trudną do przeceniania
zaletę: anonimowość.
? 17 czerwca - Vienna, Wirginia
Sam Farrell ściszył popołudniowy dziennik telewizyjny i sięgnął na biurko po
słuchawkę.
- Farrell.
- Sam, tutaj Chris Carlson. Przyjechaliśmy razem z żoną na konferencję, więc
pomyślałem, że zadzwonię. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
Farrell odetchnął z ulgą. Od kilku godzin czekał na telefon od Petera Thorna,
świadom, że któreś ze starannie przygotowanych ogniw mogło zawieść. Zaczął się
niepokoić jeszcze bardziej, gdy pułkownik Stroud poinformował go o liście
gończym FBI.
- Skądże, Chris. Bardzo się cieszę, że cię słyszę. Gdzie się zatrzymaliście?
- U Mclntyre'ów.
Farrell sięgnął po listę przygotowanych przez siebie kryptonimów i odszukał
 Mclntyre". Peter i Helen zatrzymali się w  Madison Inn", małym hoteliku typu
spanie i śniadanie, w pobliżu waszyngtońskiego zoo. Pokiwał głową. Dobry wybór:
ta część miasta - Woodley Park - była spokojna i składała się głównie z
rezydencji. Trudno było szukać tutaj kogoś czy śledzić bez zwracania na siebie
uwagi.
- Bardzo mili ludzie - skomentował Farrell. Spojrzał na zegar na ścianie. Minęła
trzecia po południu. - Może zjedlibyśmy razem kolację?
- Nie umawiamy się specjalnie z nikim - odparł obojętnie Thorn -możesz więc
wpaść, kiedy będzie ci to wygodne. Zjawiłbyś się z Louise?
- Nie tym razem - odparł Farrell. - Jestem w tej chwili słomianym wdowcem.
Louise wysłał w odwiedziny do syna i synowej, kiedy zorientował się, ile reguł
przyjdzie mu złamać, aby umożliwić Peterowi i Helen powrót bezpieczny i bez
kajdanków na rękach. Przypuszczał wprawdzie, że ani Armia, ani rząd nie będą
nazbyt chętne, by wielokrotnie odznaczanemu generałowi wytaczać proces z powodu
łamania prawa i pomocy zbiegom, wolał jedrak nie mieć w żonie świadka swoich
wykroczeń.
- Tylko uważajcie na siebie - ostrzegł Farrell. - Teraz zrobiło się tu
ciepło, ba, powiedziałbym gorąco. Ja bym specjalnie nie wychodził na
słońce.
Peter milczał przez chwilę.
- Masz rację, Sam - powiedział w końcu. - Zostaniemy chyba w cie
niu, aż zrobi się chłodniej.
- I słusznie. Chociaż ja muszę akurat wyjść z domu.
Generał odłożył słuchawkę i przeszedł do sypialni, gdzie z szafki koło łóżka
wyciągnął szufladę, w której spoczywała Beretta, zapasowy magazynek i kabura na
plecy. Jako były dowódca wszystkich amerykańskich jednostek antyterrorystycznych,
bez specjalnego trudu otrzymał specjalne federalne pozwolenie na noszenie broni
w ukryciu. Nie przypuszczał, żeby był mu potrzebny pistolet, ale po napadach w
Pieczen-dze i Wilhelmshaven, wolał nie wykluczać żadnej możliwości. A
trzydzieści lat spędzonych w wojsku nauczyły go nieustannej gotowości. Peter i
Helen mogli dawać sobie radę w walce wręcz, on wolał przeciwstawiać się
ewentualnym kłopotom przy użyciu pocisków.
? Centrum dowodzenia, kompleks budynków Caraco, Chantilly, Wirginia (dzień D
minus 4)
Rolf Ulrich Reichardt uważnie przesłuchał banalną na pozór rozmowę, a potem
kazał Joopowi przewinąć taśmę. Specjalista od analizy akustycznej kiwnął głową i
wcisnął odpowiednie guziki.
Kiedy byli w połowie ponownego odtworzenia, w drzwiach pojawił się książę
ibrahirn, który teraz spędzał w kompleksie Chantilly dwie, trzy godziny dziennie,
przyglądając się, jak Projekt zbliża się do finalizacji.
- Haszemi doniósł mi, Herr Reichardt, że są jakieś wiadomości od naszego
przyjaciela, generała Farrella.
- Tak jest, wasza wysokość - odparł Niemiec i wręczył księciu słuchawki, zarazem
dając znać Joopowi, aby raz jeszcze puścił rozmowę. - Godzinę temu
podsłuchaliśmy to na prywatnej linii Farrella.
Ibrahim słuchał z rosnącym zniecierpliwieniem, by na koniec powiedzieć:
- No i co z tego? Co to nas obchodzi, że generał umawia się z jakimiś Carlsonami
na kolację?
- Zależy im na tym, żebyśmy tak właśnie myśleli - odrzekł Reichardt. - Niemniej
nasz przyjaciel dla ostrożności przepuścił taśmę przez swoje czarne skrzynki.
- I?
- Obaj kłamią.
- Okłamują się nawzajem? - spytał z niedowierzaniem książę.
Były funkcjonariusz Stasi pokręcił głową.
- Nie, tym, którzy by ich ewentualnie podsłuchiwali. Generał wie, że FBI chce
aresztować jego dwoje przyjaciół, musi więc podejrzewać, że jego telefon jest na
podsłuchu. Idiotycznie paplając, w istocie umawiają spotkanie.
- Więc sądzi pan, że ten  Carlson" to naprawdę pułkownik Thom? I że razem z tą
Gray mają bezpieczną kryjówkę gdzieś tutaj w Dystrykcie Columbia?
-
Dzień gniewu
- Tak, wasza wysokość - krótko odparł Reichardt.
To było jedyne sensowne wytłumaczenie. Pomimo wydanego przez FBI nakazu
aresztowania, Farrellowi udało się jakoś przemycić oboje swych protegowanych do
USA.
- Co zamierzają?
- Nie potrafię powiedzieć, jaki będzie ich następny krok - przyznał Reichardt. -
Można żywić nadzieję, że zapewnienia, jakie wasza książęca wysokość złożył
Farrellowi, zapobiegną dalszym wrogim posunięciom z ich strony, bezpieczniej
jednak będzie założyć, że znowu spróbują wywierać wpływ na władze, bez wątpienia
korzystając z Farrella jako pośrednika.
Ibrahim pokręcił głową.
- Do tego nie można dopuścić. Jest takie stare arabskie przysłowie:
 Wieści rozgłaszane z dachów nie do samych głuchych trafią".
Niemiec przytaknął.
- To racja, wasza wysokość. A z kolei fakt, że generałowi Farrel
lowi udało się pod nosem FBI przeszmuglować tę dwójkę do USA jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl