[ Pobierz całość w formacie PDF ]

piątym piętrze sprawiało imponujące wrażenie, już choćby przez swoje rozmiary, miało, jak szacował
komisarz, ze czterdzieści metrów kwadratowych, ale przede wszystkim z powodu widoku: z wielkiego
okna jak z latarni morskiej rozciągała się panorama na otwarty Atlantyk.
De Berre-Ryckeboerec był niewysokim, chudym mężczyzną pod sześćdziesiątkę o zapadniętej, bladej
twarzy i rzadkich włosach. Jego nijakiej powierzchowności werwy dodawały wyłącznie żywe,
jasnozielone oczy. Siedział za groznie ostrokanciastym drewnianym biurkiem. Miał na sobie niegdyś
elegancki, dziś już znoszony ciemnoszary garnitur.
Niezapowiedziane pojawienie się komisarza trochę przestraszyło sekretarkę. Na pewno słyszała
o potrójnym morderstwie. Zastukała do gabinetu szefa szybko i gwałtownie i bez słowa wprowadziła
Dupina. De Berre-Ryckeboerec, który jak się zdało, dopiero usiadł, uznał jej zachowanie za niestosowne.
 Chciałbym najpierw zatelefonować, madame Sabathier. I odkąd to przyjmujemy gości, którzy się
nie zapowiedzieli?
Demonstracyjnie ignorował obecność komisarza. Jego głos, w przeciwieństwie do postury, był silny
i władczy.
 Bardzo przepraszam, panie dyrektorze, to się już nie powtórzy. Pomyślałam tylko, że monsieur le
commissaire Dupin prowadzi dochodzenie w sprawie tego strasznego morderstwa&
 Wiem o tej sprawie.  Konwersacja wciąż jeszcze toczyła się z pominięciem komisarza.  Ale to
nie powód, żeby ignorować etykietę i formy. Albo wprowadzać bałagan w mój dzień pracy.
Dupin czuł wibrowanie w splocie słonecznym. Jego wściekłość rosła z sekundy na sekundę.
 Myślę, że to jest powód  odezwał się.  Potrójne morderstwo wprowadza bałagan we wszystko.
De Berre-Ryckeboerec zlustrował go zimnym wzrokiem.
 A dochodzenie przywiodło pana do dostojnego Institut Marine? No cóż, Instytut i jego stu
pięćdziesięciu uczonych z całego świata serdecznie pana witają. Co możemy dla pana zrobić?
Już podczas jazdy tutaj anonimowy telefon wydał się Dupinowi dziwnym snem. Musiał przyznać, że
nieokreślona sugestia, żeby przyjrzeć się jakiejś działalności, była słabą podstawą do przesłuchania,
zwłaszcza w tych niesprzyjających warunkach. Na dodatek poza szczątkowymi informacjami z internetu
na temat firmy Pajota i Konana, które Nolwenn przekazała mu, zanim tu dotarł, nie wiedział kompletnie
nic. Summa summarum miał bardzo niekorzystną sytuację wyjściową. Pozostawała tylko ucieczka do
przodu, co zresztą bardzo odpowiadało usposobieniu Dupina.
 Chodzi o nielegalne transakcje między Instytutem a Medimare, firmą należącą do dwóch mężczyzn,
którzy padli właśnie ofiarą morderstwa.
Taka insynuacja nie miała żadnych podstaw. Ale musiał się dowiedzieć, czy jest na właściwym
tropie, a ostrożność w tym przypadku na niewiele mogła się przydać. Dyrektor wyprostował się, rysy
jego twarzy jeszcze się wyostrzyły, usta zacisnęły, a oczy wbite w komisarza zwęziły w dwie szpary.
 Wydaje mi się, że nie zrozumiałem, co pan powiedział.
 Chętnie powtórzę.
Teraz musiał tylko wytrzymać. Co przyjdzie mu łatwo, bo antypatia, którą poczuł, była spontaniczna
i olbrzymia. Znał takie charaktery.
 Rozumiem. W pana dziwactwie jest metoda  w głosie De Berre-Ryckeboereca dało się słyszeć
zdenerwowanie.
Dupin poczuł, że za chwilę eksploduje. Próbował uregulować oddech (był dumny, że się tego nauczył,
przynajmniej częściowo, wdech, głęboko do brzucha, odczekać pięć sekund, powolny wydech, odczekać
pięć sekund, wdech  wszystko zależało od tego opóznienia!). Z twarzy osłupiałej sekretarki w ciągu
ostatniej pół minuty odpłynęła cała krew.
 Myślę, że nie będę prowadził tej rozmowy, monsieur le commissaire.  De Berre-Ryckeboerec
wiedział, że teraz, tutaj, nie musi nic mówić.  Niezwłocznie skontaktuję się z naszymi prawnikami,
powiadamiając o pana podłych insynuacjach. Od wielu lat utrzymujemy znakomite stosunki biznesowe
z firmą panów Konana i Pajota. Podobnie jak inne firmy kupowali u nas patenty i licencje. Jeśli interesują
pana te tematy, proszę bardzo, to będzie przedmiot komunikacji z naszymi prawnikami. Proponuję, byśmy
się teraz pożegnali.
 Tak, to będzie najlepsze dla nas wszystkich  odparł Dupin.
Dyrektor zwrócił się do sekretarki, znów ignorując komisarza.
 Wykonam teraz, jak planowałem, telefon. A panią proszę o poinformowanie monsieur Daerona, że
chcę z nim porozmawiać, tu, w Instytucie.
Myśli komisarza pędziły, ale nie przyszedł mu do głowy żaden zwód, który mógłby teraz jeszcze
wykorzystać.
 Przyjrzymy się  odezwał się cicho, niemal szeptem, a przy tym ostro i zjadliwie  każdemu
szczegółowi tej współpracy z Medimare, wszystkiemu, co było i co jest.  Uśmiechnął się kącikami ust. 
A przy okazji wezmiemy pod lupę państwa działalność biznesową. Bardzo się na to cieszę, monsieur le
directeur.
Nie czekał na reakcję, odwrócił się na pięcie i wymaszerował z gabinetu. Zjechał nieznośnie wolną
windÄ….
Wychodząc z budynku, zadzwonił.
 Nolwenn?
 Właśnie chciałam&
 Potrzebny mi nakaz rewizji Instytutu. I to natychmiast. Nieważne, jak pani to załatwi. Musimy
zbadać ich związki biznesowe z Medimare, przede wszystkim sprzedaż licencji i patentów, wyników
badań.
 Jest pan już w Instytucie?  wydała się lekko skołowana.
 Już wyszedłem.
 Już pan wyszedł?
 To była bardzo krótka rozmowa. Jak powiedziałem: potrzebny nam nakaz rewizji.
 Czy podczas tej bardzo krótkiej rozmowy z dyrektorem pojawiły się nowe podejrzenia?
 Tak sÄ…dzÄ™.
 Powinniśmy mieć coś więcej ponad niejasną, anonimową sugestię.
 Dyrektor Instytutu wykazał się kompletnym brakiem chęci współpracy. M a m uza s a d ni o ne
p o d e j r ze ni e, że zł o żył f a ł s zyw e ze zna ni a i ukr yw a p r a w d ę. %7łe i s t ni e j e
ni e b e zp i e c ze ńs t w o, i ż ni e zw ł o c zni e us uni e o b c i ą ża j ą c e d o kume nt y. To musi
wystarczyć  wyrecytował oficjalne wymogi konieczne do uzyskania nakazu rewizji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •