[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Biło od niej zgorszenie". Kropka.
 - Nie paliłam - powiedziała Alysha.
- Kłamiesz. Całkiem jak twój ojciec.
Ból zacisnął się wokół szyi Alyshy niczym stryczek.
- Nie jestem taka jak on. - Jej słowa zabrzmiały jak głuchy szept rozpaczy,
jak zimny wiatr wiejący przez szpary w ścianach".
Niezle.
 Nie mogła się zmusić, by podnieść wzrok, by zobaczyć obrzydzenie na
twarzy matki, wiedzieć, że..."
Zmiech wpadł do pokoju niczym promień słońca i rozproszył myśli
Daniela.
- Musiałem się podzielić... z...
Daniel wiedział, że to Bill. Po prostu wpadł,  żeby zabrać swój czek, o ile
to nie kłopot". Jesika znowu się roześmiała.
- Dopilnuję, żeby babcia...
Urywki dialogu dolatywały na górę jak leniwe obłoczki.
- Jak... ona...
- ...ciężko. Wiesz...
Cisza. Nareszcie. Daniel znowu położył palce na klawiaturze.
 Dusza Alyshy była jak martwa".
- Nikt nie rozumie... - Głos Billa. - ...lepiej... kiedy Abby straszyła... mnie
rzuci.
- 47 -
S
R
Uwaga Daniela znowu skupiła się na dialogu na parterze.
- ...wciąż trudno... - mówiła Jessie. Co było trudne?
- Jeśli jest cokolwiek...
Głosy były teraz cichsze, ledwo słyszalne. Daniel pochyla się,
nasłuchując. Nowe krzesło zaskrzypiało. Co tu się dzieje?
- ...uzal...
Uzal... co? Daniel pochylił się mocno, wstrzymał oddech i czekał na
następne słowo.
- ...dobrze - powiedziała Jesika. - Babcia... twarda jak... Rozległo się
pukanie. Wyprostował się gwałtownie.
- I jak te meble? - W drzwiach ukazała się babcia.
Daniel poszukiwał gorączkowo jakichś słów, jakiegoś wytłumaczenia, po
czym nagle przypomniał sobie, że przecież nie musi się przed nią z niczego
tłumaczyć. To przecież on, Daniel MacCormick. Przynajmniej kiedyś nim był.
- Meble są w porządku - powiedział.
- To dobrze. Miło mi to słyszeć. - Milczała przez chwilę. - Całe życie
byłam farmerką, wiesz? Dlatego umiałam je poskładać. A ty byłeś... no... no
robiłeś to, co się robi w mieście. Pewnie nie miałeś dużo czasu na składanie
rzeczy do kupy.
- Nie.
- Muszę mieć jakieś zajęcia - stwierdziła i oblizała suche wargi. -
Bezczynne ręce wdają się w diabelską robotę.
Dobry Boże! Czyżby robiła mu propozycję?
- Proszę posłuchać - oznajmił. - Doceniam, że zmontowała pani moje
meble, ale w tej chwili potrzebuję odrobiny prywatności. - Słysząc taki ton,
poczÄ…tkujÄ…cy reporterzy uciekali z powrotem do rodzinnych gniazdek,
informatorzy wyklepywali wszystko, co wiedzieli, a zaprawieni w bojach
redaktorzy dobrze się zastanawiali przed podaniem w wątpliwość jego metod.
Babcia roześmiała się.
- 48 -
S
R
- Prywatności, akurat - prychnęła, odrywając wzrok od jego piersi. -
Chodz i zjedz śniadanie - zaprosiła, jakby byli serdecznymi przyjaciółmi.
- Nie chcę żadnego śniadania - warknął i zastanowił się przelotnie, czy był
to głos nagradzanego reportera, czy nadąsanego chłopczyka.
- Jak jeszcze schudniesz, to spodnie ci spadną. - Uśmiechnęła się. -
Chociaż wątpię, żebyś miał coś, czego bym już nie widziała. Ale i tak... -
Mrugnęła. - Nie chcemy, żeby twój wujek Cecil pomyślał, że cię tu
wykorzystujemy.
- Usiłuję wykonać pracę. Nie powinien był tego mówić.
- Tak? - W mgnieniu oka znalazła się w środku. Zadziwiające, jak szybko
staruszka umiała się ruszać, jeśli tylko chciała. - Nad czym pracujesz?
Jednym ruchem Daniel wyłączył monitor.
- Pani Sorenson! - Obawiał się, że jego ton najlepszego reportera stracił na
stanowczości, ale nie zamierzał przyznawać, że pojawiła się w nim nutka paniki.
- Wiem, że uważa pani...
- Założę się, że kilka papierosów doskonale by ci teraz zrobiło, co? -
zapytała i skrzywiła się. - Oczywiście moja wnuczka urwałaby ci głowę, gdyby
zobaczyła, że palisz. - Westchnęła. - No, to równie dobrze możesz zjeść
śniadanie.
- Nie chcę żadnego śniadania! - warknął znowu.
A niech to szlag! Zareagował zbyt gwałtownie. Nie mógł sobie pozwolić
na stratę tego żałosnego pokoiku w tym żałosnym domku w tym żałosnym
miasteczku. Nie w tej chwili, kiedy już prawie odnalazł swoją muzę.
Gorączkowo usiłował przypomnieć sobie, jak się przeprasza.
I wtedy babcia parsknęła śmiechem.
- Oj, tak. yle z tobą - oznajmiła i mrugnęła do niego. - Cóż, jak już nie
będziesz mógł wytrzymać, zajdz do mojego pokoju.
Czyżby robiła mu propozycję? Nie pytał, bojąc się, że mogłaby
odpowiedzieć.
- 49 -
S
R
- Pierwsze drzwi na lewo - powiedziała, po czym obróciła się na pięcie i
wyszła.
Zebranie myśli na tyle, by włączyć monitor, zajęło mu piętnaście minut,
zabranie się z powrotem do pisania pół godziny, a przyznanie się do porażki
dwie godziny.
Znowu zaczęły do niego dolatywać drobne fragmenty rozmów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •