[ Pobierz całość w formacie PDF ]

go nie zauważyła. Kiedy Laura wychyliła się, żeby zobaczyć, kto ją woła i kto rzucił
kamykiem, wówczas skulony pod okapem morderca wyciągnął tylko ręce ku górze. I udusił.
Zenobiusz wzdrygnął się. Nic nie powiedział.
Wyszedł z pokoju.
Wtedy otworzyłem okno.
Padał deszcz.
Twarz Anapellis
Wysunąłem szufladę komódki. Wyjąłem z niej żelazny pręt owinięty skrawkiem
żurnala i jeszcze jeden strzęp żurnala. Odwinąłem ten, który był na pręcie, i zestawiłem go z
tym luznym skrawkiem. Pochodziły z tej samej rozerwanej strony.
Wyjąłem też z nylonowego woreczka damską pończochę i obejrzałem ją dokładnie.
Położyłem pończochę obok pantofla gimnastycznego numer czterdzieści dwa.
Do pokoju weszła Amelia. Bardziej blada niż poprzedniego dnia i z lekko
zapadniętymi policzkami, przez co silniej uwypukliły się kości policzkowe. Miała krótko
przycięte jasne włosy; które chowała dawniej pod ciemną perukę. Zresztą używała kilku
peruczek, w zależności od reszty ubioru i od nastroju. Aadna i interesująca kobieta. Ale w tej
ładności, czy nawet piękności, było coś nieuchwytnego, jakby zapowiedz udręki, na jaką
mogła skazać mężczyznę, który ją kocha. %7łądałaby wszystkiego, czym ten mężczyzna jest,
oddając w zamian tylko swoje ciało.
Usiadła. Przymknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Jakby cierpiała i nie znajdowała
słów dla wyrażenia swego bólu
- Panie sierżancie, trudno mi mówić...
Jednak powiedziała. Otóż idąc tutaj, zawiadomiona o mojej prośbie przez Zenobiusza,
wstąpiła jeszcze do ubikacji. Była zamknięta. Czuła, że stało się coś złego. Zawołała,
zapukała, lecz nikt się nie odzywał. Pchnęła silnie drzwi. Malutka zasuwka puściła. Amelia
weszła do środka.
- W zbiorniku wody nad ubikacją - mówiła cicho - były obluzowane w murze haki, na
których wisiał zbiornik. I proszę sobie wyobrazić, że żeliwny zbiornik spadł na głowę
Zenobiusza. Chyba wtedy, kiedy on pociągnął za łańcuszek. Nie, nie musi pan tam iść. Nie
musi pan sprawdzać. Zenobiusz nie żyje. Mój Boże!
Siedziałem nadal, porażony wiadomością. Ale uwierzyłam Amelii. W tym domu już
nic nie mogło mnie zaskoczyć. Nawet moja własna śmierć.
- Także korzystałam z tej ubikacji - dodała Amelia. - I Laura. I pan. Pan tam był
dzisiaj?
- Nie, dzisiaj nie. Byłem rano w oficynie...
- Na pewno ktoś chciał zabić mnie albo Laurę. Może pana? - Może.
- Tak pomyślałam - powiedziała Amelia. - Zenobiusz jest tylko przypadkową ofiarą.
Tego nie można już znieść. To jest...
Zostaliśmy sami w tym domu, Amelia i ja. Finał godny współczesnej tragedii!
Nieoczekiwany finał farsy i dramatu, groteski i makabreski.
- Skąd pan wiedział, że noszę perukę? - zapytała po chwili.
- Lepiej jest pani w jasnych włosach. A co do peruki, właśnie ona ocaliła pani życie.
Pokazałem jej żelazny pręt.
- Nawet lekkie uderzenie ostrym kantem tej żelaznej sztabki musiałoby spowodować
co najmniej przecięcie skóry na głowie. I o wiele poważniejsze obrażenia. Peruka ocaliła
paniÄ….
- Teraz rozumiem - powiedziała. - Czy pan sierżant domyśla się, kto chciał mnie
zabić?
- Już ustaliłem, kto panią uderzył prętem. Cóż z tego, kiedy wszyscy ewentualni
świadkowie popełnionych tu przestępstw i zbrodni już nie żyją. Przerażeni obrotem sprawy,
właśnie teraz zaczęliby mówić. Dopiero teraz.
- O mordercy - zapytała z nutą szyderstwa w głosie - który nie żyje? Jaki z tego
pożytek?
- %7łeliwny zbiornik w ubikacji mógł obluzować Barnaba - powiedziałem. -
Podejrzewał, że pani działa na własną rękę, panią chyba o to posądzał. I chciał panią zabić,
Ale kto zabił Barnabę? Kiedy Laura zginęła, Barnaba już nie żył. Kto zabił Laurę? Umarli nie
zabijajÄ…. Przynajmniej oni nie zabijajÄ….
- Ktoś musiał ich zabić. Może ktoś jeszcze jest na tej wyspie? Ktoś, kto się ukrywa
przed nami i morduje?
- Może - powiedziałem. - Jednak przeszukałem cały skrawek ziemi ocalałej w
powodzi i nikogo nie znalazłem. Czy to wszystko, co pani mogłaby powiedzieć? Słucham.
- Powiedzieć mogę więcej, ale po co? To już niczego nie zmieni. Zaszły
nieodwracalne wydarzenia...
- Więc musimy odwrócić ich bieg. Cofnąć się do zródła, do samego początku. I krok
po kroku dotrzeć do finału. A więc do miejsca, w którym teraz się znajdujemy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •