[ Pobierz całość w formacie PDF ]

cyjne!
- To na pryszcze...
Wzdrygnęła się. Nie musi się przed nim usprawiedliwiać - nie musi mu nic
S
R
mówić. Drżącą ręką odstawiła kieliszek na stół, rozlewając szampana. Chciała
odejść, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
- Oszukujesz bank, okłamujesz pracodawcę... Przychodzi ci to tak naturalnie,
że pewnie tego nawet nie zauważasz. Ej, Caitlyn - kiedy powiedziałaś Roxanne, że
mnie zdobędziesz, naprawdę w to wierzyłaś? Kiedy wycinałaś moje zdjęcie z gaze-
ty...
Była cała czerwona z upokorzenia. Próbowała coś powiedzieć, ale głos uwiązł
jej w gardle.
- Naprawdę uważałaś, że cię nie przejrzę? %7łe paplając przed kamerami, zmu-
sisz mnie do małżeństwa? Nie przyszło ci do głowy, że ożeniłbym się tylko z ko-
bietą, którą kocham - i że za nic w świecie nie mogłabyś być nią ty?
- Wychodzę - powiedziała zachrypniętym głosem.
- To dobrze! - warknął. Wyminął ją i ruszył do wyjścia. - Zbierz swoje rzeczy
i wynoś się. Masz pięć minut. Niedobrze mi się robi, gdy na ciebie patrzę!
- Nienawidzę cię! - wykrzyczała. Przywróciło jej mowę, a każde słowo prze-
pełnione było bólem. - %7łałuję, że kiedykolwiek się w tobie zakochałam!
Trzasnął drzwiami, a Caitlyn stała jak wryta pośrodku gabinetu. Nagle ruszyła
się i jak automat zaczęła zbierać swoje rzeczy: długopisy, książki, walizkę spako-
waną na wypadek, gdyby mieli bezzwłocznie wyjechać. Ale musiała też coś zosta-
wić.
Położyła na biurku kartę kredytową i przez chwilę zastanawiała się, co zrobić
z służbowym telefonem. Nie zniosłaby kasowania wiadomości. Ktoś inny będzie
musiał się tym zająć.
- A więc spełniłaś już swoje zadanie? - W drzwiach stał Malvolio, a Caitlyn
była zbyt oszołomiona, by jego nagłe pojawienie się wstrząsnęło nią. - Potężny Ra-
naldi ciÄ™ wyrzuca?
- Twój szwagier jest draniem! - wrzasnęła, niewiele myśląc.
Okrutne słowa Lazzara zupełnie ją otępiły.
S
R
- Gdybyś mnie posłuchała, oszczędziłabyś sobie wiele trudu. - Malvolio pod-
szedł do niej i uśmiechnął się. - W rodzinie Ranaldich są sami dranie. I zołzy. Nie
uważają nas za godne towarzystwo...
Wreszcie dotarły do niej sygnały ostrzegawcze wysyłane przez jej skołowany
mózg. Ogarnęła ją panika, ale było już za pózno. Poczuła jego cuchnący oddech,
smak whisky na wargach, które zmiażdżyły jej usta - i smak krwi na własnych.
Czuła jego wściekłość, gdy przygniótł ją swoim ciałem i już wiedziała, co się sta-
nie. Wiedziała, że choć kopie i krzyczy, jego nienawiść okaże się silniejsza. Miała
tylko nadzieję, że szybko będzie po wszystkim.
%7łe to piekło jak najszybciej się skończy.
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Co też on narobił?
Lazzaro chodził w kółko po holu. Zakrył dłonią usta i dyszał nerwowo, pod-
czas gdy jego podwładni przyglądali się mu, zdezorientowani. Jedynie Glynn zebrał
się na odwagę, by do niego podejść.
- Wszystko w porzÄ…dku, proszÄ™ pana?
Lazzaro nie odpowiedział - nawet go nie usłyszał. Myślami był wciąż przy
Caitlyn. Miał w oczach, jak stoi przerażona, a on poniża ją i upokarza - i dlaczego?
Bo kiedyś go pragnęła?
Bo przez ten cały czas kochała go?
Roxanne była pełna jadu. Wszystko zniekształcała, zaciemniała prawdę - a
przede wszystkim nie była Caitlyn.
Tak jak on nie był Lucą, Roxanne nie była Caitlyn - dobrą, ufną Caitlyn.
- Proszę pana? - Lazzaro dostrzegł zaniepokojenie na twarzy Glynna. - Ma-
lvolio pana szukał. Powiedziałem mu, że jest pan w swoim gabinecie. Czy mam go
zawołać?
- Malvolio!
Pobiegł w stronę windy i kilkakrotnie uderzył przycisk. Caitlyn mówiła praw-
dę. Przez ten cały czas mówiła prawdę - a teraz on zostawił ją z nim samą.
Winda jeszcze nigdy nie jechała tak wolno. Każda sekunda zdawała mu się
wiecznością. Wybiegł przez drzwi w sam środek koszmaru, który własnoręcznie
zgotował - w porę, by zobaczyć, jak Malvolio przygniata Caitlyn do podłogi.
Odrywając go od niej, ciskając nim o ścianę, wiedział, że ktoś nad nim czuwa.
Bo choć każdą komórką swojego ciała pragnął rzucić się na Malvolia, uderzyć go,
zmiażdżyć mu twarz, był świadomy, że jeśli to zrobi, zabije go.
Wcisnął przycisk wzywający ochronę i spojrzał na siedzącą na podłodze Ca-
itlyn, by upewnić się, że dotarł na czas. A potem stanął twarzą w twarz z szubraw-
S
R
cem. Nie tylko Lazzaro był przepełniony nienawiścią - Malvolio też.
Wybałuszył oczy z wściekłości, wrzeszcząc jak szalony.
- Uważasz, że jesteś taki wspaniały! Cała twoja rodzina uważa, że jest lep-
sza... Wykorzystujecie nas...
- Zamknij się - Lazzaro zbliżył się niebezpiecznie, ale Malvolio ciągnął dalej.
- Wydaje ci się, że jesteś Bogiem w dniu Sądu Ostatecznego. Osądzasz nas,
upokarzasz, poniżasz. Nic dziwnego, że Luca cię nienawidził!
W tym momencie pojawili się ochroniarze, zawiadomieni już wcześniej przez
Glynna. W gabinecie zapanował chaos, ale tylko na chwilę. Lazzaro szybko ich
wszystkich odesłał, za co Caitlyn była mu niezmiernie wdzięczna. Nigdy więcej nie
chciała widzieć Malvolia. Pózniej złoży wszystkie oświadczenia. Nie teraz.
Siedząc na skraju miękkiej kanapy, z chusteczką przyciśniętą do ust, Caitlyn
patrzyła, jak Lazzaro zamyka drzwi. Zanim zdążył ją pocieszyć, oznajmiła:
- Miał rację.
- Caitlyn...
- Wszystko, co powiedział Malvolio, jest prawdą.
- Co ty...
- Nie zrobiłam nic złego poza tym, że zakochałam się w tobie. A ty wziąłeś to
piękne, czyste uczucie i wykorzystałeś je, by mnie upokorzyć.
- Nie mów tak. - Jego mocny zwykle głos załamał się. - Muszę wiedzieć, czy
jesteś cała i zdrowa. Czy on cię zranił...?
- On mnie nie zranił! - krzyknęła. - A przynajmniej nie tak mocno jak ty. Uda-
ło ci się sprawić lepiej niż jemu, że poczułam się brudna i wstydzę się siebie!
- Przepraszam... - Chciał wziąć ją za rękę, ale odsunęła się. - Przyszedłem tu,
by powiedzieć, że mi przykro...
- Za pózno. Wybaczałam ci tak wiele razy, Lazzaro. I przysięgam, że już wię-
cej tego nie zrobiÄ™.
S
R
Przyjaciele byli na wagę złota.
Glynn, na początku kolega z pracy, z czasem stał się jej prawdziwym przyja-
cielem. Zjawił się bez pytania, gdy do niego zadzwoniła, objął ją i wyprowadził z [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •