[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cóż to za idiotyzm, myślała, zmierzając do kancelarii prawnika. Kto to widział, żeby wpadać
w taką furię jak wczoraj? Zachowała się jak dziewczątko, które przeżywa pierwszy zawód
miłosny. Zadurzyła się jak nastolatka, zaślepiona zmysłowym magnetyzmem, którym
promieniował ten człowiek. I pomyśleć, że wiedziała o nim tylko tyle, iż jest sprawnym
lekarzem. Nic więcej!
 W każdym porcie ma na pewno jedną żonę i trzy narzeczone  rzuciła z przekąsem, ale
mimowolnie słowa te wypowiedziała chyba głośno, albowiem porządkująca towar przed sklepem
sprzedawczyni wyprostowała się i spojrzała na nią ze zdziwieniem. Trudno, i tak wszyscy w
Kora Bay uważają ją za wariatkę. Szacowne matrony ostatecznie zwyciężyły. Rose O Meara
musi skapitulować.
Gdy pod wieczór wracała do domu, musiała przyznać, że dzień, chociaż smutny, był zarazem
pomyślny. Prawnik zadba o wypełnienie testamentu dziadka, agent zajmie się sprzedażą domku i
 Krokodylka , którym do tego czasu obiecał się zaopiekować jeden z miejscowych rybaków.
Zdołała także wynająć chłopca do opieki nad ogródkiem wokół domu, a w końcu zamknęła punkt
medyczny i oddała klucze w administracji portu. Teraz pozostawało już tylko się spakować i
ruszać do Brisbane.
Spakować się... W domu Rose chodziła z kąta w kąt i nie wiedziała, od czego zacząć.
Gdziekolwiek spojrzała, wszędzie napotykała pamiątki z przeszłości. Zciągnęła z szafy walizkę,
wytarła ją z kurzu, otworzyła i... zesztywniała na odgłos pukania do drzwi.
 To pewnie chłopak do ogródka  mruknęła. Umówiła się z nim, że wpadnie jeszcze dzisiaj
i zobaczy, co trzeba zrobić.
Kiedy otworzyła drzwi, w pierwszym odruchu chciała zatrzasnąć je z powrotem. Za progiem
stał Ryan Connell.
 Skończyłaś pakowanie?  spytał uprzejmie. Rose na wszelki wypadek oparła się o framugę.
 Co... Nie rozumiem.
 Skończyłaś pakowanie? Jedziesz do Brisbane?
 Nie... Tak. SkÄ…d wiesz? SkÄ…d... pan wie?
 Zaniepokoiłem się, kiedy twoja łódz nie wróciła wczoraj do przystani. Potem
przypomniałem sobie o rowerze, bo tak naprawdę nie bardzo wierzyłem, że chcesz tylko
pojezdzić sobie po rafach. Wsiadłem więc w samochód i objechałem zatokę, aż wreszcie
odnalazłem twoją łódz przy starej przystani. Nie trzeba wielkiej inteligencji, żeby odgadnąć, że
za twoim zniknięciem stoi Roger Bain. Dziś rano poszedłem do niego...
 Roger Bain nic nie wie o moim wyjezdzie do Brisbane. Nie zważając na gest protestu,
Ryan minął ją w progu i wszedł do środka.
 Wystarczyło mi to, co powiedział. Więc tak po prostu pozbawił cię pracy, hę?  Ryan
wyjrzał przez okno wychodzące na ocean i gwizdnął z podziwu.  Piękny widok.
 Nikt pana nie zapraszał do środka. Proszę wyjść!
 Ani mi się śni  oznajmił Ryan.  Rose, czy zdajesz sobie sprawę z tego, co cię czeka w
Brisbane?
Poczuła się nagle zbita z tropu.
 Poszukam pracy. Chyba nie będzie z tym kłopotów?
 Wydaje ci się, że tak prosto z ulicy wejdziesz do jakiegoś szpitala, a oni będą tam na ciebie
czekać?
 To znajdę sobie inne zajęcie  mruknęła Rose.  Tutaj nie mam już czego szukać.
 Tutaj możesz się zająć medycyną.
 Dopiero za sześć tygodni, a nie zdziwiłabym się, gdyby za sześć miesięcy.
 Głupstwa gadasz  obruszył się i chwycił ją za nadgarstek.  Powiesz mi wreszcie, o co
chodzi?
Rose usiłowała wyszarpnąć dłoń, ale Ryan ścisnął jej rękę mocniej.
 Co tu jest do mówienia?  szepnęła.  Sam zgadłeś, że jadę do Brisbane i że muszę tam
znalezć pracę. Tutaj nikt mnie nie zatrudni. Nie mam wyboru.
 Nie masz już ani centa?
 To nie twoja sprawa.
 Rose, dobrze wiesz, że poruszę niebo i ziemię, a się dowiem. Lepiej sama mi powiedz.
Westchnęła ciężko. W saloniku na samym wierzchu leżały jej rachunki i za pózno było, żeby
je schować.
 Bank udzielił mi pożyczki na dwieście dolarów, które pokryją koszty pogrzebu, a resztę
będę miała na podróż. Pieniądze ze sprzedaży domku pójdą na spłacenie dotychczasowych
kredytów i procentów.
 Aż tak zle?
 Musiałam pielęgnować dziadka.
 Trzeba go było umieścić w domu starców.
 Nie!  Bardziej krzyknęła to niż powiedziała. Patrzył na nią przez długą chwilę, potem
pokiwał głową i zapytał:
 I co zamierzasz zrobić?
 Dobrze wiesz. JadÄ™ do Brisbane.
 Nie ma mowy. Umrzesz tam z głodu. Sto dolarów, czy ile tam ci zostanie, starczy raptem
na bilet autobusowy i kilka noclegów.
 Ale...
 Wiem, wiem  powiedział zmęczonym głosem.  Musisz mieć pracę. A więc będziesz ją
miała, lecz tutaj.
 SÅ‚uchaj...
Ryan podniósł do góry rękę.
 Nie robię tego z łaski ani w ramach przeprosin za tamtą noc, choć naprawdę bardzo mi z
tego powodu przykro. Chyba oboje wtedy zwariowaliśmy. Rose, musisz pogodzić się z tym, że
nie mogę się wiązać z żadną kobietą. Po prostu nie mogę.
 Rozumiem. Nie rób sobie wyrzutów.
 A teraz postaraj się, żeby chociaż przez chwilę twoja duma nie zagłuszała zdrowego
rozsądku. Jak mówiłem, widziałem się dzisiaj z Rogerem Bainem i powiedziałem mu parę słów
do słuchu, ale to zupełnie inna sprawa. Najważniejsze jest to, że chcę jak najszybciej uruchomić
szpital i potrzebujÄ™ kogoÅ› do pomocy. Ja zajmÄ™ siÄ™ stronÄ… medycznÄ…, a ty wezmiesz na siebie
wszystkie problemy organizacyjne.
 Ale...
 Choć raz daj sobie spokój z tym swoim  ale i zechciej mnie wysłuchać. Będziesz musiała
pojechać do Batarry i innych miejscowości, w których są szpitale, żeby się wszystkiemu
przyjrzeć. Zajmiesz się także skompletowaniem personelu. Roy i tak będzie miał dużo rzeczy na
głowie, a poza tym znasz tu ludzi i dlatego z wieloma sprawami poradzisz sobie lepiej niż on.
 Ty... chcesz dać mi pracę?
 Tak. A kiedy będziemy mieli odpowiednią liczbę pacjentów, podejmiesz praktykę lekarską.
To nie jest jałmużna, pani doktor, lecz umowa. Myślę, że powinnaś się zgodzić.
Rose zamyśliła się. Nie ulegało wątpliwości, że Ryan nie ofiarowuje jej jałmużny. To
szaleństwo, mówiło jej serce, lecz rozum na to odpowiadał, że w tym wszystkim jest sens.
Cudownie będzie zająć się wyposażeniem szpitala od podstaw. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •