[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mnie też. Czy to czyni z nas alkoholików?
Wskazała na otwarte drzwi szafki pod schodami.
- No a to?
- Czy każdy w tym mieście, kto ma dobrze zaopatrzony
barek, jest od razu pijakiem?
- Ależ tam stoi dwanaście butelek - zauważyła cierpko
- a nie jedna czy dwie. Jak to wytłumaczyć?
S
R
Noah potarł podbródek, zastanawiając się nad odpowie-
dzią. Uważał, że Herb miał swoje powody, by starać się
oczernić Earla, postanowił jednak zająć się tym pózniej - te-
raz chciał tylko przekonać Jenny, jak wyglądała prawda.
Wziął z półki butelkę whisky i postawił na stole.
- Przyjrzyj się jej uważnie.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Jenny popatrzyła na butelkę.
- Jest do połowy opróżniona - oznajmiła głucho.
- Zgadza siÄ™. Co jeszcze?
Zciągnęła brwi.
- Nie mam pojęcia. Sam mi powiedz.
Noah przeciÄ…gnÄ…Å‚ palcem po butelce.
- A co to jest?
- Kurz. - Powoli zaczynała rozumieć.
- Teraz spójrz na tamtą półkę.
Zajrzała do szafki.
- WidzÄ™ miejsce po butelce, bez kurzu.
- No właśnie. Gdyby Earl często pił, kurz byłby i tam.
A poza tym wątpię, czy komuś chciałoby się codziennie nur-
kować pod schody po drinka. Tu chyba nawet nie można się
wyprostować. Gdyby twój wuj popijał, miałby butelki pod
ręką. Pamiętam, że w Boże Narodzenie zrobił duże przyjęcie
dla klientów. Alkohol został chyba po tamtej imprezie.
- Naprawdę tak uważasz? - Zabrzmiało to tak, jakby
chciała mu uwierzyć, lecz jednocześnie się wahała.
- Jeśli zaś chodzi o wypadek, to badano krew obu kie-
rowców, i u żadnego nie wykryto alkoholu.
W oczach Jenny błysnęły łzy, a trzymające ją w klesz-
czach napięcie powoli zaczynało ustępować. Podeszła do
Noaha, a on przytulił ją do siebie.
- Dziękuję - szepnęła. - Powinnam była się domyślić...
S
R
Earl rzucił palenie, gdy uświadomił sobie szkodliwość tego
nałogu. Zastępowanie nikotyny alkoholem nie ma przecież
sensu.
Musnęła ustami jego policzek, jakby chciała mu w ten
sposób podziękować za to, że ją uspokoił. Gest ten jednak
sprawił, że Noah niemal przestał nad sobą panować. Wziął
więc głęboki oddech i zmusił się do kontynuowania roz-
mowy:
- Racja, to nie miałoby sensu.
Odchyliła głowę, by spojrzeć mu w oczy.
- Dlaczego przypuszczasz, że...? - Urwała, kiedy zdała
sobie sprawę, jak blisko, siebie się znalezli. Zorientowała się
też, że głos Noaha się zmienił. Każdym nerwem wyczekiwała
teraz na sygnał z jego strony. Gdyby Noah wyczuł jej waha-
nie, pewnie wypuściłby ją z objęć, choć niechętnie.
Jej wzrok powędrował ku jego ustom, a potem znowu
spojrzała mu oczy. Gdy dojrzał w jej wzroku przyzwolenie,
delikatnie dotknął ustami jej warg. Objęła go za szyję, wsu-
nęła dłonie w jego włosy, i wreszcie wspięła się na palce, by
mocniej się do niego przytulić. On pieścił jej ciało i całował
ją coraz zachłanniej. Trawił go ogień, którego teraz - dosko-
nale o tym wiedział - jeszcze nie może ugasić.
Przypomniał sobie nagle Patricię, która złamała dane mu
słowo i uciekła od ołtarza. Teraz chciał jej za to podziękować.
Nie mógł sobie nawet przypomnieć, jak wyglądała, ponieważ
Jenny zajmowała wszystkie jego myśli. Minione upokorzenie
przepąjało go goryczą, ale bliskość Jenny była jak kojący
balsam na dawne rany. Zdołał się wreszcie opanować. Za-
mglony wyraz oczu Jenny był dla niego cudowną nagrodą;
nawet wiadomość o tym, że szpital w Springwater dostanie
fundusze na najnowocześniejszy sprzęt medyczny, nie spra-
wiłaby mu takiej radości.
S
R
Jenny zaś wpatrywała się w niego, zdumiona namiętnością,
jaka ich przed chwilą ogarnęła. Chciała, by jej pocałunek był
tylko niewinnym podziękowaniem, a tymczasem oboje ogar-
nął płomień. Chciała wydostać się z objęć Noaha i udawać, że
nic się nie stało, lecz jednocześnie pragnęła tulić się do niego
przez cały wieczór. Ich związek wszedł w nowe stadium, choć
wciąż bała się nazwać swe uczucia miłością. Tak czy owak,
patrzyła teraz w przyszłość innymi oczami.
- Powiedz mi, jak to jest, że mężczyzna, który tak wspa-
niale całuje, nie związał się dotąd z żadną kobietą?
- Nie odpowiem na to pytanie.
- Dlaczego?
- Jeszcze nie przegrałem dzisiaj w koszykówkę.
Jenny zapomniała zupełnie o ich meczach.
- Nadal chcesz grać?
- Powiedzmy, że zgodzę się na remis, jeśli chcesz.
- W porzÄ…dku.
Uniósł brwi i objął ją mocniej, jak gdyby się obawiał, że
Jenny mu ucieknie - w sensie dosłownym i emocjonalnym.
- A więc oboje mamy prawo o coś zapytać?
Skinęła głową, świadoma, że w ten sposób przekracza
kolejną granicę, jaka ich dzieliła. Czuła, że tego dnia pytania
dotyczyć będą spraw osobistych. Może nadszedł wreszcie
czas, by szczerze z sobą porozmawiać?
- Powinnaś wiedzieć, że moja narzeczona zostawiła mnie
przed ołtarzem - zaczął cicho.
- Zostawiła cię?
- Tak. Wszyscy goście byli już w kościele, czekaliśmy
tylko na nią. Wreszcie przyszedł jej ojciec, ale sam...
- To straszne.
S
R
- Nie był to najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
- Wyobrażam sobie. - Rozumiała, jaki ból, jakie rozcza-
rowanie musiał wtedy odczuwać.
- Mogłem się tego spodziewać. Ona przypominała motyla,
przeskakujÄ…cego z kwiatka na kwiatek. Wszystko szybko jÄ…
nudziło: szkoła, praca, dom. Znudziłem ją więc i ja.
Jak można tak postępować? - pomyślała wzburzona
Jenny. A jednak była wdzięczna Patricii: dzięki jej beztrosce
ona może się teraz cieszyć towarzystwem Noaha.
- To dawna historia - dodał. - Wolałbym o niej zapomnieć.
Zastanawiała się, czy rzeczywiście o czymś takim można
na zawsze zapomnieć. Uprzytomniła sobie, jak gwałtownie
swego czasu zareagował, gdy wspomniała mu o zamiarze
zamknięcia apteki. Pewnie przypomniał sobie wtedy zacho-
wanie swej narzeczonej. Dla niego obietnica była rzeczą
świętą.
- Może następnym razem będziesz miał więcej szczęścia.
- Może - przyznał bez przekonania. - Wątpię jednak, czy
zdarzy się następny raz.
- Czemu tak mówisz?
Wzruszył ramionami.
- Nie zamierzam się już żenić, więc nie ma o czym gadać.
Słysząc to, Jenny poczuła smutek. No tak, on najwyrazniej
nie zamierza się wiązać z nikim na stałe. Te słowa rozwia-
ły jej nadzieje. Chyba spodziewała się zbyt wiele. Należało
jednak zachować większą ostrożność. Przecież planuje
opuścić Springwater, więc jaki sens ma z jej strony uczucio-
we angażowanie się? Czuła jednak, że na takie refleksje jest
już za pózno.
- Gdzie Carrie? - zapytał Noah.
- Czy to twoje pytanie na dziś wieczór? - zagadnęła nie-
S
R
winnie. Była gotowa przystać na zmianę tematu, chociaż
w istocie chciała, by Noah dalej mówił o sobie.
- Och, nie. Moje pytanie zadam ci pózniej.
- Carrie jest u Mirandy.
- Zdążymy wyskoczyć gdzieś na kolację?
- Chyba nie. Wróci za pół godziny. A może przygotuję
bekon z sałatą i pomidorami?
- To moje ulubione danie. PomogÄ™ ci.
Nie chciała, by już wychodził. Pragnęła mieć go przy
sobie przez cały wieczór.
Noah zajął się krojeniem pomidorów, płukaniem sałaty
oraz opiekaniem grzanek, podczas gdy Jenny podsmażyła
bekon i przygotowała dzbanek mrożonej herbaty o smaku
brzoskwiniowym. Nieco pózniej, kiedy już zasiedli do stołu,
zadała mu pytanie, które dręczyło ją od dawna.
- Dlaczego Herb miałby kłamać? Co chce w ten sposób
zyskać?
- Trudno powiedzieć. Może przemawia przez niego żal?
- Przykro mi, że wuj nie zostawił mu niczego, ale rzuca-
nie oszczerstw niczego w jego sytuacji nie zmieni.
- Ale ty jesteś pod ręką.
- Więc próbuje uczynić ze mnie kozła ofiarnego?
- Pewnie tak. Może rozpuszczać teraz złośliwe plotki na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •