[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świateł czytałam program.  Jestem sama, bo to było na ostatnią
chwilę, rozumieją państwo&  , wyjaśniałam komuś w mojej
głowie.  Mój przyjaciel chętnie by się ze mną wybrał, ale&  .
Miejsca po drugiej stronie mojego pustego fotela zajęła jakaś para.
Nie podniosłam wzroku, ale zauważyłam, że dama zaczęła
wywracać bardzo drogie futro na lewą stronę i szykuje się do
upchnięcia go pod siedzenie.
 Proszę bardzo  powiedziałam  mogą państwo skorzystać
z mojej osobistej szatni.  Poklepałam puste miejsce.
 Jest pani pewna?  spytała para, z wdzięcznością kładąc
swoje okrycia na moim płaszczu. Oboje byli leciwi, z
błyszczącymi siwymi włosami i drogimi zębami.  To bardzo miłe
z pani strony.
Wtedy ktoś z tylnego rzędu postukał mnie w ramię.
Odwróciłam się, a Avis powiedziała:
 Lovie French? Tak myślałam, że to twój profil&
Kiedy światła przygasły i żyrandol uniósł się w górę, nie
byłam już samotnym odludkiem, ale częścią tkanki wielkiego
miasta. Kobietą, która spotyka koleżanki z internatu w operze.
Kobietą, którą starsze, eleganckie koleżanki pamiętają ze szkoły.
Chociaż oczywiście wiedziałam, że fakt, że Avis mnie pamięta,
świadczy lepiej o niej niż o mnie. Avis jest osobą, która zwraca
uwagÄ™ na ciche myszki w kÄ…cie.
Na serdecznym palcu Avis nosiła diament o szlifie
poduszkowym. Towarzyszył jej tego wieczoru Teddy Tomalin,
szykowny młody kawaler, z którym potem się bardzo
zaprzyjazniłam. Nalegała, żebym podczas przerwy poszła z nimi
do vipowskiej sali Belmont. Nie dla nas wystawanie z plebsem w
kolejce do baru.
 A więc teraz mieszkasz w Nowym Jorku  zagaiła Avis,
kiedy Teddy poszedł przynieść nam szampana.  Opowiedz mi
wszystko. Czym siÄ™ zajmujesz?
Podałam jej wizytówkę, obawiając się reakcji. Pewnie
przypuszczała, sądząc po moich luksusowych miejscach przy
orkiestrze, że jestem żoną jakiegoś bogacza i spędzam dnie, jedząc
lunche w Le Cirque. Przeczytała wizytówkę i wykrzyknęła:
 Cudownie! Czy to znaczy, że możesz swobodnie
przeglądać kolekcje i kupować wszystko ze zniżką? Od teraz będę
na zakupy przychodzić tylko do ciebie.
I rzeczywiście przychodziła.
Avis ubiera siÄ™ bardzo dobrze. W przymierzalni jest realistkÄ….
Ma szczupłą figurę, bez choćby grama pośladków. Nawet teraz nie
wychodzi na miasto w spodniach. Nosi spódnice tuż za kolano, a
do tego piękne buty podkreślające jej szczupłe łydki i stopy. W
latach osiemdziesiątych rozsądnie unikała poszerzanych ramion,
kiedy tyle kobiet wyglądało, jakby zapomniało wyjąć wieszak z
żakietu. Armani jest dla niej zbyt męski, ale Chanel dobrze się
sprawdza. Teraz Avis nosi głównie ubrania odkrytego przeze mnie
niemieckiego projektanta, który oferuje kobiece ubrania o prostych
liniach i pięknych detalach.
Niedługo po spotkaniu w operze umówiła się ze mną w
sklepie. Przez kilka godzin wybierałyśmy ubrania dzienne i
wieczorowe. Mówiła:  O, jakie to ładne, zawsze chciałam chodzić
w tym kolorze , a potem przymierzała wszystko, co tylko jej
przyniosłam. W tamtym sezonie wszystko było w szarozielonym
kolorze określanym jako  zimowa mięta i na mojej koleżance
wyglądało okropnie. Jej cera robiła się ziemista, oczy traciły blask,
a ona od początku wiedziała, że tak będzie. Z czasem nabrałam
wprawy. Avis wygląda olśniewająco w mocnych, ciepłych
kolorach i w czerni. Teraz, gdy posiwiały jej włosy, nosi coraz
częściej czerń. I chyba już zawsze będzie chodziła w czerni.
Pózniej zostałam zaproszona na niedzielny lunch. Avis
mieszkała przy Piątej Alei. Okna jadalni znajdowały się akurat na
wysokości czubków drzew w Central Parku i roztaczał się z nich
uroczy widok na Dziecięce Zoo. Salon był udekorowany
błyszczącymi brokatowymi tkaninami i autentycznymi francuskimi
empirowymi meblami. Wszędzie stały witryny wypełnione
dziełami sztuki. Podczas przyjęcia poznałam dwie panie, które
zostały moimi lojalnymi klientkami i ubierały się u mnie przez całe
lata. Marilyn może zgarniać wszystkie bogaczki z Ameryki
Południowej, ja za to zbudowałam sobie bazę klientów wśród pań
z eleganckiej dzielnicy między Carnegie Hill a Wschodnią
Pięćdziesiątą Siódmą Ulicą. Avis wydatnie mi w tym pomogła.
Na lunch zaproszono nie tylko kobiety. Było to właściwie
przyjęcie z obiadem  dziesięcioro biesiadników, aperitif, cztery
dania, trzy rodzaje wina. O ile pamiętam, przyszedł Teddy
Tomalin, miłośnik opery, marszand i współpracownik Avis,
Gordon Hall, bajecznie bogaty kolekcjoner Victor Greenwood z
szykowną przyjaciółką u boku oraz pewien podstarzały literat,
który postrzelił kiedyś jedną ze swoich żon i niedawno
opublikował wspomnienia. Siedziałam po prawej stronie męża
Avis, Harrisona Metcalfa. Harrison był o dwadzieścia lat starszy od
swojej żony. Podczas przyjęcia miał na sobie szytą na miarę
tweedową marynarkę i buty marki Lobb. Mógł się poszczycić
piękną jasnorudą czupryną. Rozmawialiśmy o jego kolekcji sztuki
prekolumbijskiej, w której otoczeniu siedzieliśmy i o której
potrafił fascynująco opowiadać. Przynajmniej na początku posiłku.
Kolejną namiętnością Harrisona było polo, na którym ja sama
trochę się znałam. Pózniej Avis często zapraszała mnie na obiady,
kiedy akurat gościła ważnych kontrahentów, ponieważ  dobrze
radziłam sobie z Harrisonem . Wydaje mi się, że on i ja naprawdę
się polubiliśmy, chociaż pod koniec tego pierwszego przyjęcia u
Metcalfów marzyłam o tym, żeby wrócić do domu i uciąć sobie
drzemkę. Zastanawiałam się, co za ludzie mogą tak jeść i pić
godzinami w środku dnia.
Avis miała abonament do Metropolitan Opera i otrzymywała
 jak już mówiłam  bardzo dobre miejsca. Harrison rzadko
fatygował się do Met, więc Avis często szukała towarzystwa. Była
na tyle miła, że dopisała mnie do swojej listy gości, a do tego z
przyjemnością kształciła mój gust. Wspólnie przebrnęłyśmy przez
cały Pierścień Nibelungów, ale okazało się, że chętniej zgłębiam
włoskich kompozytorów niż Wagnera. Wybaczyła mi. Podczas
mojego pierwszego Otella wyznała mi nieśmiało podczas przerwy, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •