[ Pobierz całość w formacie PDF ]

milczeli. Podczas tego obopólnego milczenia Melissa zrozumiała
nagle, że oto ma niepowtarzalną okazję dowiedzenia się czegoś
więcej o mężczyznie, którego kochała i o którym będzie musiała
zapomnieć.
Ale jeszcze nie teraz.
Zadała jedno, drugie, trzecie pytanie, zaś Eli chętnie na nie
odpowiadał. Opisał początki ich przyjazni, kiedy dwunastoletni
Jeremy przyszedł do niego z gołębiem, którego uratował z rąk
dwóch starszych chłopców. Nie obyło się przy tym bez bójki.
- Biedny chłopaczyna wyglądał tak żałośnie, że nie wiedziałem,
komu najpierw udzielać pomocy, jemu czy ptakowi. A jak zalewał się
łzami, kiedy gołąb umarł. Pochowaliśmy go na szczycie wzgórza w
metalowym pudełku. Miał prawdziwy pogrzeb.
Eli wspomniał również o Kathryn. Ona i Jeremy znali się od
dzieciństwa i byli bardziej jak brat i siostra niż mąż i żona.
- Była istotą piękną i delikatną. Prawdziwie zjawiskową. Jeremy
robił wszystko, aby utrzymać ją przy życiu. Lecz kiedy jego wysiłki
okazały się daremne, przeżywał jej śmierć, jak gdyby ją zawiódł.
Być może owo przeżycie upokarzającego fiaska w walce z chorobą
i śmiercią ukochanej osoby wiązało Jeremy'ego silniej z Elim niż
cokolwiek innego, pomyślała Melissa.
- A teraz - powiedział Eli, odsuwając krzesło - czas pożegnać się z
naszymi przyjaciółmi.
- A jeśli znów będzie padało? - zapytała.
- Jesteśmy pod tym względem bardzo do siebie podobni.
Charakteryzuje nas ta sama pomysłowość w wynajdowaniu
pretekstów, by zatrzymać ich jeszcze jeden dzień.
Pierwsza z klatki została wypuszczona Illona, ale wahała się z
odlotem. Usiadła na pobliskiej skale, jak gdyby na coś czekała.
Natomiast Murphy nie miał żadnych skrupułów. Wzbił się prawie
pionowo w górę i szybko zniknął z oczu.
Melissie zrobiło się żal odtrąconej i porzuconej Illony. Czy ptaki
również doświadczają bólu złamanego serca?
120
RS
- Spójrz tam! Czy widzisz, dziewczyno? - wykrzyknął nagle Eli
podnieconym głosem, Illona, która sfrunęła przed chwilą ze skały na
piasek, nie była już sama. Dołączył do niej inny ptak z gatunku mew.
Trzymał w dziobie rybę, którą, widzieli to wyraznie, proponował
Illonie.
- Wrócił,
- Ale skąd wiesz, że to Murphy? Wszystkie one wyglądają tak
samo.
- To on, na pewno. Patrz. A teraz ona udaje skromnisiÄ™. UprawiajÄ…
tę samą grę erotyczną co my, ludzie. Bo ostatecznie ten śledz w jego
dziobie znaczy dokładnie to samo, co brylantowy pierścionek
ofiarowywany przez chłopca dziewczynie.
- Och, Eli - powiedziała kpiarskim tonem. - Może też znaczyć, że
ona po prostu jest głodna.
Eli zmrużył oczy. Melissa też zmrużyła swoje. Patrzyli pod słońce,
jak oba ptaki, zgodnym rytmem skrzydeł, wzbijają się ku niebu i
odfruwajÄ… w dal ponad wodÄ™.
Na nią też był czas. Robiło się pózno, a czekała ją daleka droga. Eli
wyciągnął rękę na pożegnanie, lecz ona pocałowała go w oba
policzki.
- Do widzenia. Nigdy o tobie nie zapomnę. - Jasne, że nie. Przecież
spotkamy siÄ™ niebawem.
- Obawiam się, że jest to mało prawdopodobne. W jego oczach
pojawił się tajemniczy błysk.
- Zobaczymy siÄ™ jeszcze.
Aby oderwać się od niewesołych myśli, podczas jazdy włączyła
radio, a wybrawszy program informacyjny, słuchała nowin i
nowinek ze świata. Spikerzy mówili o wojnach, tornadach,
podatkach, pięcioraczkach, urodzaju zbóż, upadkach rządów i
zbrodniach. Zwiat okazał się zarazem ciekawy, okrutny i nie do
ogarnięcia. Kiedy ujrzała przedmieścia Albany, miała wrażenie, że
budzi siÄ™ z jakiegoÅ› snu czy transu.
W pewnym momencie skręciła w ulicę, która bynajmniej nie
prowadziła do jej domu. Była tam tylko raz, w dniu, w którym
121
RS
wyjechali do Sandgate, lecz pamiętała drogę i bez trudu odnalazła
kamienicę w zaułku ocienionym wiązami.
Zapukała do drzwi na pierwszym piętrze. Z początku nikt nie
odpowiadał i chciała już odejść. Kiedy zaś Brian otworzył, minęła go,
nie pytając o pozwolenie wejścia.
- Dlaczego? - zapytała.
- Dlaczego? - Szybko ochłonął ze zdumienia. - Forsa, kotku, forsa.
To ona jest motorem naszych działań.
Spojrzała na jego szlachetną, chłopięcą twarz. Nikt by się nie
domyślił, że ten przystojny mężczyzna jest najzwyklejszym
oszustem.
- Tyle kłamstw dla pieniędzy!
- Pieniądze znają też zbrodnie. Ale pozwól, że rozmawiając z tobą
będę się pakował. Jeśli ty mnie odnalazłaś, to murowane, że
niebawem pojawi się tu York lub ktoś opłacony przez niego. Natalie
już się ulotniła.
Melissa przeszła za nim do sypialni, gdzie na łóżku leżały dwie
skórzane walizy, a wszystkie szafy i szuflady były otwarte.
- Dlaczego nie uciekliście razem?
- Mieliśmy, powiedzmy, drobną sprzeczkę. - Włożył do jednej z
waliz starannie złożone koszule. - Czy przyszłaś z czymś
konkretnym?
Tak, przyszła z konkretnym pytaniem, on zaś odpowiedział na nie
wyczerpujÄ…co i szczerze
- Kiedy ten skurwiel, Harold York, zaproponował Natalie wcale
pokazną sumkę za zniknięcie z Sandgate, była w ciąży z jego
synalkiem. Warunki starego były jednoznaczne: będzie płacił na
dziecko do jego pełnoletności, ale Jeremy nie może nigdy dowiedzieć
się o istnieniu potomka. Natalie poroniła w trzecim miesiącu.
Niebawem wyszła za Larry'ego Kerra, faceta miłego, lecz biednego
jak mysz kościelna. Kiedy urodziła się im córka, Nat zrobiła sztuczkę
z datą urodzenia i kazała wierzyć staremu Yorkowi, że Jean jest jego
wnuczką. Nie było to trudne. Stary nie przywiązywał wagi do
szczegółów i z pewnością nie zamierzał nosić w portfelu zdjęcia
122
RS
słodkiego maleństwa.
- Ale czy nie byłoby prościej i zarazem bezpieczniej wziąć do
Sandgate prawdziwÄ… Jean?
Wyjął jedną z szuflad i wyrzucił jej zawartość na łóżko.
- Kiedy dziewczyna dowiedziała się o naszej niewinnej w gruncie
rzeczy intrydze, zareagowała, jakbyśmy co najmniej planowali
obalenie rządu. Spakowała ma-natki i przeniosła się do ojca, rzucając
na odchodnym, że nie chce znać swojej matki.
- Ty nie jesteÅ› bratem Natalie, prawda?
- Zaiste, nie. Spotkaliśmy się niedługo po tym, jak Nat i Larry
zdecydowali się rozstać: Prawdziwy brat żyje gdzieś w Kalifornii.
Mówią, że jestem do niego podobny.
- I oczywiście nie poczuwasz się do winy za tę całą maskaradę,
która mogła doprowadzić do autentycznej tragedii?
- Mam żałować Yorków? Dlaczego nie mieliby podzielić się ze mną
swoimi pieniędzmi? Wznieśli się przecież na szczyt bogactwa po
barkach zwykłych ludzi, takich jak ty lub ja.
Było jasne, że Brian, czy kimkolwiek był ten człowiek, nigdy nie
pojmie, iż czynił zle i niegodnie. Wszelka dalsza rozmowa z nim nie
miała już sensu.
Melissa skierowała się ku drzwiom, lecz zabiegł jej drogę. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •