[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dotrzeć do obozu dla uchodzców. - Nie mogła jednak zostać tam długo. Miejsce
było zbyt dobrze znane. Może ojciec będzie jej tam szukał, wypytywał o kobietę
mówiącą z australijskim akcentem, dlatego Hana zwykle ukrywała się pod burką i
R
L
T
mówiła w dialekcie maghrebskim. - Dowiemy się, w której wiosce przyda się pielęgniar-
pielęgniarka, i ruszymy w dalszą drogę.
- Ze cztery kilometry stąd unosi się w powietrzu chmura pyłu - rzekł Alim, patrząc
na południe.
- Trzeba szybko zatrzeć nasze ślady - oznajmiła Hana. Wyjęła z plecaka
prześcieradło, podarła je na cztery części, dwa kawałki przywiązała wokół kostek Alima,
dwa wokół swoich. - To nam musi wystarczyć. Na szczęście ziemia jest tak sucha, że
niewiele siÄ™ w niej odciska.
- Mamy biec czy przeskakiwać z kamienia na kamień?
Uśmiechnęła się.
- Przeskakiwać. Zasłużyłeś na swoje imię, Alim.
- Miewam przebłyski mądrości, tak jak ty chwile szczęścia. - Mrugnął do niej
porozumiewawczo.
Nie mogła oderwać spojrzenia od jego warg.
- Chodzmy, Sahar Thurayya. Nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić. - Na moment
zamilkł. - Może tym razem ja pójdę przodem? Będę sprawdzał stabilność kamieni...
Skinęła głową. Alim pochylił się, podniósł z ziemi opakowanie po batonie, zamiótł
ręką ziemię, tak by nie było widać wgłębienia po ich ciałach, po czym chwycił plecak.
Hana przeskakiwała z kamienia na kamień niczym kozica górska. W głowie i w
sercu miała zamęt. Znała Alima dopiero od dwóch dni, lecz pragnęła go jak jeszcze
nigdy nikogo. Podobało jej się, gdy zaproponował, że pójdzie przodem i czekał na jej
zgodę. Stanowił fascynujący przykład człowieka, który jest konserwatywny, a zarazem
nowoczesny; który jest Arabem, a zarazem światowcem. Pociągał ją jego uśmiech, dob-
roć i poczucie humoru, ale... Ale nie mogła robić sobie nadziei, marzyć o wspólnej
przyszłości.
Była uwięziona - przez tradycję, przez dumę swojego ojca, przez Mukhtara. Sama
nie składała żadnej przysięgi, ale złożył ją w imieniu córki ojciec, który również podpisał
za nią akt małżeństwa. Nienawidziła mężczyzny, którego ojciec wybrał jej na męża, lecz
miała związane ręce. Już Mukhtar się o to postarał.
R
L
T
ROZDZIAA CZWARTY
Przez dwie godziny na zmianę biegli i skakali po kamieniach. W końcu Alim,
któremu ból zaczął rozsadzać czaszkę, zatrzymał się. Stanął tak nagle, że Hana wpadłaby
na niego, gdyby nie miała świetnego refleksu. Lub gdyby bacznie go nie obserwowała.
- Dać tabletkę? - spytała z zatroskaniem.
Alim słaniał się na nogach, usta miał wyschnięte na wiór, z trudem wciągał
powietrze.
- Tak - odparł ochrypłym głosem. - Poproszę...
Podała mu proszek przeciwbólowy i wodę.
- Wypij do dna, Alim. JesteÅ› odwodniony. Mamy jeszcze cztery manierki, a jest
szansa, że jutro przed północą dotrzemy do niedużego wodopoju.
Dobrze znała tę suchą jałową ziemię. Miała szczegółowo opracowany plan
ucieczki. Wiele to o niej mówiło, więcej, niżby sama chciała zdradzić. W dodatku
ponownie użyła jego imienia. Alim uśmiechnął się zadowolony. Najwyrazniej czuła się
coraz pewniej w jego towarzystwie. I choć wydawało się to nieprawdopodobne, widział
w jej oczach błysk zainteresowania.
Na dnie manierki zostawił kilka łyków.
- Też się napij, bo co będzie, jak ciebie również dopadnie ból głowy? - spytał
dramatycznym tonem.
Z trudem zachowując powagę, Hana zgięła się wpół.
- Będzie katastrofa, mój panie. - Wzięła od niego manierkę i podała mu małą
ciemną buteleczkę. - Wetrzyj w czoło kilka kropli. Zadziała szybciej od tabletki.
- Lawenda z miętą?
- Tak. I nie służy do pozbycia się brzydkich zapachów, lecz do złagodzenia bólu.
Wetrzyj kropelkę tu - wskazała na skroń - i tu. - Przyłożyła palec do szyi Alima, tuż przy
obojczyku.
Odczekała chwilę, po czym podniosła manierkę do ust. Piła łapczywie; musiała
być równie spragniona, jak on. A nawet bardziej, bo przez całą drogę kazała jemu
uzupełniać płyny, a o sobie w ogóle nie myślała.
R
L
T
- Lubisz troszczyć się o innych - zauważył, gdy chowała rzeczy do plecaka. - I nad
wszystkim mieć pieczę.
- Owszem - przyznała. Na tle brudnej twarzy jej zęby olśniewały bielą. - Dlatego
zostałam pielęgniarką. I dlatego, że ojciec nigdy by się nie zgodził, abym przed ślubem
kształciła się w innym kierunku.
- Tęsknisz za rodziną? - spytał, mimo że obiecał sobie nie wściubiać nosa w jej
sprawy.
- A ty?
Przez chwilę milczał, uznał jednak, że podejmie wyzwanie.
- Wiesz, kim jestem, prawda? I dlaczego siÄ™ ukrywam?
Bo tu, odpowiedział sam sobie, nikomu nie przyjdzie do głowy mnie szukać. Po
raz pierwszy w życiu nie był szejkiem rajdowcem, drugim dziedzicem, następcą Fadiego.
W Afryce zarówno pracownicy organizacji charytatywnych, jak i wieśniacy,
potrzebowali jego pomocy.
- Nietrudno się domyślić. O twoim tajemniczym zniknięciu pisały gazety na całym
świecie. Masz znaną twarz...
Zacisnął zęby. Za dużo wie o nim, a on o niej nic.
- Zwłaszcza w Abbas...
- Przestań. - Zbladła.
- Czyli też pochodzisz z Abbas al-Din? Ciekawe, przed kim uciekasz: przed ojcem
czy mężem, którego twierdzisz, że nie masz?
- Nie, proszę... - Zamilkła.
- W porządku. - Alim westchnął. - Od początku wiedziałaś, kim jestem? Dlatego
uratowałaś mi życie?
- W ciężarówce nie wiedziałam. Kiedy zakładałam ci szwy, też nie. Prawdę
poznałam tuż przed przybyciem bandy Sh'ellaha. Dlatego zakryłam ci twarz; inaczej by
cię zabrali. Jeśli zaś pytasz, dlaczego opuściłam z tobą wioskę... cóż, nie miałam wyboru.
Zresztą każdemu bym pomogła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •