[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obserwował twarz Meredith. Stała się pełniejsza, a jej rysy bardziej zmysłowe.
Odkąd znalazła w jego domu, wycieńczenie widoczne w zapadłych policzkach i
czarne cienie pod oczyma powoli zaczęły znikać. Teraz jednak zaszła w niej
jakaś inna zmiana.
- Zrobiłaś coś z włosami - zauważył.
- Podcięłam je. - Odruchowo uniosła dłoń, by dotknąć nowej fryzury.
- Bardzo ci ładnie.
- Dziękuję.
Była również inaczej ubrana: w żółtą, plisowaną spódniczkę i luzną,
bladoniebieską bluzkę, podkreślającą ciepły koloryt jej skóry.
- Co z kolacją?
- W zasadzie nie planowałam niczego - zawahała się, zaskoczona jego
pytaniem.
- Słusznie, przecież dzisiaj masz wolne. Chodzmy na miasto.
- Ale Stacy...
- Wezmiemy ją ze sobą. Ludzie biorą dzieci do restauracji.
- Jednak nie powinniśmy...
- Założę się, że zabiorę cię na coś, czego jeszcze nigdy nie jadłaś.
- Wątpię.
RS
- W porządku. Pójdziemy na kolację i jeśli jeszcze nigdy przedtem nie
próbowałaś tego, co dla ciebie zamówię, ja płacę. A jeśli już to jadłaś, odpiszę
cenę posiłku z twojej następnej wypłaty.
- Zgoda, pod warunkiem, że nie chodzi o mózg małpy albo kozie oczy.
- Nie martw się - roześmiał się Kyle. - Jako przeciętny zjadacz mięsa i
ziemniaków nie narażałbym cię na coś aż tak egzotycznego.
Drewniana konstrukcja  Barnacle Pete's" przypominała łódz rybacką.
- Próbowałam już spaghetti z kałamarnicą - rzekła Meredith, kiedy
wchodzili na pomost. - Nawet wiem, jak je przyrządzić.
- To na pewno obrzydlistwo.
- Podobnie jak grzyby - odparła Meredith. - Jadłam też żabie udka.
- Jeden-zero dla ciebie.
Zasiedli przy stoliku i zaczęli studiować kartę.
- Aligator? Smażony ogon aligatora?
- Specjalność lokalu - wyjaśnił Kyle. - Jak rozumiem, jeszcze tego nie
próbowałaś?
- Nie, ale słyszałam, że to dobre. Podobno przypomina w smaku kurczaka.
Smażony ogon aligatora istotnie przypominał zarówno wyglądem, jak i
smakiem krojonego w paski kurczaka. Oboje skupili się na jedzeniu, gdy Stacy
zaczęła grymasić. Meredith i Kyle starali się ją uspokoić. Niestety
bezskutecznie.
- Wezmę ją na ręce - powiedziała Meredith, odpinając szelki nosidełka.
- Przecież jesz.
- Podobnie jak inni goście. I nie powinni słuchać płaczu czyjegoś dziecka.
Kyle nie oponował dłużej. Zauważył już krytyczne spojrzenia skierowane
w ich stronę.
- Nie wiem, jak długo jeszcze możemy ją zwodzić. W zasadzie nie
powinna jeść jeszcze przez godzinę, ale jest głodna.
- Skąd wiesz?
RS
- Ssie piąstkę.
Kyle spojrzał na Stacy i uśmiechnął się. Rzeczywiście ssała piąstkę.
- Hej, dziecinko, nic stamtąd nie popłynie.
Meredith uśmiechnęła się, słysząc Kyle'a. Bez wątpienia przebył długą
drogę, od czasu kiedy samo dotknięcie Stacy napawało go przerażeniem.
Minutę pózniej Stacy wykrzywiła buzię i przerazliwie wrzasnęła. Kilku
gości odwróciło się i spojrzało na nich. Wzrok jednego z mężczyzn wyrażał taką
dezaprobatą, że Kyle zesztywniał.
Meredith odłożyła serwetkę na stół i wstała.
- Wezmę ją do łazienki i nakarmię.
- Nie skończyłaś jeszcze jeść.
- Nic nie szkodzi. - Uśmiechnęła się. - Zauważyłam w karcie ciasto
cytrynowe.
Wprawdzie w łazience nie było krzesła, ale za to dość miejsca, by
Meredith mogła nakarmić córeczkę. Najedzona Stacy siedziała w nosidełku,
rozglądając się ciekawie po sali.
- Cóż za metamorfoza! Wiesz, myślę, że to zapach jedzenia sprawił, że
wcześniej zgłodniała. Nawet jeśli jeszcze nie je normalnych potraw, ich aromat
musiał pobudzić jej apetyt.
Kyle wsunął palec w piąstkę Stacy i potrząsnął nią delikatnie.
- Mamy ochotę na ogon aligatora, co? Wyrośnie z ciebie prawdziwa
dziewczyna z Florydy. A jak tam ciasto? - spytał, patrząc na Meredith.
- Niezłe, ale użyli soku z koncentratu.
- Widzę, że jesteśmy wybredni - droczył się Kyle.
- Poczekaj, aż spróbujesz mojego ciasta cytrynowego. Ja używam
świeżych limonek.
Przed domem Meredith trzymała w ramionach Stacy, podczas gdy Kyle
przekładał nosidełko do jej samochodu. Kiedy tak stała, czekając, Champ
podszedł i miaucząc otarł się o jej nogi. Przykucnęła, by go pogłaskać. Przez
RS
chwilę przyjmował pieszczoty, po czym skoncentrował uwagę na papierowej
torbie z pieczonym mięsem aligatora.
- Znowu głaszczesz tego parszywego włóczęgę? - kpiąco zaśmiał się
Kyle.
- Ty też mógłbyś go pogłaskać. Jest bardzo przyjacielski.
Kyle przykucnął obok i póty trzymał dłoń nad łebkiem hampa, aż ten
zainteresował się nią wreszcie i obwąchał, jednakże szybko skierował uwagę z
powrotem ku torbie.
- Lubię koty, które mają jasno określoną hierarchię wartości - roześmiała
się Meredith. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl