[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na obiad?
- Ależ nie - żachnęła się i prawie roześmiała. - Nie ma
nikogo. Nie mam już nikogo na świecie, z wyjątkiem mojego
brata i jego rodziny, ale oni żyją swoim życiem i nie mają
czasu, żeby o mnie myśleć... Może niepotrzebnie opowiadam
ci to wszystko, ale chciałam, żebyś zrozumiał.
- Zatem - Lyman uśmiechnął się radośnie - zanim opowiesz
coś więcej, koniecznie musimy coś zjeść, a skoro nie masz
nikogo, to jestem pewien, że to, co masz do powiedzenia, nie
będzie stanowiło przeszkody przed naszym wspólnym
obiadem. Ale najpierw wydostańmy się z tego tłumu.
Poprowadził ją pewnie przez strumień ludzi spieszących
w różnych kierunkach, wracających do domu albo właśnie
gdzieś wychodzących. Był jak tarcza ochraniająca małą, nie-
pewnÄ… dziewczynkÄ™ przed przechodniami napierajÄ…cymi ze
wszystkich stron. Dotarli wreszcie do celu i weszli do wielkiej,
urzÄ…dzonej z przepychem sali. Pod Å›cianami staÅ‚y rzÄ™dem pal­
my. Na nakrytych biaÅ‚ymi obrusami stolikach bÅ‚yszczaÅ‚y sreb­
ro, kryształy i porcelana, oświetlone dodatkowo delikatnym
światłem świeczek. Przy stolikach siedzieli dystyngowani
goście i rozmawiali ściszonymi głosami, a w tle słychać było
subtelnÄ… muzykÄ™, rozchodzÄ…cÄ… siÄ™ po sali jak najlepsze perfu­
my. Usiedli przy stoliku w kącie, skąd, sami zasłonięci przez
palmę, mogli dosyć dobrze widzieć c a ł ą salę. Marion poczuła
się, jakby przeniesiono ją do świata z bajki, do miejsca, gdzie
nie miała prawa przebywać, a skąd nie mogła jednak odejść.
Zachwyt i strapienie pojawiały się kolejno na jej twarzy, która
przez tÄ™ mieszankÄ™ nastrojów zdawaÅ‚a siÄ™ być jeszcze piÄ™kniej­
sza. Lyman przypatrywał się jej z zachwytem.
- Ciekawe, co lubisz - uśmiechnął się. - Zamówię coś dla
ciebie i zobaczymy, czy trafiÄ™.
- Lubię wszystko - zmieszała się. Jak miała mu powiedzieć,
że gdy cokolwiek zamawiała, to najpierw patrzyła na. prawą
kolumnę karty, żeby zobaczyć, co jest najtańsze?
Lyman wziÄ…Å‚ kartÄ™ i w sposób, który zdradzaÅ‚, że znaÅ‚ wszys­
tkie, potrawy, szybko złożył kelnerowi zamówienie. Gdy ten
zniknął, żeby je wypełnić, powiedział:
- A teraz, jeśli chcesz, możesz mi wszystko opowiedzieć.
O czym powinienem wiedzieć? - spojrzał na n i ą uważnie i jej
policzki pokryły się rumieńcem, który dorównywał prawie
szkarłatowi róż przypiętych do bluzki.
- Myślę, że powinieneś wiedzieć, iż jestem bardzo biedna
i sama muszę się utrzymywać... - przerwała, szukając słów.
- Domyśliłem się tego - powiedział. - Myślałaś, że jestem
taki próżny i uznaję tylko towarzystwo bogaczy?
- Ależ nie! - stropiła się. - Nie rozumiesz. Jestem nie tylko
biedna, ale także niewyksztaÅ‚cona. Nie miaÅ‚am takich możli­
woÅ›ci. Nie studiowaÅ‚am. Wszystkie inne dziewczyny skoÅ„­
czyły studia.
Roześmiał się.
- Ja też skończyłem i nie jestem pewien, że tak wiele się tam
nauczyłem. Tak naprawdę to straciłem wiele czasu, a najwięcej
124
nauczyłem się podczas moich podróży. Może nie do końca
wiedziałem, czego chciałem się nauczyć. A jeśli chodzi o te
inne dziewczÄ™ta, wÄ…tpiÄ™, czy Isabel Cresson staÅ‚a siÄ™ mÄ…drzej­
sza po swoich studiach. SÅ‚yszaÅ‚em, jak mówiÅ‚a do swojej przy­
jaciółki, że studiowaÅ‚a tylko po to, żeby poznać ludzi z towa­
rzystwa. Nie sądzę, by mogła dzisiaj przeżywać muzykę tak
jak ty.
Jest bardzo uprzejmy - pomyślała Marion - ale nie wie
jeszcze wszystkiego. Jak mu to prosto wytłumaczyć?
- DziÄ™kujÄ™ - powiedziaÅ‚a cicho - ale jest coÅ›, co ona posia­
da, a czego ja nie mam. W oczach wielu ludzi to na pewno duży
brak. Ona pochodzi ze starej, dobrej rodziny, ma za sobÄ… kul­
turę i wyrobienie. Dużo przebywała z ludzmi. Wie, jak się
poruszać, jak mówić, jak się zachowywać. A mój ojciec był
zwykłym mechanikiem. Pracował w fabryce lokomotyw Hou-
ghtona. Kiedy żyÅ‚, powodziÅ‚o nam siÄ™ caÅ‚kiem dobrze, ponie­
waż miaÅ‚ godziwÄ… pensjÄ™. ChciaÅ‚ zapewnić mi dobre wy­
kształcenie. Chciał tego ponad wszystko, ale jego pragnienia
nie spełniły się przed śmiercią. Był tylko mechanikiem, ale był
dobrym człowiekiem i kochanym ojcem...
- Wiem - odrzekł Lyman takim samym tonem. - Uległ
wypadkowi, dlatego że chciał pomóc koledze. Rozmawiałem
z jego kierownikiem i opowiedział mi całą historię. Powiedział,
że kiedy go znalezli rannego i wiezli do szpitala, cała fabryka
płakała. Jeszcze przez kilka dni robotnicy mówili mu, jak wiele
i jak chętnie pan Warren im pomagał. Jeden opowiedział, że
kiedyś, gdy szedł się napić, twój ojciec poszedł z nim do baru,
pilnował, żeby nie pił za dużo, i odprowadził go potem do
domu. Inni opowiadali, jak zostawał za nich po godzinach,
kiedy ich żony czy dzieci chorowały i musieli wracać
wcześniej. Jeden powiedział nawet, że przez kilka tygodni, gdy
był po operacji i mógł pracować tylko na pół etatu, pan Warren
dzielił się z nim swoją pensją. Mylisz się, Marion, twój ojciec
był prawdziwym dżentelmenem, a jeśli można jakąś rodzinę
nazwać królewską, to wasza była taką na pewno.
125
14.
Teraz już, pomimo wszystkich swoich wysiłków, Marion
nie potrafiła powstrzymać łez. Były to jednak łzy szczęścia
i towarzyszył im szeroki uśmiech na twarzy.
- Och, Jeff - powiedziała. - Tak pięknie mówisz o moim
ojcu! Wiedziałam, że był taki, wiedziałam o tym wszystkim,
ale nie wiedziałam, że będziesz umiał to docenić...
- Myślałaś, że jestem bogatym snobem - uśmiechnął się.
- Ależ nie! - przestraszyła się. - Nie, nigdy tak nie
myślałam, naprawdę!
- Owszem, myÅ›laÅ‚aÅ›. Nie musisz zaprzeczać. MyÅ›laÅ‚aÅ›, po­
nieważ cieszyłem się tymi luksusami, których ty nie posiadałaś
i dlatego sądziłaś, że będę je stawiał wyżej niż cokolwiek
innego i pogardzę tobą, kiedy zobaczę, że ty tego nie posiadasz.
Tak uważałaś, prawda?
- Nie, to nie tak - zmieszała się. - Po prostu sądziłam, że
o tym nie wiesz i gdy się dowiesz, pomyślisz sobie, że nie
byłam uczciwa wobec ciebie i udawałam kogoś innego. Isa-
bel Cresson i inne dziewczyny wiedzÄ…, kim naprawdÄ™ jestem.
Na pewno uważały to za dziwaczne, że podczas gdy one są
w pobliżu, ty siedzisz i rozmawiasz z kimÅ› tak maÅ‚o waż­
nym jak ja. WidziaÅ‚am, że jesteÅ› wystarczajÄ…co dobrze wy­
chowany, abyÅ› byÅ‚ dla mnie miÅ‚y, ale wydawaÅ‚o mi siÄ™ ma­
ło prawdopodobne, że kiedykolwiek zaprzyjaznisz się ze mną.
Wiedziałam i czułam, że muszę ci wszystko wyjaśnić. Przez
cały tydzień wyrzucałam sobie, że nie zrobiłam tego zeszłej
soboty, ale chciałam iść dzisiaj... ten jeden raz, zanim...
zanim... - umilkÅ‚a zawstydzona, nie wiedzÄ…c, jak to po­
wiedzieć.
- Zanim co? - spytał z łagodnym spojrzeniem.
- Zanim to się skończy - wyrecytowała jednym tchem,
z pasowymi policzkami.
- Zatem myślałaś, że zerwę znajomość z tobą, jak tylko się
dowiem?
- Przypuszczałam... że to będzie... koniec - odpowiedziała
niepewnie.
- Powiedz mi prawdę, ale patrz mi prosto w oczy - nachylił
się do niej. - Czy naprawdę myślisz, że porzuciłbym cię, jak
tylko bym się dowiedział? Spójrz na mnie. Nie możesz siebie
okłamywać, gdy będziesz mi patrzyła w oczy.
Uniosła oczy, którym zakłopotanie dodało jeszcze piękna,
i zamrugała pod jego nieugiętym spojrzeniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •