[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego dłoń.
Natychmiast zdjął jedną rękę z kierownicy i mocno ścisnął
wyciągniętą dłoń Zuzanny. Jego palce były ciepłe i delikatne.
Spojrzał na nią i zapytał.
- Dobrze siÄ™ czujesz, chere?
Pod maską spokoju starała się ukryć przeżyty szok,
rozkojarzony umysł i paniczny skrach.
- Tak. Wszystko w porzÄ…dku. A ty?
- W porzÄ…dku.
Uśmiechnęła się do niego, a on odwzajemnił uśmiech,
którym okazywał jej chęć opieki, pomocy i jeszcze czegoś, czego
nie potrafiła bliżej określić.
Uśmiechnął się do niej jeszcze raz, a potem znów skierował
uwagÄ™ na drogÄ™.
Nagle Zuzanna pomyślała o Letycji. Odwróciła się więc
szybko, całkowicie przestraszona.
- Babciu!
- Wreszcie ktoś sobie o mnie przypomniał! - zawołała Letycja.
Zdążyła już usiąść wygodnie i właśnie przygładzała rozrzucone
125
RS
włosy. - Czuję się świetnie, chociaż ten facet odebrał mi co
najmniej dziesięć lat życia.
Zuzanna odetchnęła z ulgą.
- Powinienem to przewidzieć - mruknął Remy
- Kiedy wpadł na nasz ślad? Jak ci się wydaje? - zapytała
Zuzanna.
- Myślę, że kręcił się przy nas od samego początku. Na
pewno obserwował autostradę. Prowadził samochód z
niedozwoloną prędkością, a my nawet tego nie zauważyliśmy.
Poczuła ostry ból w okolicy żołądka.
- A inni?
- Trafne pytanie. Sam jestem ciekaw...
- Nie zatrzymamy kierowcy? Nie doprowadzimy go do
aresztu? - zapytała Letycja.
- Nie - zawołali równocześnie.
- Jeśli go zatrzymamy - powiedział Remy - stracimy
dodatkowo mnóstwo czasu na zwyczajową policyjną procedurę.
Ross będzie nas miał. Inni też zjadą się, żeby mu pomóc. A
propos innych, to ten atakujący nas facet nie wyglądał wcale na
zranionego. Zresztą, wracając do tematu, nie jesteśmy
przygotowani na przewóz więzniów tym samochodem i w ogóle. A
poza tym zapewniam cię, Letycjo, że nie jest to wcale miłe
zajęcie.
- Broni też nie masz przy sobie, a więc co dalej proponujesz?
Zuzanna spostrzegła błyszczący z dala znak granicznego
przejścia międzystanowego.
- Przybieramy teatralne miny i przejeżdżamy - powiedziała,
wyjmując dłoń z jego ręki.
- Dokładnie tak - przytaknął jej Remy.
Skręcił właśnie w kierunku przejścia. Zobaczyli migoczące w
dali światła rampy.
Zuzanna spojrzała na swoje palce, które Remy przez cały
czas trzymał w dłoni. Nie drżały z wrażenia... ani z miłości.
- Gdzie jesteśmy? - zapytał.
126
RS
- Boonsboro - odpowiedziała Zuzanna, studiując badawczo
mapę leżącą na jej kolanach.
- A dokładniej, gdzie to jest?
- Zachodni Maryland. Mieścina wydaje się być obskurna i
antypatyczna.
- Określenia dobre także dla mnie - powiedziała Letycja i
wzruszyła ramionami. - Ja też mam prawo taka być. Jestem już
stara. CzujÄ™ siÄ™ zagubiona i spisana na straty.
Remy zaklął w duchu. Był za bardzo zmęczony, żeby ją
pocieszać. Wszyscy troje potrzebowali odpoczynku, ale właśnie
teraz był on niemożliwy.
Przez ponad połowę nocy pokonali dzikie tereny zachodniej
części stanu Maryland, trzymając się przez cały czas kierunku
południowo-wschodniego. Dwupasmowe drogi i tylko małe
miasta na trasie ułatwiały im dokładne obserwowanie ruchu.
Zaczynało świtać. Nikt za nimi nie jechał. Remy był tego
pewny.
Pomyślał jednak, że skoro raz już ich odnalazł - może to
zrobić ponownie. Z taką ewentualnością też muszą się liczyć.
Obie kobiety zaczynały właśnie poważną wymianę zdań.
- Zgubiliśmy się trochę, moje panie - powiedział Remy,
próbując w ten sposób załagodzić powstały konflikt.
- Wcale nie - powiedziała dobitnie Zuzanna. - Jesteśmy w
Boonsboro.
- Zagubieni w Boonsboro - dodała teatralnym głosem
Letycja.
- Ale to jest Boonsboro - znów powiedziała Zuzanna, mocniej
akcentując nazwę miejscowości.
- Najpierw musimy zmienić samochód. Potem odpoczniemy -
powiedział Remy.
Po chwili już parkował w dole ulicy. Odwrócił się do Letycji i
powiedział:
- Wiesz, co masz robić, prawda?
Zdegustowana podniosła do góry brwi.
127
RS
- Mam się zająć wynajęciem samochodu - prawie jęknęła.
Zuzanna spojrzała na Remy'ego, a potem ujęła babkę za
rękę.
- Nie martw się. Wszystko będzie w porządku  pocieszyła
jÄ….
Letycja pocałowała wnuczkę w policzek, wysiadła z auta i
pomaszerowała w górę ulicy.
Remy nie odezwał się do Zuzanny, zanim babka nie
uniknęła za rogiem.
- Wolałbym, żeby jedno z nas tam poszło - powiedział.
- Byłoby to zbyt ryzykowne. Przecież dobrze o tym wiesz.
Wydaje mi się, że teraz przypuszczą na nas atak i będą chcieli za
wszelką cenę odszukać nasz samochód. Czy dlatego zmieniamy
auto?
Wzruszył ramionami, podziwiając w duchu logikę jej
rozumowania.
- Myślę, że ten atak zaczął się już, kiedy wróciliśmy po
Letycję. Tylko w Gettysburgu byliśmy przez jakiś czas bez
samochodu i dlatego tam stracili nas na chwilÄ™ z oczu. Wydaje
mi się jednak, że dopiero nasze zniknięcie ostatniej nocy
przestraszyło ich naprawdę. Kiedy znów się pojawiliśmy,
pozwolili nam zabrać twoją babcię. Ross zastanawia się
zapewne, z kim jeszcze mogliśmy rozmawiać w tym czasie.
- A więc zostawili nas daleko w tyle i obserwowali tylko,
dokąd jedziemy. Zaatakowali dopiero, gdy skręciliśmy znów na
południe.
Wzruszył ramionami.
- Wydaje mi się, że ciągle jeszcze mogą jechać naszym
śladem, nawet w tych górach. Nie mam czasu, żeby szukać
nadajnika. Wątpię zresztą, żebym go znalazł w pobliżu. Kiedy już
zmienimy samochód, zatrzymamy się w czasie jazdy na poboczu.
Jeśli ktoś będzie za nami jechał, pomyśli, że robimy postój na
lunch.
Zuzanna popatrzyła na niego z nadzieją.
128
RS
- Może jednak mimo wszystko uda nam się dotrzeć do
Caspera.
- No to nie zapomnijmy się jeszcze pomodlić - dodał Remy -
żeby okazał się właściwym człowiekiem.
Spojrzał na nią ukradkiem. Wyglądało na to, że złość ją
opuściła. Wyciągnął więc rękę i dotknął dłonią jej policzka. W
duchu obawiał się reakcji Zuzanny.
- Remy - szepnęła.
W chwili, gdy usłyszał swoje imię, wiedział już, że jest
zgubiony. Przyciągnął ją do siebie. Była w jego ramionach...
prawdziwa i uległa.
Ich wargi złączyły się w pocałunku, z którego emanowała
siła, obawa i miłość. Przywarła ustami do jego ust. Gwałtownie
rosło w niej pożądanie. Ich języki dotykały się i wyginały w
radosnym tańcu. Czuli, że potrzebują siebie.
Wsunął ręce pod jej żakiet, jakby chciał się upewnić, że ona
jest z nim naprawdę. Tak bardzo pragnął być z nią sam na sam i
kochać się... nie uciekać. Wiedział, że nie może znów jej stracić.
- Kiedy ten samochód... - zaczęła, ale jej głos załamał się.
Po chwili jednak dokończyła: - Remy, wtedy zdałam sobie
sprawę, jaka jestem głupia.
- Wiem, wiem - mruknął, całując jej policzki i czoło.
Zaczęła się śmiać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •