[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrócisz.
Troy wolno skinął głową.
- Wiem o tym, ale przecież nie cofam się do średniowiecza. To też będą Stany
Zjednoczone, tyle że kilka lat wcześniej. Bez wątpienia będzie to nowe, niezwykle przeżycie.
Ponadto prawda jest taka, że nic mnie tutaj nie trzyma, niczego więc nie będzie mi brakowało.
Może jestem trochę szurnięty, może przygnębiony, ale nic nie jest już takie samo, odkąd
zmarła moja żona. Minęły właśnie dwa lata od jej śmierci. Chorowała przez długi czas.
Bardzo cierpiała... Zmieniłem się po jej śmierci. Był okres, że chciałem porzucić armię,
myślałem już, że jestem psychopatą ale pomogła mi praca. Dalej mi pomaga. Kiedy jestem
zmęczony i znika depresja, mogę zasnąć. Zdarzały mi się myśli samobójcze, ale chyba nie
należę do tego gatunku. Przepraszam. Nie wiem dlaczego mówię wam to wszystko.
- Dlatego, że jesteśmy twoimi przyjaciółmi - powiedziała Roxanne.
- Tak, chyba właśnie dlatego. Trudno o przyjazń w wojsku, zwłaszcza w moim
zawodzie. Kiedy byłem z Lily, myślę, że nie potrzebowałem innych przyjaciół. Teraz nie
mam rodziny. Mogę iść za pułkownikiem. - Mówił ze spuszczoną głową, wpatrując się w
swoje złożone dłonie. Pózniej podniósł wzrok i uśmiechnął się. - Wiem, że to nie błahostka,
ale zamierzam to zrobić.
- Nie możesz! - wybuchnął Kleiman. - Zobacz, co zostawiasz! Technika, postępy, ten
eksperyment...
- Bob, to wszystko nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Nie ma znaczenia, czy to, co
robię, będę robił w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym ósmym, czy w tysiąc osiemset
pięćdziesiątym ósmym. Naprawdę chcę dostać tego skurwysyna. Pomożecie mi?
- Nie. To samobójstwo, a ja nie chcę ci w nim pomagać. - Złość Kleimana powoli
malała pod spokojnym wzrokiem Troya. - Dobrze, niech tak będzie, ale wciąż mi się to nie
podoba. - Uśmiechnął się i nagle klasnął w dłonie. - Boże, co to będzie za eksperyment! Ilu
rzeczy będziemy się mogli dowiedzieć! Zrobię to, ale i ty musisz mi pomóc. Musimy się
zastanowić, w jaki sposób możesz nam przesłać wiadomość. Co o tym sądzisz, Roxanne?
- Uważam, że powinniśmy pomóc Troyowi, jeśli czuje, że właśnie tak powinien
postąpić. Powinniśmy to dla niego zrobić choćby z wdzięczności za to, że zmusił nas do
odkrycia prawdziwych możliwości naszej maszyny. Ale czy nie powinieneś porozumieć się w
tej sprawie ze swoimi zwierzchnikami?
- Nie. Pomyśleliby, że jestem szalony. Przynajmniej ci z armii. Myślę, że powiem
tylko admirałowi Golonne, dla którego w tej chwili pracuję. Czuję, że mnie zrozumie. Jest
jeszcze jedna rzecz, o którą muszę was poprosić. Czy musicie sporządzać z tego raport? Czy
zatajenie tego nie przysporzy wam kłopotów?
- Nie - powiedziała Roxanne. - Jestem odpowiedzialna za dokumentację, ale nie
załączam do akt raportu z każdego eksperymentu. Zrobimy to, o co prosisz, nie martw się o
nas; chociaż cały czas mam nadzieję, że zmienisz zdanie.
- Dziękuję za troskę, ale wciąż czuję, że muszę to zrobić.
Teraz, kiedy decyzja została już podjęta, Troy chciał być sam, żeby wszystko
spokojnie przemyśleć. Nie zastanawiał się jednak zbyt długo. Wszystko było oczywiste.
Pożegnał się więc i opuścił laboratorium. Zanim wrócił do domu, pojechał na Massachusetts
Avenue. Chciał zabrać ze sobą kartotekę McCullocha. Portier z nocnej zmiany wpuścił go do
środka. Troy włożył wszystkie papiery do koperty i już miał wychodzić, kiedy w drzwiach
pojawił się admirał.
- Miałeś całą dobę, by przejrzeć te dokumenty. Czy doszedłeś do czegoś?
- Tak, panie admirale. Te akta doprowadziły mnie do pewnych wniosków, ale nie
jestem pewien, czy zgodzi siÄ™ pan z mojÄ… koncepcjÄ….
- Zgodzę się, jeśli oparta jest na przekonaniu, że pułkownik odbył podróż do
przeszłości, by zmienić wynik wojny secesyjnej. Nie gap się tak na mnie, człowieku. Usiądz.
Ja usiądę tutaj, zapalę fajkę, a ty dokładnie mi opowiesz, jak doszedłeś do tego wniosku...
- Ale panie admirale, pan...
- Jesteś zaskoczony? Dlaczego? Czytałem te same raporty, które ty masz. Mam
przecież własne kopie. Staram się być dobrze zorientowany w tym wszystkim, co się tutaj
dzieje, zwłaszcza jeśli chodzi o to egzotyczne dochodzenie. Na początku nie mogłem
uwierzyć, że ten pułkownik wpadł na coś takiego. Pózniej stało się to oczywiste. Jego
obsesyjne uprzedzenie do czarnego koloru skóry i jego chęć awansu społecznego połączyły
się z miłością do starego, nieistniejącego Południa. Nie zaznał spokoju od chwili, kiedy
dowiedział się o badaniach prowadzonych w laboratorium. W realizacji planu pomógł mu
fakt, że jest szalony, chociaż wcielał go w życie w jak najbardziej logiczny sposób. Kupował
złoto, gdyż w każdej epoce było ono środkiem płatniczym o dużej sile nabywczej. Ponadto
złoto nie stwarza problemów przy przemieszczeniu się w inny czas. Sten był dla mnie
kluczem do całej zagadki. Prosta, śmiercionośna broń, którą może wyprodukować każdy, kto [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •