[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ostatecznie nic nie mógł w tej chwili zrobić. Wyszedł i natknął się na profesora
Hewetta, dłubiącego właśnie we wnętrznościach Vremiatronu.
- Niech pan tego nie rozłącza. Chciałbym, żeby platforma na wszelki
wypadek była do użytku dwadzieścia cztery godziny na dobę.
- Poprawiam tylko przewody. Znaczna część obwodów nie była dokładnie
przetestowana, wie pan, ten pośpiech. Obawiam się, że po pewnym czasie
mogą nie być w pełni sprawne.
- Ile trwała ostatnia podróż? To znaczy, która godzina była tam, kiedy pan
wracał. Hewett popatrzył na tarcze zegarka.
- Z dokładnością do kilku mikrosekund... teraz jest tam godzina 14, 35 minut
i 52 sekundy.... - To znaczy jest po pół do trzeciej po południu! Jak to się stało,
że minęło tyle czasu?
- To nie moja wina, zapewniam pana. Czekałem z platformą na powrót
ciężarówki - i zjadłem wyjątkowo parszywy lunch z automatu. Jak rozumiem,
lekarza nie było na miejscu i musieli go szukać, trzeba też było odnalezć
niezbędną aparatura medyczną, no i zanim wrócili...
Barney potarł dołek, w którym, jak czuł, uformowała się lodowata bryła
wielkości kuli armatniej.
- Film musi być ukończony do poniedziałku rano, a teraz jest sobota po
południu. Jak dotąd nakręciliśmy trzy minuty nadającego się do wykorzystania
materiału, a mój gwiazdor leży ze złamaną nogą. Czas! Nie mieścimy się w
czasie! - Spojrzał dziwnie na profesora. - Czas? Dlaczego by nie? Możemy
70
Harry Harrison - Filmowy wehikuł czasu
mieć do dyspozycji cały czas - jeśli tylko zechcemy, nieprawdaż? Jest pan
przecież w stanie znalezć spokojne miejsce, w rodzaju tego, w które wysłał
pan Charleya Changa. To samo można zrobić z Rufem. Tam się wykuruje!
Zanim profesor Hewett zdążył odpowiedzieć, najwyrazniej czymś
podekscytowany Barney ruszył kłusem przez obóz i wpadł do przyczepy Rufa
nie zadając sobie nawet trudu, by zapukać. Noga aktora obłożona była
łupkami aż po biodro. Lekarz, który właśnie mierzył choremu puls, spojrzał na
niego surowo.
- Drzwi były zamknięte nie bez przyczyny.
- Dobrze to wiem i widza, że nikt przez nie nie wchodził. Przepiękna robota -
dodał patrząc na Rufa. ale... czy pozwoli pan zapytać jak długo to potrwa?
- Dopóki nie zabiorę go do szpitala... - To znakomicie! Niezwykle szybko!
- ...gdzie zdejmę tymczasowe łupki i założę gips. Wtedy potrwa to co
najmniej dwanaście tygodni. To absolutne minimum. A potem pacjent będzie
musiał chodzić o kulach nie krócej niż miesiąc.
- Tak, nie wygląda to zle - w istocie rzeczy brzmi to zachęcająco, nawet
bardzo zachęcająco. Chciałbym, aby pan dobrze się opiekował tym
pacjentem, troszczył się o niego, jak o własne dziecko, a jednocześnie spędził
w tym czasie wakacje. Wyszukamy cudowne, spokojne miejsce, w którym obaj
będziecie mogli odpocząć.
- Nie bardzo rozumiem o czym pan mówi, ale to, co wydaje się pan
sugerować nie wchodzi w rachubę. Mam praktykę i najprawdopodobniej nie
mógłbym sobie pozwolić na dwunastotygodniową przerwa, ba! - nawet na
dwudziestoczterogodzinną. Mam bardzo ważne spotkanie dziś wieczorem i
musze natychmiast wracać. Pańska sekretarka zapewniła mnie, że będę w
domu o czasie.
- Bezwzględnie - odparł Barney ze spokojną pewnością siebie. - Na
dzisiejsze spotkanie przybędzie pan punktualnie, a w poniedziałek uda się pan
do pracy. W dodatku spędzi pan wakacje - całkowicie na nasz koszt. Poza tym
zapłacimy panu trzymiesięczne honorarium. Czyż nie brzmi to wspaniale?
Powiem panu w jaki sposób to nastąpi...
- Nie!!! - zaskrzeczał ze swego łóżka Ruf. Zdołał się w nim nawet unieść na
tyle, by móc słabo potrząsać pięścią. - Wiem, co próbujesz zrobić, lecz moja
odpowiedz brzmi: nie! Skończyłem z tym filmem. Widziałem, co się stało na
plaży i nie chce brać w tym więcej udziału.
- Ale, Ruf...
71
Harry Harrison - Filmowy wehikuł czasu
- Nie próbuj mnie zagadać, Barney, nie przekonasz mnie. Mam kłopoty z
nogą i kończę z tym filmem, zresztą nawet gdyby nie ta noga, to miedzy nami
wszystko i tak byłoby skończone. Nie zmusisz mnie do grania.
Barney otworzył usta - miał na końcu języka bardzo trafną uwaga, świetnie
określającą walory Rufa jako aktora - lecz w nagłym przypływie niezwykłej u
niego samokontroli, zamknÄ…Å‚ je z powrotem.
- Dobra, porozmawiamy o tym rano, jak się dobrze wyśpisz - wymamrotał
przez zaciśnięte zęby i wyszedł, by nie powiedzieć coś, czego pózniej mógłby
żałować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • skierniewice.pev.pl
  •